Oto przybył nam nowy domownik - szczeniak. Sam urok i wdzięk. Cała rodzina jest przejęta i stara się uszczęśliwić malucha. Rozpieszcza go i spełnia wszystkie zachcianki. Z czasem, wchodząc w wiek młodzieńczy, psiak zaczyna sprawiać jednak pewne kłopoty.
- On z tego wyrośnie - mówią domownicy. - To taki kochany piesek! Tymczasem "kochany piesek" dorasta i pewnego dnia właściciele widzą, że urok i wdzięk, którym ich oczarował, gdzieś się ulotniły. Mają w domu łobuza i awanturnika... Na jego widok inni psiarze umykają w popłochu, spacery są udręką, znajomi przestali odwiedzać dom, a bywa, że i domownicy niepewnie poruszają się w pobliżu pupilka.
Może trudno w to uwierzyć, ale ci państwo kształtowali łobuza osobiście, choć nieświadomie, każdego dnia, choć chcieli mieć w nim tylko miłego towarzysza rodziny.
Wydaje się, że skoro szczeniak jest malutki, jest "stworzonkiem o bardzo małym rozumku". Rodzinie przez myśl nie przechodzi, żeby wymagać od niego czegokolwiek. Jest traktowany jak coś pomiędzy najmłodszym dzieckiem a maskotką.
Psiak, jednak, nim trafił do nowego domu, został starannie wychowany przez sukę. Można powiedzieć, że ukończył szkołę właściwego zachowania się we wszystkich sytuacjach życiowych. Spodziewał się, że jego nowa rodzina również zna te nauki i przestrzega zasad hierarchii psiego stada. I ze zdziwieniem stwierdził, że w tym stadzie nie ma szefa, a wszyscy przywilejami należnymi szefom obdarzają właśnie jego! Zabiegają o względy, odstępują legowisko, dają najlepsze kąski wprost z talerza i nie stawiają żadnych wymagań.
Dopóki piesek jest mały, po prostu korzysta z przywilejów. W miarę jak dorasta, rośnie też jego wiara we własne siły i zaczyna egzekwować prawa przywódcy sfory. Początkowo wydaje się to zabawne: spycha domownika z ulubionego fotela, lekko szczypie zębami, śmiesznie się złości, gdy ktoś ruszy jego miskę lub zabawki.
- Jest taki mądry! - cieszą się domownicy. - Wie, jak nam powiedzieć, że czegoś nie lubi!
Szczeniak dorasta i problemy, które stwarzał, urosły wraz z nim. Warczy, gdy ktoś wejdzie do kuchni, a on właśnie je. Potrafi złapać zębami, jeśli domownicy przechodzą obok, podczas gdy on wypoczywa. Wszystko, czego zażąda, musi mieć natychmiast. Już nie pławi się w przywilejach, ale kategorycznie je egzekwuje. Przy próbie skarcenia robi się bardzo nieprzyjemny! Domownicy nie rozumieją, co się stało, ale dla psa sprawa jest prosta: szefowi należy się szacunek i posłuszeństwo. Czyż właściciele od pierwszych dni nie okazywali mu jednoznacznie, że w ich stadzie to on właśnie ma być przywódcą?!
Pozycja szefa niesie też ze sobą obowiązki. Na przykład obrony sfory oraz terytorium. Goście, jeżeli w ogóle zostaną wpuszczeni, są surowo przez psa kontrolowani - nie powinni wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, uściski wobec domowników są niedopuszczalne! Pies dopilnuje, by w mieszkaniu nie ruszyli się z kąta, które im wyznaczy.
Na spacerach przywódca stada także ma mnóstwo roboty. To oczywiste, że nie jest posłuszny swemu panu. Przecież pan powinien podążać za psem-szefem podczas obchodu rewiru! Pies musi go bronić przed sąsiadem, który wyszedł wyrzucić śmieci, i jego synem przejeżdżającym obok na rowerze...
Kłopotliwy domowy ulubieniec, agresywny wobec ludzi, jakoś ułożyłby sobie stosunki z innymi psami, gdyby jego pan się w to nie wtrącał. Wszak w szczenięctwie suka nauczyła psiaka wszystkiego o zachowaniu się w sforze. Ale niestety - właściciel znowu, kierowany najlepszymi intencjami, potrafi wszystko zepsuć.
