Konskurs, psy myśliwskie. Wtajemniczenie ?!



Bladym świtem w niedzielę wraz z przyjaciółmi wyjechaliśmy z Łodzi do Malanowa na konkurs retrieverów klasy A,B,C. Zgłoszonych zostało 25 psów, a ja jadę jako fotograf-reporter czyli zbędny bagaż . Przy okazji będę fotografem, bo głównie jadę kibicować Ali i naszemu Duchowi.

Dotarliśmy przed godziną 8 do leśniczówki położonej między trzema stawami, na dworze panował chłód przenikający do kości. Część ludzi czekała już ze zgłoszonymi do konkursu psami na miejscu i poinformowała nas że całość imprezy się opóźni, bo w drodze są jeszcze uczestnicy, którzy pobłądzili. Miejsce konkursu to głusza położona na obrzeżach Łodzi. Cicho i spokojnie, tylko na niebie szybuje sokół sprawdzający, kto zakłóca spokój na jego terytorium. Około godziny 9.30 zaczęła się odprawa czyli przedstawienie sędziów oraz losowanie numerów startowych dla menerów z psami. Na konkurs dojechały 23 psy. Przy losowaniu numerów uczestnicy podzieleni zostali na grupy, każdy mener otrzymał mapkę gdzie rozgrywane są poszczególne konkurencje i w jakiej kolejności ma się na nie stawić. Więc zapakowaliśmy się do autka i ruszyliśmy w poszukiwaniu pierwszego stanowiska.



Pierwszą konkurencją Ali i Ducha jest „marking”. Podchodzimy do stanowiska, Ala melduje siebie i psa sędziemu jako gotowych do rozpoczęcia konkurencji i zaczynają. Przycupnęłam obok jakiegoś chojaka, tak aby nie przeszkadzać. Ala zdejmuje Duchowi otok, wydaje komendę „siad”. Duch już wie co będzie się działo, przez obiektyw aparatu widzę jak przez jego ciało przebiegają dreszcze. Padają strzały, na ziemię spadają bażanty, każdy w innym kierunku. Sędzia wydaje polecenie menerce aby kazała psu szukać. Duch tylko na to czekał, spojrzał na Alę i usłyszał „szukaj”. Poszedł w prawą stronę prosto do celu, podniósł bażanta i oddał go prawidłowo. Ala wysyła go po następnego, który leży gdzieś po środku polany. Ducho szuka, poleciał trochę za daleko, cofa się. Widzę, że jest bardziej skupiony i znalazł. Ten bażant to chyba mały słoń. Duch złapał go tak, że skrzydło przysłoniło mu jedno oko ale to wcale mu nie przeszkadza. Teraz rwie do Ali, siada przed nią oddaje znalezione trofeum. Został wysłany po trzeciego ptaka, ten leży gdzieś z lewej strony polany, nawet ja nie zauważyłam gdzie upadł. Duch najwyraźniej widział wszystko, poszedł prosto do celu, podniósł i leci do Ali. Śmiesznie wygląda, bo jakieś piórko oderwało się i przykleiło centralnie na czole. Tego też oddaje prawidłowo z siadu. Konkurencja zakończona pochwałą sędziego i wpisaniem do karty ocen „maxa” czyli 4 punktów. Duchowi sprzątanie ptaków z pola zajęło niecałe 3 minuty; a ja mam niesmak bo jak na mój gust za szybko. Wracamy do auta, ze względu na duże odległości między stanowiskami najlepiej poruszać się samochodem.

Druga konkurencja to „włóczka z ptaka”. Ponownie Ala przykładnie melduje sędziemu siebie i psa, na moje oko ten pan wygląda groźnie. Sędzia przypomina co wolno menerowi i psu. Zaczynają a ja kątem oka dostrzegam pomocników sędziego, z workiem bażantów, jakieś 4 metry od ścieżki. Chciałam się odezwać ale mi nie wolno. Ala podprowadza Ducha na początek ścieżki, karze mu szukać i puszcza go z otoku. Duch z nosem przy ziemi wącha ale nie idzie przed siebie tylko zawraca do pomocników i do interesującego worka. Sędzia ochrzania ich i wygania głęboko w las, przeprasza Alę i prosi o ponowne naprowadzenie psa na ścieżkę. Duch już spokojniej idzie po włóczce, skręca w prawo potem w lewo, zatrzymuje się, podnosi bażanta, zawraca prosto do Ali i oddaje prawidłowo. Sędzia wpisuje punkty za wykonanie konkurencji lecz urywa jeden punkt, choć winy psa nie było żadnej. No cóż, jak to w życiu bywa zawinili ludzie zapłacił pies. Wróciliśmy do auta i podjechaliśmy na następne stanowisko.

