BLOODHOUND- Zagadka bloodhounda

Mało jest ras o tak długiej i pełnej tajemnic historii jak bloodhound lub, jeśli ktoś woli, pies św. Huberta. Początki istnienia rasy giną w pomroce dziejów, wiadomo jednak, ze już starożytni Celtowie posiadali długouche psy myśliwskie o doskonałym węchu, które miały dać początek wszystkim europejskim rasom psów gończych. Jednak niektórzy badacze wyprowadzają te psy od jeszcze dawniejszych przodków, przywołując za przykład malowidła naskalne, z których, za najstarsze uchodzi znalezione w perskiej jaskini Belt i jest datowane na ok. 9500 lat przed Chrystusem.

Badacze dowodzą, ze psy zostały najprawdopodobniej udomowione około 18 000 lat przed c Chrystusem. Pierwotne psy miały podobnie jak wilki stojące uszy i pierwotne umaszczenie- aguti. Obwisłe uszy pojawiły się dopiero u zwierząt udomowionych, co dowodzi, ze gończe pojawiły się w czasach, kiedy psy od dawna były już hodowane przez ludzi. Faktem jest, ze pierwsze wizerunki psów w typie dzisiejszego bloodhounda, pochodzą z wykopalisk babilońskich. Znaleziono tam wykonane z terrakoty figurki, które przedstawiają mocnej budowy psy ze zwisającymi uszami, zdaniem niektórych- lżejsze mastify, zdaniem innych- bezpośrednich przodków psów gończych.

Jeśli wierzyć greckiemu historykowi Herodotowi, psy, które z powodzeniem używane były podczas wojen, miały pochodzić z Indii i były hodowane w specjalistycznych hodowlach czterech miast Mezopotamii. Podobno psów tych używano także do polowania na lwy, jednak ich zadaniem nigdy nie było bezpośrednie atakowanie zwierzyny, a jedynie jej osaczanie i gonienie w stronę myśliwych.

Kolejnym odnalezionym wizerunkiem psa o wyraźnych cechach gończego jest przechowywana w Nowojorskim Metropolitan Muzeum figurka z kości słoniowej, będąca prawdopodobnie dziecięcą zabawka. Przedstawia ona psa z ruchoma szczeka i jest datowana na rok 1375 p.n.e.Ciekawe wizerunki mocnych psów gończych podczas polowania znaleziono także w ruinach pałacu króla Asurbanipala w Niniwie. W rejonie morza śródziemnego znajdowano również szczątki i wizerunki psów gończych, jednak, najprawdopodobniej pochodziły z późniejszych czasów- niektórzy badacze sugerują, ze psy zostały przewiezione przez posiadających szerokie kontakty handlowe Fenicjan, którzy mieli sprowadzić do Europy także i charty. Kiedy Rzymianie w 55 .roku wylądowali na wyspach brytyjskich znaleźli tam ciężkie psy w typie mastifa, używane także do polowania.

Jednym z pierwszych starożytnych traktatów, w którym wspomina się o polowaniu z udziałem psów, jest dzieło Ksenofonta (który pozostawił nam także wiele informacji dotyczących koni i jazdy konnej w starożytności) zatytułowane” Cynegeticus”. Kolejnym starożytnym pisarzem zajmującym się polowaniem i psami myśliwskimi był Flawiusz Arrianus, autor innego poczytnego traktatu o psach i polowaniu, który w wielu odpisach zachował się do czasów nowożytnych.

Wiadomo, ze już przed naszą era, z dzielnych psów myśliwskich o wyjątkowym węchu słynęli Celtowie, mieszkający po obu stronach kanału la Manche. O pochodzeniu tych wspaniałych czworonogów zachowały się różne przekazy, jednak najciekawsza chyba jest legenda, którą w średniowieczu spisał niejaki John Manmouth. Otóż bohater „Eneidy” Wergiliusza, Trojańczyk Eneasz, po ucieczce ze zniszczonej Troi, dotarł po wielu przygodach do Italii i doczekał się tam kolejnego syna, Siluiusa, który stal się założycielem królewskiej dynastii. Niestety, pewnego dnia podczas polowania na jelenia jego syn Brutus strzelając z łuku do uchodzącego zwierza, śmiertelnie ranił ojca. Wrogowie zarzucili mu jednak działanie z premedytacją, a ze czasy i zwyczaje były okrutne , młody Brutus (nie należy go mylić z zabójcą Cezara) wolał opuścić kraj i udać się na wygnanie. jednak nie potrafił rozstać się ze swoimi ukochanymi psami myśliwskimi i wsiadając na statek zdecydował się zabrać je ze sobą. Podczas długiej wędrówki po morzach Brutus dotarł do Grecji gdzie odnalazł i zebrał potomków dawnych Trojańczyków, i wszyscy razem wyruszyli na poszukiwanie nowej ojczyny. Z Grecji również zabrano grupkę dzielnych psów myśliwskich, a wyprawa szczęśliwie minęła Gibraltar i ostatecznie wylądowała na wyspie Armone w dzisiejszej Bretanii, gdzie Brutus założył silną kolonię. W wiele lat później koloniści zajęli Kornwalie i osiedlili się tam ostatecznie, oczywiście, razem ze swoimi psami. Takie właśnie miały być początki owych słynnych „southern dogs” wspominanych przez średniowiecznych angielskich kronikarzy.

W angielskiej literaturze pierwsze wzmianki o wielkich psach o zwisających uszach i nadzwyczaj czułym węchu można znaleźć w pismach z polowy XIV wieku, kiedy po raz pierwszy od czasów antycznych pisarze zajęli się psami i tym, co z nimi związane. Wiadomo, ze psów w tym typie, używano w średniowieczu do polowania na jelenie i dziki jako tzw. lyam- hounds, zwane także limerami (Limier, Lyme-Ho, Lymer),… Psy te nie uczestniczyły ze właściwym polowaniu, ale prowadzone na długiej lince (leash, lyam) miały za zadanie odnaleźć zwierzynę i podjąć jej zimny trop. Kiedy zwierzyna została wytropiona w swej ostoi („harboured”), limery były odprowadzane, a do polowania włączały się właściwe gończe, zwane raches lub running hounds, wyspecjalizowane w pracy na świeżym śladzie, i to one kontynuowały polowanie.

Limery tradycyjnie jednak nagradzano porcja mięsiwa z upolowanej sztuki, doceniając ich niepodważalne zasługi. Według niektórych badaczy, limery mogły być ponownie użyte, w roli posokowca, jeśli ranne zwierze uszło myśliwym, to jednak nie jest pewne, gdyż żaden z takich ciężkich psów nie mógłby stawić czoła rozjuszonemu rannemu bykowi jelenia lub odyńcowi- na inne zwierzęta wówczas nie polowano. Poza tym psy, które dobrze pracują na zimnym śladzie, bardzo ceniono i nie narażano ich niepotrzebnie. Tak, więc jeśli rzeczywiście ich używano, to zapewne tylko wtedy, kiedy ciężko ranna zwierzyna uszła daleko i chodziło więc o odnalezienie martwego już zwierzęcia.

Podobnie polowano z ciężkimi gończymi w typie bloodhounda także iw Polsce za czasów Jagiellonów, psy takie miały nawet swojską nazwę- zwano je, bowiem „ślednikami”, i one także używane były łownie do zlokalizowania zwierzyny łownej.Wiadomo, ze masywne psy gończe przybywały na nasze tereny razem z powracającymi do kraju krzyżowcami (legenda mówi, ze król krzyżowiec Ryszard Lwie Serce do ziemi świętej miała udać się w towarzystwie swoich dwóch ukochanych bloodhoundów, które w obronie przed „zauroczeniem’ wyposażył nawet w czerwone obroże). Istnieją dowody, ze takie psy hodowano nawet w polskich posiadłościach rycerzy zakonnych: joannitów, templariuszy i krzyżaków.