Na widok dorosłych psów szczeniak okazuje, jak należy, uległość: kładzie się, skamle, popuszcza kropelki moczu, czasem przewraca się brzuszkiem do góry. Jego pan bierze to za lęk i "ratuje" psinę przed obcymi psami: porywa na ręce. Krzyczy na intruza i odpędza go. Widząc takie zachowanie, psiak zaczyna brać z pana przykład. Na widok innego psa szczeka długo i zawzięcie. Jest to uciążliwe dla właściciela, który próbuje uciszyć swojego pupilka. Ale im bardziej pan krzyczy, tym bardziej mobilizuje psa do okazywania agresji. Pies myśli: "Proszę, także szczeka na obcego! Widać tak trzeba".
Jeśli zdarzy się, że ulubieniec się nie rozszczeka, jego psi kolega podejdzie i zaczyna się ostrożny rytuał wzajemnego rozpoznania się. Właściciel jest zaniepokojony: - Mój Pikuś boi się piesków! Lepiej go zabiorę. - myśli i ściąga smycz. Zmusza w ten sposób psa do przyjęcia postawy grożącej: głowa podniesiona do góry, napięty grzbiet, łapy sztywno wyprostowane. Obcy pies reaguje natychmiast: "Pikuś chce awantury?! To będzie ją miał!"
Innym razem właściciel z pieskiem widzi nadchodzącego obcego psa. Wygląda na to, że miną się w niewielkiej odległości... Dla bezpieczeństwa, pan skraca smycz. Jest zaskoczony, że jego pies, który wyraźnie obawiał się tego drugiego, nieoczekiwanie robi się agresywny: szczeka jak opętany i rwie się do awantury!
Pan nie wie, że w oczach psa zmierzanie zdecydowanym krokiem wprost na niego jest rzuceniem wyzwania. Nieświadomie zmusił swego psa do zademonstrowania siły, chociaż on wcale nie miał na to ochoty. Przeciwnie, zamierzał z szacunkiem zejść tamtemu z drogi. Ale krótka smycz nie pozwoliła na to, nie mógł nawet zasygnalizować uległości ani wykonać żadnych gestów rozładowujących napięcie. Zdesperowanemu psu pozostało tylko jedno: próba odstraszenia intruza, zanim tamten zaatakuje pierwszy.
Gdy na spacerowym psim polu jest pusto, właściciel spuszcza ze smyczy swego "nieobliczalnego" psa. Nieoczekiwanie pojawia się inny pies. Teraz właściciel próbuje przywołać psiaka. On nie reaguje, zajęty nowym kolegą. Spotkanie przebiega spokojnie, ale pan denerwuje się, bo przecież "Pikuś nie lubi piesków..." i podchodzi zdecydowanym krokiem. Jego pies wyczuwa niepokój. Jest przekonany, że pan boi się obcego psa, wobec tego musi stanąć w obronie pana! A obcy pies myśli: "Ich jest dwóch, muszę zaatakować pierwszy, jeśli chcę wyjść z tego cało..." I oba zwierzaki rzucają się na siebie, wszczynając bójkę.
- Co za utrapieniec! - złości się właściciel Pikusia. - Zawsze wywoła awanturę. Nikomu nie przepuści!
Nie rozumie, dlaczego pies wyrósł na takie ziółko.
- Jak to możliwe? Nigdy nie był uczony agresji. Postępujemy z nim łagodnie, traktujemy jak członka rodziny. Nikt na niego nie krzyczy ani nie podnosi ręki. Zawsze ma to, co najlepsze. To musi być głupi, niewdzięczny pies!
Właścicielu "niewdzięcznego" psa, gdy twój zwierzak po raz kolejny wyprowadzi cię z równowagi, przypomnij sobie powiedzenie: Jeśli twój pies popełni błąd, nie złość się na niego. To twój błąd".
(Katarzyna Kiryczun)
Artykuł opracowany i umieszczony za zgodą: Marzena Kaca-Bibrich. Adres umieszczenia oryginalnego materiału: http://www.z-palacu-cesarza.j.com.pl/