Teraz posłuszeństwo i aport z lądu. Te dwie konkurencje sędziuje jeden, bardzo wymagający, sędzia. Do miejsca, gdzie rozgrywane są oba zadania, przechodzimy po grobli między dwoma stawami. Chwilę czekamy bo „aport z lądu” kończy właśnie piękna suczka labradora. Ala z Duchem rusza przez polanę do sędziego a ja cichcem za nimi. Mąż Ali, Bartek, szeptem prosi - nie leź zbyt blisko. Ech, dobra, siadam tuż przy lisiej zagrodzie i czekam. Ala zameldowała siebie i psa gotowych do wykonania konkurencji. Przemknęła mi myśl, że posłuszeństwo Duch powinien wykonać bezbłędnie. Sędzia wydaje polecenie „proszę zaczynać”. Początek prosto – ruszyli, Duch co raz spogląda na Alę i idzie przy nodze. Sędzia spod lasu prosi o skręcenie w lewo - płynnie wykonują polecenie, potem w prawo i zawrócić. Potem każe wysłać Ducha w pole. Zastanawiam się czy Duch wykona polecenie bo nie było strzału i może uzna, że nie ma takiej potrzeby by iść w pole. Ala wysyła Ducha, ten odbiega na 30 metrów i na komendę „do mnie” wraca i siada przy nodze Ali. Uff, zrobione i już się cieszę, że ma „maxa” lecz sędzia prosi Alę z psem pod ścianę lasu i karze go odłożyć. Duch zostaje sam a sędzia z Alą wchodzą w las. Pada strzał, Duch spogląda w niebo i na mnie ale nie podnosi tyłka. Oczom własnym nie wierzę! Wytrzymał! Ala wraca do psa i chwali za świetnie wykonaną robotę. Teraz „aport z lądu”. Ala z Duchem siedzącym przy nodze pośrodku polany, czy Duch wytrzyma do momentu komendy?



Pada strzał, na ziemię spada bażant. Cisza... a ja zaraz się uduszę bo zapomniałam oddychać. Słyszę jak sędzia mówi do Ali „proszę wydać komendę psu” i w tym samym momencie Duch podrywa się i gna po aport. Robi to w takim tempie, że nie nadążam robić zdjęć. Duch podniósł bażanta i chwilę później siedział przed Alicją z aportem w pychu. Pięknie oddał ale nie zmienia to tego, że nadal nie wiem czy Ala zdążyła wydać komendę czy ja jestem głucha. Konkurencje wykonane i czekamy teraz na ocenę sędziego. Posłuszeństwo - 4 pkt., aport z lądu... tak jestem głucha. Duch za wcześnie podniósł dupsko i komentarz sędziego „pies, który ma w żyłach krew nie wodę”... Fajnie, ale cóż z tego jak punkt urwał i Duch dostał 3 pkt.

Przed Alą i Duchem jeszcze „aport z wody”, „aport z szuwarów” i „włóczka z królika”. Patrzę na Alę, spokojna i opanowana. Natomiast Duch nakręcony tak, że podejrzewam jakby kazali mu zaaportować dzika to by go przytargał, a co! Rezygnujemy z jeżdżenia samochodem i przemieszczamy się pieszo. Jak spojrzałam na te hektary, które trzeba przemierzyć to zaświtała mi myśl, że nogi to mi wlezą w pewną część ciała. Ale czego nie robi się dla przygody i możliwości obserwowania pracy menera i psa. Po obejściu dwóch stawów docieramy do następnej grobli. Tu oceniane są konkurencje „aport z wody” i „aport z szuwarów”. Te konkurencje sędziuje również jedna sędzina. Ala ponownie melduje siebie i psa gotowych do wykonania zadania.

Duch po komendzie grzecznie siada przy nodze na wprost stawu i znowu widzę jak go trzęsie i targają nim emocje. Oj, żeby tylko nie spartolił! Pada strzał i chwilę po nim słyszę plusk wpadającej do wody kaczki. Sędzina prosi o wysłanie psa po aport i Ala wydaje komendę. Słyszę, bo nie widzę (brzeg zarośnięty trzcinami), jak Duch wpada do wody i po chwili wyłania się z kaczką, którą prawidłowo oddaje. Tu musiałam skomentować, że warunki dla fotografa do bani. Czas na „aport z szuwarów”. Ala stara się wyciszyć Ducha a ten grzecznie siada przy nodze. Pada strzał. Nikt z nas, chyba nawet sam Duch, nie zauważył gdzie spadła kaczka. A szuwary gęste i wysokie na dwa metry i jeszcze śmierdzi rozkładającą się roślinnością, błee...

Ala wysyła psa po aport. Biedny, będzie musiał nieźle się naszukać. Z tego wszystkiego zapomniałam, że mam robić zdjęcia i polazłam na brzeg obserwować pracę psa. Przez moment mignął mi gdzieś w tych trzcinach. Duch cały czas szuka, w pewnym momencie wyszedł na skraj trzcin, stanął i wyciągnął głowę. I ruszył. Z tyłu słyszę komentarz pomocnika sędziego „mądry pies szuka nosem”. Hę… a czym ma szukać jak tam na pół metra nic nie widać? Po minucie Duch wraca z kaczką. Uff... mnie odblokowało i zrobiłam parę fotek. Sędzina wpisuje za obie konkurencje dwa razy po 4 pkt.
Ostania konkurencja to „włóczka z królika”. Idziemy na skuśkę przez pola, do malutkich punkcików poruszających się na widnokręgu. Tam, zgodnie z mapką, jest nasze stanowisko. Idziemy w piątkę - Ala, Ela, Bartek, Duch i ja. Nie odzywam się nawet nie wiem o czym cała reszta rozmawia. Zostałam myślami przy tych cholernych trzcinach, delektuję się obrazem jak dumny Duchol wychodzi z nich z kaczką w pychu. Gdzieś we mnie budzi się nadzieja, że jeśli Duszek zrobi prawidłowo ostatnie zadanie będzie miał dyplom pierwszego stopnia. Pies, który pierwszy raz bierze udział w tak poważnym konkursie. Ech, zresztą to nie jest najważniejsze, mam okazję obserwować pracę świetnie zgranego tandemu jakim są Ala z Duchem. Robią to, co przynosi im wielką radochę i oto w tym całym zamieszaniu chodzi! Tak rozmyślając nawet nie zauważyłam kiedy dotarliśmy na miejsce.

Ala z Duchem ponownie melduje sędziemu gotowość do ostatniej konkurencji i ten, jak każdy z sędziów, przypomina co wolno menerowi i psu. Prosi o podprowadzenie psa na początek włóczki i wydanie komendy. Nie bardzo wiem czy mam robić zdjęcia czy zacisnąć kciuki i oczy, tak na wszelki wypadek. Duch na komendę ruszył z nosem przyklejonym do ziemi i tyle go widziałam bo przysłonił go pagórek a ja siedzę na ziemi nie chcąc stracić najlepszych ujęć. Wszystko co wiem to to, co podsłuchuję od sędziego, który mówi do Ali, że pies idzie jak po sznurku Znalazł i już ponownie widzę go na pagórku. Leci do Ali z królikiem w pysku, pięknie siada i oddaje aport a ja czekam na ocenę. Jest 4 ... huraaa !

Teraz Bartek odnosi kartę ocen do sędziego głównego a my robimy sobie piknik na skraju lasu i czekamy na pozostałych zawodników, aż zakończą zadania konkursowe. Po jakimś czasie przenosimy się pod leśniczówkę. Tam płonie ognisko i każdy kto chętny może sobie upiec kiełbaskę. Powoli zjeżdżają sędziowie ze stanowisk, zjedzą obiad i będzie podsumowanie i zakończenie imprezy. Długo to trwało ale i psów biorących udział w konkursie było bardzo dużo. Z 23 psów - dwa startowały w klasie A, dwa klasie C, reszta w B. Z ras biorących udział było 16 labradorów, 4 flaty, 3 goldeny. Po podsumowaniu punktów okazało się, że Duch zdobył 4 miejsce na 19 startujących psów. Super !!! Bałam się tylko tego, że moja obecność będzie źle na Ducha wpływać bo od dwóch lat Duch jest wystawiany przeze mnie na wystawach. A może nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło?



Tak na marginesie zastanawiałam się od zawsze co ludzi pcha do udziału w takich konkursach, ganianiu po lesie, polu czy śmierdzącej zgnilizną wodzie. Teraz już wiem i chcę jeszcze!
Bohaterowie tego opowiadania to :
Alicja Szymańska – szkoleniowiec
Polka CZARNY DUCH pies rasy Flat coated retriever.

Jolanta Niedzielska
www.hodowla-polka.pl
WORTAL PSY24.PL

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie