Miłość do psa wyrażana przez hołdowanie jego wszelkim zachciankom – zwłaszcza żywieniowym – jest czymś zupełnie normalnym. Wielu właścicieli postępuje w ten sposób, choć większość z nich nie zdaje sobie sprawy, że de facto robią tym krzywdę swoim pupilom. Scenariusz, w którym pies ma ciągły dostęp do jedzenia (zawsze pełną miskę) nie jest korzystny dla zwierzęcia. Dlaczego? Tego już dowiesz się z naszego poradnika.
Podstawowym ryzykiem, jakie rodzi zapewnienie psu stałego dostępu do jedzenia, jest właśnie gwałtowny wzrost masy jego ciała. Większość psów to łakomczuchy, dlatego trudno jest oczekiwać, że zwierzak sam będzie racjonalizować sobie ilość przyjmowanego pokarmu – po prostu zje to, co dostał, a właściciel szybko uzupełni „braki”.
W efekcie pies zaczyna przyjmować nadmierną ilość kalorii, których nie ma jak spalić i tyje. To prosta droga do otyłości, która stanowi jedno z największych zagrożeń dla współczesnych psów.
Jedzenie musi dawać psu radość, ale nie będzie to możliwe, jeśli stanie się dla niego rutyną. Brak przyjemności z jedzenia powoduje spadek apetytu i pogorszenie samopoczucia. Pies nie je już, aby zaspokoić głód (i swój instynkt łowiecki), ale robi to mechanicznie, bezrefleksyjnie i bez żadnych emocji.
To bardzo ważny argument przemawiający za tym, aby zrezygnować z ciągłego uzupełniania stanu psiej miski. Sucha karma już po kilku godzinach może zwietrzeć i być niezjadliwa dla pupila – a jej wyrzucanie to zwykłe marnotrawstwo.
Jeszcze większy problem może być z mokrą karmą, w której znajdują się tak lubiane przez psy tłuszcze (będące nośnikiem smaku). Tłuszcz w temperaturze pokojowej zaczyna szybko jełczeć, w efekcie czego karma staje się groźna dla psiego zdrowia (jej zjedzenie może wywołać ostre zatrucie pokarmowe).
Trudno uznać, że psia karma wydziela miły dla człowieka aromat. Dlatego nie ma sensu skazywać się na kontakt z nim poprzez ciągłe uzupełnianie jedzenia w psiej misce. Karmę podajemy tuż przed zaplanowaną porą posiłku, a po jej zjedzeniu od razu myjemy i osuszamy miskę.