Pies i prawo: Pies jako rodzina zastępcza

W dobie internetu, wszechogarniającej materializacji, pogoni za pieniądzem, masowej emigracji młodego pokolenia Polaków, pojawia się narastający problem samotności. Potrzeba ciepłego kontaktu, empatii, niejednokrotnie rozwiązywana jest poprzez stwarzanie namiastki, zastępczej rodziny w postaci ptaków, czy zwierząt.

W mojej praktyce biegłego sądowego z zakresu kynologii, spotykam się od czasu do czasu z niebywale smutnymi sytuacjami.  Dotyczą one najczęściej starych kobiet. Ale bywają też mężczyźni. Scenariusz powtarza się. Stado, niejednokrotnie kilkudziesięciu psów, rasowych, raso podobnych, mieszańców, kundli. One stanowią otoczenie samotnej kobiety, która na wszystko im pozwala, gdyż stanowią jej „rodzinę”. Kocha je bezgranicznie. Żyje w bardzo trudnych warunkach materialnych. Siły fizyczne i możliwości materialne, najczęściej są bardziej niż skromne. Z tego wynika tragiczny obraz nędzy, bałaganu, brudu, ubóstwa. Ale pomimo tego, taka „psio ludzka” grupa czuje się szczęśliwa.

Wybrali, a częściowo zostali skazani na takie życie. Ktoś zapyta – dlaczego skazani? Dlatego, że wspomniane stado najczęściej rozrasta się bez woli opiekunki. W okolicznościach kiedy gospodarstwo prowadzone jest w samodzielnym domu, „życzliwi ludzie” przerzucają przez płot kolejne, dodatkowe czworonogi… Nowy przybysz zostaje przyjęty. Najwyżej okres adaptacji opłaci pogryzieniem przez „miejscowych”. Gorzej gdy „ludzko psia” rodzina mieszka w bloku i stanowi ogromną uciążliwość dla sąsiadów.

Wróćmy do przypadku samodzielnie stojącego domu w podwarszawskiej miejscowości. Miałem możność obserwacji postępowania związanego z odebraniem kontuzjowanego psa, z rozległymi problemami zdrowotnymi, częściowym porażeniem centralnego układu nerwowego itp. itd. Tego typu nieszczęśnik, przebywający w grupie innych psów, zajmuje w hierarchii stada odległe miejsce. Konsekwencją tego są pogryzienia, niegojące się kolejne rany itp. itd. Ktoś zobaczył. Ktoś doniósł. Interweniowała policja wespół z pogotowiem dla zwierząt. Pomimo protestów właścicielki, pies został odebrany. Ma szczęście. Znalazł się człowiek, który go wziął. Czworonóg dostał „wikt i opierunek” z prawdziwego zdarzenia. Zorganizowano opiekę weterynaryjną. Poprzednio, to wszystko, z przyczyn obiektywnych, nie było możliwe.

Nie oznacza jednak końca sprawy. Stara, samotna kobieta autentycznie kocha swoją „psią rodzinę” i zrobi wszystko co w jej mocy ażeby wspomniany nieszczęśnik wrócił. Zakłada sprawę sądową. Zarzut stanowi przywłaszczenie psa o wartości 500 zł !!! Tak oszacowana wartość stwarza kwalifikację prawną uruchamiającą postępowanie. Chory, kontuzjowany pies, z niedowładem kończyn, porażeniem żuchwy, kundelek, nie przedstawia żadnej wartości rynkowej. Tym bardziej kynologicznej. Ale czy uczucia można kwalifikować wg materialnych wyznaczników? Uruchomiona zostaje procedura dochodzeniowa, powołany biegły, którego zadaniem jest określenie wartości ogólnej i wartości rynkowej wspomnianego psa.

Konkluzja może być jedna. Określenie wartości, w kategoriach finansowych, psa stanowiącego przedmiot postępowania, jest niejako pochodną kosztów utrzymania, zwłaszcza żywienia oraz ponoszenia koniecznych kosztów zabiegów weterynaryjnych. Tym samym, jego wartość ogólna jest niska, bliska zeru. Zwłaszcza, że szeroko rozumiana opieka generuje znaczne koszty. Również wartość rynkową, zwłaszcza biorąc pod uwagę w/w problemy zdrowotne, określa się na poziomie „0”.

Dodatkowym uzasadnieniem takiej wyceny, która ma kwalifikację prawną, jest bardzo nikłe prawdopodobieństwo ażeby ktokolwiek chciał kupić dorosłego psa, kundla, z opisanymi wyżej problemami zdrowotnymi. Wszystko wskazuje, że odzyskanie psa, członka psio - ludzkiej rodziny nie będzie możliwe. Dla dobra psa, a także samotnej kobiety. Pozostaje rozwijający się, smutny problem.

Jan Borzymowski
psy24.pl
 

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie