Zmorą często prześladującą właścicieli psów jest skakanie przy powitaniu. musimy uświadomić sobie mechanizm takiego zachowania.
Gdy maleńki szczeniaczek biega luzem, często staje na tyle łapki i opiera się o naszą nogę, by zwrócić na siebie uwagę. Odbieramy to jako przymilanie się spragnionego pieszczot pieseczka, a ponieważ małe łapki nie brudzą, a cała impreza kończy się na wysokości naszych kolan, więc litujemy się nad maluchem, głaszczemy go czule, czasem bierzemy na ręce. Tak oto UCZYMY SAMI, że skakanie się "opłaca". Już po paru dniach tej "nauki" , piesek zrozumie jak zwrócić na siebie uwagę i będzie skakał coraz częściej. My zauważymy, że jest to problem, prawdopodobnie dopiero wówczas, gdy mały podrośnie i oprze się o nasz wyjściowy strój ubłoconymi łapami, zostawiając wyraźne czarne odciski.
Oduczenie skakania rzadko daje stuprocentowy efekt. Znacznie lepiej jest nie dopuścić do powstania nawyku. Gdy mały szczeniak wspina się na nas, musimy zignorować takie zachowanie i poczekać z pieszczotami aż sami schylimy się do psa, który będzie stał na czterech, a nie dwóch łapach.
Podobnie postępujemy przy powitaniu. Gdy mały wspina się na nas, idziemy dalej, a głaskanie zaczynamy, gdy spadnie już na cztery łapy. Starszego szczeniaka, który umie siadać, głaszczemy w pozycji "siad". Maluch, nauczony od pierwszego tygodni, że jakakolwiek pieszczota nastąpi wyłącznie z naszej inicjatywy, szybko zrozumie, że nie warto zaczepiać.
Często wielu z nas popełnia zasadniczy błąd: kiedy mamy dobry nastrój, sportowe ubranie i ochotę na zabawę z psem, pozwalamy mu niemal na wszystko, a oparcie się o nas łapami, traktujemy jako przejaw szczególnej miłości. Kilka godzin później, gdy jesteśmy nieco zdenerwowani i elegancko ubrani, wpadamy w złość, gdy piesek zachowuje sie równie wylewnie. Pies NIGDY nie zrozumie, dlaczego raz chwalimy go za skakanie, a kiedy indziej nas to drażni. Jego reakcja będzie odmienna od oczekiwanej: widząc nasze zdenerwowanie i niechęć, będzie Jeszcze intensywniej się przymilał (skakał) by nas "udobruchać".
Obserwując psy zamieszkujące w stadzie łatwo zauważyć, że gdy przewodnik stada nie ma ochoty na zabawę i ofuknie warczeniem natręta, ten wcale nie rezygnuje, ale w pozycji uległości, na przykurczonych łapach, doskakuje do przewodnika, usiłując liznąć go w nos czy wargi. w ten sam sposób jest traktowany człowiek "najważniejszy z ważnych".
Jeśli nasz szczeniak opanował dobrze ćwiczenia, o których pisałam w kilku odcinkach, musimy zastanowić się, czy nauczymy psa programu PT1 i zdany egzamin, czy też będziemy dalej doskonalić jego umiejętności wg naszego zapotrzebowania. Osobiście zachęcam wszystkich do zdania takiego egzaminu. Jeżeli poświęca się tyle czasu na wychowanie psa, przyjemniej jest posiadać pisemne świadectwo, że nasz wysiłek dał rezultaty.
Szczegółowy opis programu PT 1 znajdą Państwo w regulaminie egzaminów PT, który można zdobyć w oddziałach Związku Kynologicznego. Pies przygotowany w sposób, o którym pisałam, UMIE już wszystkie ćwiczenia wymagane do zdania egzaminu, musimy go tylko nauczyć regulaminowego "wykańczania".
Jest to przystępnie przedstawione w regulaminie, nie będę więc zbyt dużo o tym pisała. wspomnę jednak o aportowaniu, jest to bowiem element, który w przypadku niektórych psów często stwarza pewne problemy. Nasz szczeniak jest na etapie przynoszenia rzuconej rękawiczki. Jeśli to robi to chętnie, możemy spróbować z innym aportem. początkowo może to być piłeczka czy gumowa zabawka, potem przepisowy koziołek do aportowania. Ale UWAGA! jeśli piesek nie chce przynosić drewnianego przedmiotu (czasem się to zdarza), NIE PRÓBUJEMY na siłę! Na egzaminie pies może aportować KAŻDY PRZEDMIOT, również rękawiczkę od której zaczynaliśmy.
Regulaminowe wykonanie ćwiczenia wygląda następująco: piesek siedzi przy naszej lewej nodze, rzucamy przedmiot i dopiero gdy dotknie on ziemi, mówimy "aport". Piesek powinien spokojnie czekać do tego momentu, następnie szybko pobiec, podając przedmiot i najkrótszą drogą, nie bawiąc się po drodze aportem, wrócić i usiąść przed nami. Wtedy mówimy "daj" (puść) i bierzemy przedmiot, a piesek powinien nas obejść i usiąść przy lewej nodze (pozycja wyjściowa).
Jak widać ćwiczenie jest złożone z wielu elementów. Proponuję zacząć od nauki siadania przed nami z przedmiotem w pysku. Jak zwykle rzucamy przedmiot z komendą "aport", a gdy mały wraca mówimy "do mnie" i sadzamy przed sobą. początkowo przytrzymujemy pieska za obrożę, żeby się nie wiercił. Musimy też powtarzać "trzymaj", bo zaaferowany nowością może puścić przedmiot.
Gdy usiądzie, zabieramy aport i chwalimy głaskaniem. NIE DAJEMY przysmaku, żeby nie prowokować puszczenia przedmiotu, zanim sami go odbierzemy. Po kilku dniach mały powinien już ładnie siadać przed nami i wtedy dodajemy obchodzenie nas dookoła. Po odebraniu przedmiotu i pogłaskaniu, mówimy "zwrot" i przekładając smakołyk z prawej ręki do lewej za plecami, zachęcamy pieska do wykonania ćwiczenia. ten element zazwyczaj nie przysparza kłopotów i nasz pies bardzo szybko zaczyna go poprawnie wykonywać.
Na koniec zostawiamy sprawę najtrudniejszą: naukę siedzenia przy nodze w momencie wyrzucania przedmiotu. UWAGA! Ten element wprowadzamy tylko wówczas, jeśli wiemy na pewno, ze piesek lubi ćwiczenie aportowania i chętnie je wykonuje. Jeśli nie przepada za przynoszeniem przedmiotów, to zmuszenie go do siedzenia przy nodze podczas lotu aportu może całkowicie zniechęcić do biegania po przedmiot.
Pies uczy się aportowania, bo w jego genach jest zakodowany instynkt pogoni za czymś, co się rusza. Dla wielu psów przedmiot, po który go wysyłamy, jest interesujący tylko wówczas, gdy leci, natomiast jeśli juz leży na ziemi, przestaje być atrakcyjny.
Najpierw więc musimy sprawdzić, jak zareaguje nasz piesek. Sadzamy go przy lewej nodze, chwytamy mocno za obrożę, powtarzamy "siad, zostań" i wyrzucamy przedmiot. Jeśli piesek idzie do aportu leniwie, lub po dobiegnięciu nie chwyta go od razu w pysk, tylko węszy, rozgląda się na boki.
LEPIEJ poprzestać na dotychczasowych umiejętnościach w tym zakresie. na egzaminie sądzie odejmie punkty za "nie wysiedzenie", ale przy poprawnym wykończeniu całego ćwiczenia NIE BĘDZIE to miało wpływu na zdanie lub nie, co najwyżej na ocenę.
Jeśli natomiast dobiega do przedmiotu z impetem, od razu go podejmuje i radośnie wraca, możemy go spokojnie uczyć tego elementu. Robimy to w sposób już opisany: trzymamy za obrożę przy wyrzucaniu przedmiotu, akcentując "siad" komendą "zostań", powtarzaną często, jeśli pod ręką czujemy, że pies chce się wyrwać. Konieczność trzymania za obrożę może trwać różnie długo: spokojne z natury pieski "złapią" cel ćwiczenia już po paru dniach, u tych bardziej impulsywnych może to trwać znacznie dłużej.
Stopniowo, w zależności od zachowania ucznia, luzujemy chwyt za obroże , z czasem poprzestając tylko na dotykaniu szyi psa, od czasu do czasu powtarzając "zostań", w razie potrzeby komendę tę wzmacniamy szarpnięciem za obrożę. Nadal pamiętajmy, by ćwiczenie aportowania NIE POWTARZAĆ CZĘŚCIEJ niż dwa razy dziennie, nawet jeśli nie jesteśmy zadowoleni z jakości wykonania zadania.
A teraz parę słów o nauce wykonywania komend na odległość. Pozycja wyjściowa: siad przy lewej nodze. Mówimy "zostań" i oddalamy sie początkowo na bardzo małą odległość. Odwracamy się w stronę psa i mówimy "waruj". Jeśli nie reaguje, podchodzimy krok bliżej i powtarzamy komendę. Może się zdarzyć, że początkowo trzeba będzie podejść niemal pod sam pysk pieska. Za poprawne wykonanie ćwiczenia nagradzamy smakołykiem, nawet jeśli musimy w tym celu podejść do psa. Potem znów się oddalamy i mówimy "siad", postępując analogicznie do poprzedniego ćwiczenia.
Renata Jasinska http://www.cadebou.com.pl/