Ze źródeł historycznych, możemy się także dowiedzieć, ze liczna złaja psów św. Huberta stanowiła cześć wiana królowej Jadwigi, pochodzącej, jakby nie było z dynastii andegaweńskiej. Podobne w typie psy importowali i hodowali także i Jagiellonowie, a pewne dane wskazują, ze psów tych używano także do tropienia zbiegłych więźniów. Za czasów Zygmunta Starego takie właśnie psy zwykło się nazywać „psami mediolańskimi”, jako ze wiele z nich było importowanych właśnie z ojczyzny królowej Bony. Także i w Polsce psy te cieszyły się szczególnym szacunkiem, i, jako jedyne były karmione mięsem, a nie omaszczoną łojem śrutą, jak to bywało w zwyczaju.

Dokładna analiza źródeł historycznych pozwala Także przypuszczać, ze psy w typie bloodhounda już od początków istnienia rasy były używania do tropienia ludzi, świadczą o tym m.in. spisane biografie szkockich władców Roberta the Bruce (1307) i Williama Wallace (1270- 1305), które wspominają o użyciu tzw. „sleuth- hounds”. Dokładniejszy opis wskazuje, ze bloodhound i sleuth hound (slough- dog, Sleuth (Sleut) hound, Slot or Slough hound (‘Slot’ meaning to track) to jedna i ta sama rasa, która w XVI wieku chętnie była używana przez strażników i wojsko na terenach pogranicznych pomiędzy Anglią i Szkocją.

W siedemnastym wieku, kiedy polowanie na jelenie stało się przywilejem zastrzeżonym dla nielicznych arystokratów, a dziki na terenach wielkiej Brytanii definitywnie wyginęły, najpopularniejszym obiektem polowania stal się lis, na którego polowano już bez udziału ciężkich limerów. W modzie stały się lżejsze i szybsze psy głośno głoszące zwierzynę, jak np. foxhoundy, wyhodowane poprzez krzyżowanie bloodhoundów z lżejszymi rasami (wspomnianymi już raches).

Według znanych źródeł, słowo „bloodhound”: na określenie dużego psa gończego po raz pierwszy zostało użyte w poemacie „William of Palerne” lub „William and the Werwolf”. Romans ten jest angielskim tłumaczeniem popularnej francuskiej chanson de geste „Guillaume de Palerne” (ok. 1220) dokonanym na polecenie księcia Herefordu, Humphreya de Bohun. Jest to fantastyczna opowieść o księciu, który wychował się miedzy wilkami i po wielu perypetiach poślubił córkę rzymskiego cesarza, z którą następnie musiał uchodzić do lasu… W pogoni za zbiegami do lasu puszczono właśnie owe „blood houndes bold” i dopiero pomoc wiernych wilków pozwoliła młodej parze ujść z życiem.

Przedstawienie psów w takiej właśnie roli, wskazuje, ze bloodhoundy już w tym okresie znane były ze swej zdolności podążania ludzkim tropem i Że były na tym polu niezawodne… Warto zarazem wspomnieć, ze we francuskim oryginale romansu mówi się zwyczajnie o psach (chiens) nie specyfikując, o jaką rasę chodziło. Podobne sytuacje zostały opisane w dwóch innych, późniejszych już, dziełach: Barbour’s The Bruce (1375) i w romansie o losach Williama Wallace (1470) minstrela Henry’ego (zwanego tez „Ślepym Harrym”- Blind Harry). Wszystko to wskazuje, ze już w średniowieczu użycie psów myśliwskich do tropienia zbiegów nie było bynajmniej rzadkością.

Wiadomo z cala pewnością, ze po bitwie pod Hastings (1066), kiedy na tronie angielskim zasiadł Wilhelm Zdobywca, z Francji do Anglii sprowadzono wiele cennych koni, psów i sokołów- nowa arystokracja traktowała łowy na grubego zwierza jako ulubiona rozrywkę. Należy przy tym zwrócić uwagę, ze nazwa bloodhound jest nazwa pochodzenia germańskiego (blood, blut, hound, Hunde), co raczej wskazywałoby na brytyjskie korzenie takich psów gończych. Podobnie słowo „raches” na określenie psów gończych goniących zwierzynę po ciepłym tropie, to słowo rdzenne, nie zaś pochodzące z języka francuskiego, jakby się można było spodziewać. A zatem wydaje się, że tradycje i sposób polowania za Normanów, nie zmieniły się od czasów, gdy na tronie angielskim zasiadali Anglo- Saksonowie, jak jednak było z psami? Można przyjąć, ze limerów, czyli psów tropiących, używano wyłącznie do polowania na jelenie i dziki, podczas gdy na lisy i zające już od zarania wieków polowano bez ich udziału.

Kolejnym źródłem informacji o historii bloodhounda, szczególnie w Wielkiej Brytanii, może być słynne dzieło, uważane za renesansowa encyklopedie psów, mianowicie „De canibus britannicis” wydane w Anglii w roku 1570 a napisane po łacinie przez zasługującego na szacunek królewskiego nadwornego lekarza Johna Keysa, który podpisywał się łacińskim imieniem Joannes Caius. Traktat ten został szybko przetłumaczony na język angielski i do dziś dostarcza nam wielu informacji o ówczesnych psich rasach. Otóż w dziele tym możemy znaleźć wzmiankę, iż „największy rodzaj psów służących do polowania, ma długie obwisłe wargi i długie uszy….”.Keys wspomina także, ze psy te miały bardzo czuły węch. Podaje, ze tradycyjnie utrzymywano je także na terenach granicznych, aby ścigać z powodzeniem złodziei bydła. W innym miejscu wspomina, także, choć pobieżnie, o psach pracujących na krwawym tropie rannej zwierzyny (sanguinarii), ale czy były to te same psy, trudno autorytatywnie stwierdzić… Biorąc pod uwagę fakt, ze średniowieczne polowanie wymagało wcześniejszej identyfikacji zwierzyny (absolutnie zabronione było polowanie np. na łanie lub na młode zwierzęta) i traktowano je nadzwyczaj sportowo, tak więc, zapotrzebowanie na psydochodzące do rannej zwierzyny po krwawym tropie było stosunkowo niewielkie.

W swoim traktacie Keys opisuje psy poczynając od terrierów i kończąc na gończych (hound), przy czym, jako pierwszego z gończych wymienia właśnie bloodhounda, a jako następne wyspecjalizowane rasy przedstawione są otterhound i foxhound, również popularne w epoce elżbietańskiej. Wiadomo także, że bloodhoundy występowały także w średniowiecznej heraldyce, gdzie miały oznaczać szlachetną i uczciwą walkę, wytrwałość i miłosierdzie w stosunku do pokonanego wroga, co jest dowodem, ze psy te były już w początkach istnienia rasy obdarzone były nadzwyczaj łagodnym charakterem.

Keys sporo miejsca poświęca także pracy bloodhoundów na ludzkim śladzie, opisując z podziwem, ze psy te nie dość, ze mogą podjąć zimny ślad złodzieja i podążać za nim przez wiele kilometrów, nie zważając na naturalne przeszkody jak strumienie czy rzeki, ale także potrafią zidentyfikować przestępcę nawet w tłumie ludzi… Podaje, ze psy używane do tego celu były za dnia trzymane w ciemnych kennelach i wypuszczane na wolność tylko o zmierzchu, aby były zdolne pracować w ciemnościach, gdyż do większości kradzieży dochodziło właśnie o tej porze… Podaje także, ze bloodhoundy tradycyjnie pracowały w milczeniu nigdy nie głosząc zwierzyny. Niewątpliwie ogromna skuteczność i determinacja w pracy tych psów sprzyjała powstawaniu legend o ich niebywałej krwiożerczości i  okrucieństwie, w większości wyssanych z palca.

Kolejnym źródłem wiedzy o angielskich psach gończych w dobie renesansu był wydany w roku 1575 traktat „ The Noble Art of Venerie or Huntying,” uznany ogólnie za dzieło szlachetnie urodzonego pana nazwiskiem Turbevile (d’Urbeville), choć niektórzy przypisują raczej jego autorstwo George’owi Gascoigne. Dzieło to dostarcza więcej ciekawych wiadomości niż praca Keysa, który, jak się wydaje, znajomość dużych gończych wśród czytelników uznał niemal za pewnik, zupełnie jak w przypadku naszego cytatu „Koń, jaki jest- każdy widzi”. Natomiast traktat Turbevile’a dotyczy raczej szeroko pojętej sztuki polowania i wspomina wyłącznie o psach myśliwskich, ich cechach charakterystycznych i pracy podczas polowania. Większość materiału przedstawionego w traktacie jest tłumaczeniem wydanego we Francji w roku 1561 traktatu „Le Venerie” Jacquesa du Fouilloux. I tutaj właśnie, autor tłumacząc francuskie słowo limier, podobnie jak limer oznaczające psa pracującego na długiej smyczy, używa słowa bloodhound. Oczywiście, można przypuszczać, że w XVI wiecznej angielszczyźnie słowo limer stało się już archaiczne i takie tłumaczenie miało być bardziej dostępne dla angielskiego myśliwego praktyka. Oczywiście „limier” lub limer to nie jest oczywiście synonim bloodhounda, gdyż określa przede wszystkim funkcję, jaką pies ten pełnił, a nie konkretną rasę. Niemniej jednak można przypuszczać, ze w ówczesnej Anglii  jako limerów w tym czasie używano już wyłącznie bloodhoundów, najlepiej nadających się do tej pracy.

Traktat Turbevile’a, jest także pierwszym dziełem, w którym możemy napotkać stwierdzenie, ze bloodhound i chien de ST. Hubert są blisko spokrewnione, ba, autor sugeruje, ze jest to ta sama rasa. Wspomina on, ze pierwotnie psy św. Huberta były ciemne, najprawdopodobniej czarne podpalane, jednak z czasem zaczęły występować we wszystkich odmianach umaszczenia. Podaje także, ze ta prastara (już wówczas) rasa była hodowana w opactwie w Ardenach, na pamiątkę jej patrona, Św. Huberta, już od początków istnienia klasztoru. Dalej możemy się dowiedzieć, ze psy te były rosłe i silne, nadzwyczaj wytrzymale i odporne na chłód. Miały rozpowszechnić się najpierw rejonach Hennault, Lotaryngii, Flandrii i Burgundii, a potem w całej Europie. W traktacie wspomina się także księcia Lotaryńskiego, zapalonego myśliwego i jego białego limera- bloodhounda imieniem Soygllard (Souillart). Turbevile wspomina także, ze limery zasadniczo nigdy nie były używane do pracy w większej grupie (jako tzw. pack- hound) i nie używano ich do ścigania zwierzyny po jej ciepłym tropie.

A jeśli zaś chodzi o słynne „sleuth hound” (sleuth w języku staroangielskim oznaczało ślad, trop) to nie można ich uznawać za protoplastów bloodhounda, gdyż, podobnie jak w przypadku limerów, nie była to nazwa rasy, ale nazwa funkcji, jaka pies pełnił. Oczywiście w roli tej najczęściej wykorzystywano psy w typie bloodhounda, ale nie była to bynajmniej reguła George Jesse, który w roku 1866 wydal „Rechearches into the History of the English Dog” przytacza „Kroniki szkockie” szacownego Mistrza Hectora Boece, z Aberdeen(1465- 1536) wydane w roku 1536 w Edynburgu. Znajduje się tam fragment, zatytułowany „O cudownej naturze psów szkockich” (of the meruellus nature of syndry scottis doggis). Autor pisze, ze, mimo iż wiele wędrował, psów równie wspaniałych, jak w Szkocji, nigdzie na świecie nie widział. A wśród wymienionych psów opisywał zwierzęta dużej miary (roślejsze niż jakikolwiek psy pracujące w grupie, czyli pack- hounds) o rudej lub czarnej sierści i nierzadko z białymi odmianami. Psy te nazywane potocznie przez lud „sleuth hounds”,słynęły ze zdolności tropienia złodzieja podążając za jego śladem lub śladem ukradzionych dóbr. Psów tych nic nie mogło zmylić: na nic zdawało się przekroczenie wody, ani ukrycie się w tłumie. Bez wahania były one w stanie wskazać sprawce przestępstwa nie myląc się nigdy.

Psów tych używano szeroko na terenach przygranicznych (borders) pomiędzy Szkocją i Anglią, gdzie obowiązywało tam prawo, pozwalające tropiącemu psu (sleuth hound) wejść na teren każdej posesji, a odmówienie zgody na przeszukanie przez psa traktowane było jak współudział w przestępstwie. Wystarczy porównać ten ustęp z późniejszą pracą Johna Keysa, aby dojść do wniosku, ze niewątpliwie, najpóźniej od późnego średniowiecza na terenach pogranicza szkocko- angielskiego hodowano rosłe psy gończe służące przede wszystkim do pracy śledczej. I jest to fakt bezsporny.

Jako kolejnego z domniemanych przodków bloodhounda wymienia się także psa zwanego talbot, który był przedstawiany jako rosły gończy o długich zwisających uszach i białej, czasami nakrapianej maści. Jego nazwa została także uwieczniona w nazwie angielskiego pubu. Jakie były korzenie tej rasy? Czytając uważnie traktat Turbevile możemy zauważyć, ze Fauilloux potwierdza istnienie białych psów św. Huberta; jest to o tyle prawdopodobne, ze we Francji istniały od wieków rasy psów gończych o białej sierści. Wiadomo, ze Earl of Shrewsbury, którego rodowe nazwisko brzmiało właśnie „Talbot”, miał w swoim herbie dwa białe, krótkonożne psy gończe unoszące tarczę. Fakt ten został utrwalony w kronikach wcześniej, niż jakiekolwiek konkretne informacje o rasie. Uważa się, że w średniowieczu słowo „talbot” było po prostu popularnym psim imieniem, takim, jak np. nasz Azor czy Burek. W cytowanym przez kronikarzy piśmie królewskim, władca angielski, w roku 1499, nazywa Johna Talbota, earla of Shrewsbury, „Talbott, oure good dogge”,- czyli „ Talbott, nasz wierny pies”, co, zdaniem badaczy, ma stanowić aluzję do jego imienia rodowego. W tej sytuacji można by wysnuć hipotezę, ze poczynając od dużego białego gończego o imieniu Talbot, zwykło się talbotami nazywać wszystkie gończe w podobnym typie, co pozwoliło z czasem wyselekcjonować konkretną rasę lub typ psa.

Według dawnych opisów, talbot (wymiennie nazywany też southern dog) miał wyjątkowo długie uszy i fafle, wydłużony tułów i był masywnej kości, w pracy był dokładny, lecz powolny, podczas gdy psy hodowane na północy (northern dogs) były nieco lżejsze, lecz wyższe i poruszały się dużo szybciej.Talbot, jako oddzielna rasa, był często spotykany w Anglii od Średniowiecza, głownie w okolicach Somerset i Gloucestershire, i utrzymał się do przełomu XVIII i XIX wieku, kiedy to, w krótkim czasie całe pogłowie rasy wymarło, podobno wskutek epidemii choroby zakaźnej. Wiadomo jednak, że białe psy sporadycznie rodziły się sporadycznie w miotach od ciemnych rodziców jeszcze w XIX wieku. Potwierdzeniem istnienia białego psa w typie bloodhounda, może też być istnienie rasy włoskiego wyżła- bracco italiano, wyhodowanej przez krzyżowanie ciężkich psów w typie św. Huberta z lżejszymi psami służącymi do polowań na ptactwo. Eksterier bracco, a szczególnie jego głowa, wskazuje wyraźnie na znaczny udział krwi bloodhounda, a psy te najczęściej są białej albo biało- pomarańczowej maści. Jednak samo pojęcie „rasy” jako takiej jest wynalazkiem naszej epoki, w dawnych czasach mówiąc o „rasie” myślano raczej o typie lub funkcji, jaką pies miał pełnić.

Czasami mówiąc o bloodhoundach uwzględniano także talbota, przez niektórych uznanego po prostu za białą odmianę bloodhounda. Talbot niewątpliwie był najbardziej charakterystycznym wśród dawnych psów tropiących, czasami o bloodhoundach mówiono tez „talbot- like”- w typie talbota, podczas gdy samo określenie „talbot” było ograniczone wyłącznie do psów o białej sierści. Warto wspomnieć, że Garvaise Markham, w swojej kronice Country Contentments (1615) pisze, iż duże ciężkie psy w typie talbota (talbot-like), wszystkich odmian barwnych, „delight in bood”, to znaczy najlepiej sprawdzają się w pracy na ludzkim śladzie. Źródła historyczne wspominając o takich psach, wymieniają często obok talbotów „dunne hounde”, a ponieważ słowo „dun” określa obecnie bułane umaszczenie konia (płowa sierść, czarna grzywa i ogon), należy przypuszczać, ze owe „dunne hounde”, to po prostu duże gończe o płowej lub rudej maści z czarnym czaprakiem.

O takich właśnie psach mówi Szekspir, opisując walory gończych w „Śnie nocy letniej” (akt IV, scena I):
My hounds are bred out of the Spartan kind,
So flew’d, so sanded, and their heads are hung
With ears that sweep away the morning dew;
Crook-knee’d, and dew-lapp’d like Thessalian bulls;
Slow in pursuit, but match’d in mouth like bells,
Each under each.

W tłumaczeniu Macieja Słomczyńskiego brzmi to tak:
“….Me psy wywodzą się z rasy spartańskiej
o długich pyskach i sierści piaskowej;
Poranną rosę zamiatają uchem,
nogi ugięte, gardziele zwisają
Jak u tessalskich byków; biegną wolno
lecz głosy mają dobrane jak dzwonki,
Nuta przy nucie

Jest rzeczą charakterystyczną dla Szekspira, ze opisując nawet czasy starożytne i wydarzenia, które miały miejsce w dalekich krajach- opiera się na realiach elżbietańskiej Anglii, stąd tez można wnosić, ze opisując gończe, sugerował się obrazem psów ówcześnie używanych do polowania.

Jeśli natomiast chodzi o właściwe psy św. Huberta, to mianem tym w średniowieczu nazywano rosłe psy myśliwskie ciemnej maści, hodowane przez wiele stuleci w Opactwie Św. Huberta (dawniej Opactwo Andain). Według legendy, św. Hubert nawrócony myśliwy po doznaniu objawienia na polowaniu razem z psami miał wstąpić do zakonu. Psy przyjęto tam także, gdyż one jako pierwsze w białym jeleniu z krzyżem między rogami, poznały boskiego wysłańca. Jest faktem historycznym, ze w średniowieczu w klasztorze hodowano szczególnie cenne psy myśliwskie, choć, jak na ironię, kościół ze swej strony starał się raczej zrażać duchownych do polowania, niż zachęcać. Niemniej jednak przez wiele stuleci na mocy tradycji, ardeńscy mnisi musieli dostarczać corocznie królowi Francji stadko takich właśnie ciemno umaszczonych psów myśliwskich. Na pamiątkę świętego Huberta, w dniu upamiętniającym jego śmierć (3.listopada) a zarazem rozpoczęcie sezonu myśliwskiego, w niewielkiej kaplicy jego imienia po dziś dzień celebruje się błogosławieństwo psów gończych. Kaplicę wzniosła w roku 1610 w Tervueren kolo Brukseli arcyksiężna Izabela, kościółek miał być postawiony miejscu, gdzie niegdyś święty mieszkał. Psy świętego Huberta są tego dnia tradycyjnie błogosławione w wielu kościołach Francji, Belgii i Irlandii.

O psach hodowanych niegdyś w klasztorze nie wiemy zbyt wiele, na podstawie zachowanych źródeł historycznych, które nie obfitują bynajmniej w prawdopodobne wizerunki zwierząt, możemy jedynie wnosić, ze były one ciemnej maści i posiadały wydłużone ciało. Już za czasów renesansu istniały różne ich odmiany, hodowane w różnych rejonach zachodniej Europy, w tym- także i w Polsce, gdyż najprawdopodobniej, nasz rodzimy ogar jest potomkiem importowanych psów św. Huberta przy niewielkim dolewie krwi szybkich i zwrotnych psów wschodnich.

Charakterystyczny jest także fakt, iż we Francji większość ras gończych istnieje w 3 odmianach: dużej (grand), średniej (petit lub briquet) i krótkonożnej (basset). Także i szwajcarskie gończe istnieją w 2 odmianach: normalnej i krótkonożnej. Tak więc, można przypuszczać, iż także i psy świętego Huberta istniały w wielu odmianach, różniących się m.in. wielkością.

W XIX wieku francuski hrabia Le Couteulx de Canteleu, ogromny miłośnik psów gończych, a szczególnie bassetów i bloodhoundów, obserwując ogromne podobieństwo miedzy dużymi francuskimi gończymi a brytyjskimi bloodhoundami, wystąpił z teorią, iż brytyjski bloodhound jest bezpośrednim potomkiem dawnych psów hodowanych w klasztorze św. Huberta, który, mimo upływu wieków, zachował się w niezmienionej niemal formie, gdyż już od czasów Wilhelma Zdobywcy hodowano go w czystości krwi- czego odzwierciedleniem ma być nazwa blood hound- w znaczeniu pure blood- czystej krwi. Natomiast we Francji psy miały być wielokrotnie krzyżowane, i odmiany lokalne znacznie oddaliły się od pierwowzoru, zachowując jednak podobny typ masywnego psa o wąskiej głowie i długich nisko osadzonych uszach a także wyjątkowo wrażliwy węch.

Hrabia Le Couteulx de Canteleu zakupił w Anglii liczną grupę bloodhoundów z prestiżowych hodowli, i razem z przyjaciółmi starał się wskrzesić we Francji tradycje psa św. Huberta. Jednak w specyficznych francuskich warunkach lepiej sprawdzały się lokalne rasy, przez stulecia przystosowane do miejscowych warunków, a francuscy myśliwi, ze swej strony, z założenia niechętnie podchodzili do brytyjskich importów, przy czym, warto zwrócić uwagę- w ówczesnej Anglii bloodhound był od dawna używany jako jednostronny tropowiec, pracujący zazwyczaj w pojedynkę, albo w grupie nie więcej niż 2- 3 psów, podczas gdy we Francji, podobne rasy pracują jako psy gończe w mniejszych lub większych zgrajach.

Należy także pamiętać, ze w języku angielskim myślistwo zwykło się Także określać mianem „blood sport”, a więc pies myśliwski to po prostu blood- hound…. Niektórzy badacze wyprowadzają nazwę jeszcze od innego znaczenia słowa bloody- ( blasted) a więc cholerny, przeklęty. Wiadomo, że psy te w tropieniu przestępców wykazywały się niezwykłą skutecznością i zajadłością, tak wiec dla złoczyńców były z pewnością „cholernymi zwierzętami”. O ich niezwykłej wytrwałości i zdolności utrzymywania tropu bez względu na przeszkody opowiadano legendy…. a ich imię wzbudzało respekt…. raczej ze względu na ogromną skuteczność niż na rzekomą krwiożerczość, tym bardziej, ze źródła historyczne nie dowodzą, iż wytropieni przez psy przestępcy lub zbiegowie byli przez nie ranieni.

W roku 1890 na rynku wydawniczym w Holandii i Belgii ukazała się książka zatytułowana „Rasy psów” napisana przez hr. Henri’ego de Bylandt. Książka ta ukazała się w wielu językach i szybko uzyskała opinię jednego z podstawowych kompendiów wiedzy kynologicznej. Otóż w książce tej bloodhound został przedstawiony jako Pies św. Huberta, mimo iż ilustracje przedstawiały psy angielskie, urodzone i żyjące w Anglii. W tym przypadku najprościej byłoby się odwołać do dawnej ikonografii, niestety, średniowieczne wizerunki psów są zbyt dalekie od oryginału, aby można je było traktować jako znaczące dowody. Pewne jest jedynie, ze pies, który obecnie nosi nazwę bloodhound vel pies św. Huberta (chien de ST. Hubert, ST. Hubertus hond) jest niewątpliwie potomkiem średniowiecznych tropowców, hodowanym w czystości krwi przez ponad 1000 lat

Małgorzata Caprari
http://www.bloodhound.aristos.vanti.eu/pl/

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie