Wiwisekcja, dehumanizująca praktyka

Laboratoria wiwisekcyjne na całym świecie zabijają miliony królików, świnek morskich, psów, kotów, szczurów, myszy i innych zwierząt. Poddawane są operacjom, elektrowstrząsom, napromieniowaniu, łamaniu kręgosłupów i kości, oślepianiu, oblewaniu żrącymi substancjami lub są zmuszane do ich spożywania; do ich czaszek przytwierdza się elektrody, zakaża chorobami, na które nigdy nie zapadałyby w normalnych warunkach. Prawie każda dziedzina nauki czyni ze zwierząt kozły ofiarne ludzkich wad i nałogów.

Psycholodzy dokonują na zwierzętach eksperymentów narkomanii, alkoholizmu i zażywania nikotyny; poddaje się je uszkodzeniom mózgu i innym męczarniom. Armia używa zwierząt dla stwierdzenia, jak promieniowanie, rany postrzałowe i składniki wojny chemicznej działają na żywe organizmy, pomimo że wpływ tych czynników na ludzi jest już dobrze udokumentowany. Każdy nowy eksperyment inspiruje badaczy do jego powtarzania w nadziei jego potwierdzenia lub zanegowania. Cierpienia zwierząt, często zamkniętych w przyrządach krępujących ruchy, trwać mogą tygodnie, miesiące i lata, zanim łaskawie wybawi je śmierć. Dla większości z nich jest ona jedynym środkiem znieczulającym.

Do arsenału wyposażenia laboratoriów doświadczalnych należą urządzenia, takie jak prasy do miażdżenia kości, dyby, bębny obrotowe i centryfugi do wywoływania szoków, metalowe krzesła krępujące ruchy, śruby do wszczepiania elektrod do czaszek zwierząt dla doświadczeń neurologicznych na żywym mózgu. Wiedza o eksperymentach jest bardzo ograniczona, ponieważ kanały niezależnej informacji nie są do laboratoriów dopuszczane. Pracownicy tych placówek nie chcą rozmawiać z dziennikarzami, nie zezwalają na robienie zdjęć. Wyobrażenie o skali eksperymentowania na zwierzętach w Polsce daje duża liczba hodowli zwierząt laboratoryjnych. Jak podaje Raport "Polityki" (z 7.11.'98), w 1998 r. było ich 30. "Gdyby były prowadzone na poziomie krajów zachodnich, wystarczyłyby 2-3".

Hodowle nie są jedynym źródłem zwierząt laboratoryjnych, gdyż sama ustawa o ochronie zwierząt poprzez zapis, że do eksperymentów należy używać głównie zwierząt z hodowli (a nie "wyłącznie", jak przewidywał projekt), nie chroni przed tym losem zwierząt bezdomnych, skradzionych czy uzyskanych drogą oszustwa. Wykorzystywanie do doświadczeń i testów zwierząt z zakupu od dostawców prywatnych, nie dokumentujących ich pochodzenia potwierdziła Najwyższa Izba Kontroli (Informacja o wynikach kontroli z marca 2 000 r.). Z ustaleń pokontrolnych wynika, że hodowle prowadzone są bez wymaganego w ustawie zezwolenia Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii. Dotychczas nie zostało wydane rozporządzenie określające warunki i tryb wydawania zezwoleń na takie hodowle oraz warunki, jakim powinny odpowiadać hodowle zwierząt laboratoryjnych.

Polska Ustawa o ochronie zwierząt zezwala na wiwisekcję "gdy dobro nauki tego wymaga" (szerokie pole do interpretacji...) w tradycyjnym sensie, tj. na przeprowadzanie doświadczeń bez znieczulenia.
Obecnie terminu "wiwisekcja" używa się do "wszelkich eksperymentów na żywych zwierzętach niezależnie od tego, czy stosuje się cięcie czy nie" (Encyklopedia Americana, wyd. międzynarodowe). Według słownika Merrian Webster, wiwisekcja to "ogólnie każda forma eksperymentowania na zwierzętach, szczególnie gdy powoduje ona dolegliwości". Definicję tę stosuje się więc także do eksperymentów testowania szkodliwych substancji, oparzeń, szoków elektrycznych lub pourazowych, pozbawiania żywności i napojów, tortur psychologicznych, prowadzących do zachwiania równowagi psychicznej, itp.

W Polsce większość badań prowadzonych jest na żywych zwierzętach. Metody alternatywne in vitro stanowią zaledwie ułamek procenta wszystkich doświadczeń. W wywiadzie dla Życia Warszawy z dn. 2.12.'99 r. Minister Nauki, Przewodniczący Komitetu Badań Naukowych powiedział m.in.: "Wiele doświadczeń określić można pseudonaukowymi, ponieważ powielają badania już przeprowadzone i służą do publikacji, które niczego nowego do nauki nie wnoszą. Nie trzeba krajać psa, aby pokazać studentom układ mięśniowy". O takich laboratoriach Amerykanin Murray J. Cohen, doktor nauk medycznych, powiedział: "Wyrządziło mi to najwięcej szkody jako lekarzowi. Nie nauczyłem się niczego z fizjologii. Nauczyłem się, że życie jest tanie i że cierpienie wolno ignorować".

W Niemczech coraz więcej uniwersytetów rezygnuje z używania zwierząt dla celów dydaktycznych na wydziałach biologii, weterynarii i lekarskich. Akademie medyczne w Hanowerze, Marburgu i Saarbrücken przestały wykorzystywać zwierzęta w laboratoriach fizjologii i biologii stosując metody alternatywne. Jak informuje Narodowe Stowarzyszenie Grup Studentów Przeciwko Wykorzystywaniu Zwierząt na Uniwersytetach oraz Stowarzyszenie Niemieckich Lekarzy Przeciwko Wiwisekcji - opozycja studentów przeciwko eksperymentom na zwierzętach stale rośnie. (kwartalnik The Civil Abolitionist - zima 1996-97).
Wiele uniwersytetów amerykańskich, jak Harvard, Yale i Stanford stosuje nowatorskie, kliniczne metody nauczania zamiast przestarzałych laboratoriów zwierzęcych. W Wielkiej Brytanii prawo zakazuje studentom medycyny praktykowania chirurgii na zwierzętach. Eksperymentujący na zwierzętach sobie przypisują niemal każdy postęp w dziedzinie nauk medycznych, mimo że historia medycyny dostarcza niezliczonej ilości przykładów, że takie podejście do nauki stało się nieprzerwanym źródłem pomyłek, z tej prostej przyczyny, że gatunki różnią się między sobą, nawet gatunki zbliżone, jak myszy i szczury.

Odmiennie niż badania kliniczne u ludzi, wiwisekcja sprowadza się do wywoływania sztucznych stanów. Wiele laboratoryjnych "odkryć" jest tylko odzwierciedleniem laboratoryjnych tworów. Ponadto, ból i cierpienie zwierząt pozbawionych środowiska naturalnego i normalnego dla ich otoczenia, terroryzowanych tym co ich spotyka w laboratoriach, brutalność z jaką są traktowane, zakłócają ich równowagę psychiczną i reakcje organizmu do tego stopnia, że każdy wynik z góry należy uznać za bezwartościowy. Pod względem fizycznym i psychicznym zwierzę laboratoryjne ma niewiele wspólnego z normalnym zwierzęciem, a co dopiero z człowiekiem... Ekstrapolowanie wyników zwierzęcych eksperymentów na człowieka było często zawodne i opóźniało postęp w zapobieganiu i zwalczaniu chorób u ludzi.

Nikotyna, azbest, niskie dawki promieniowania jonizującego i odpady nuklearne - odmiennie niż u ludzi - nie wywołują nowotworów u zwierząt laboratoryjnych. Fakt ten opóźnił działania profilaktyczno-ostrzegawcze w celu zapobiegania nowotworom. Podobnie, niezaprzeczalny u ludzi związek między konsumpcją alkoholu a marskością wątroby nie występuje u zwierząt. Przeszczepy nerek, szybko odrzucane przez organizm zdrowych psów, u ludzkich pacjentów przyjmowane są znacznie dłużej.

Zwierzęcy model Heine-Medina przyczynił się do niezrozumienia mechanizmu infekcji i opóźnił wynalezienie szczepionki.
Co więcej, wyhodowana na komórkach nerkowych małp szczepionka naraziła miliony Amerykanów na "małpi wirus 40" powodujący w ludzkich komórkach in vitro rakotwórczą transformację. Eksperymenty na małpach człekokształtnych naraziły ludzi na wiele śmiertelnych chorób. W amerykańskich laboratoriach 16 pracowników laboratoryjnych zabiły wirusy Marburg i Ebola.
Ignorując ryzyko zdrowotne, wielu decydentów oraz przedstawicieli przemysłu popiera przeszczepianie organów zwierzęcych ludziom - głównie organów świń i małp - chociaż próby te nie rokują powodzenia.
Pokrewna, coraz bardziej lansowana dziedzina - inżynieria genetyczna - zajmuje się m.in. dodawaniem genetycznego materiału do komórek zwierząt lub wywoływaniem u zwierząt produkcji ludzkiego białka w ich mleku, krwi lub moczu. Stwarza to poważne ryzyko dla zdrowia ludzi, takie jak zagrożenie patogenami, wirusami, prionami (jak te odpowiedzialne za chorobę szalonych krów) i innymi mikroorganizmami, lub rozwojem nowotworów złośliwych, reakcjami alergicznymi czy odpornością na działanie antybiotyków. Względy te tłumaczą wprowadzenie przez Unię Europejską zakazu używania hormonów wzrostu u bydła.

Brak zwierzęcego odpowiednika dla ludzkiej infekcji HIV-1 sprawia, iż badania choroby AIDS na zwierzętach okazały się praktycznie bezużyteczne. W wyniku zainfekowania 100 szympansów wirusem HIV-1 tylko u jednego zwierzęcia wystąpiły symptomy AIDS, mimo iż DNA szympansów i ludzi jest w ponad 98 procentach identyczny. Okazało się, że w tym szczególnym przypadku mechanizmu choroby, ta mała różnica ma większe znaczenie niż podobieństwa.

Zasadnicze różnice genetyczne, molekularne i immunologiczne pomiędzy ludźmi i zwierzętami sprawiają, że eksperymenty na zwierzętach nie są efektywną metodą poszukiwania przyczyn i leczenia nowotworów. Coraz więcej osób cierpi na tą wywołaną przez nas chorobę cywilizacyjną.

Ponieważ ludzie i zwierzęta reagują odmiennie na substancje chemiczne, testowanie leków na zwierzętach laboratoryjnych prowadzi do błędnych, tragicznych w skutkach wniosków. Jak podaje amerykańskie Główne Biuro Statystyczne, 52% leków wyprodukowanych w latach 1976-85 i uznanych za bezpieczne, zostało później wycofanych z rynku lub dokonano zmiany ich składu.

Lek Thalidomid, stosowany jako środek uspokajający dla kobiet w ciąży spowodował wady wrodzone u 10 000 noworodków. Lek ten nie spowodował wad wrodzonych u 10 odmian szczurów, 15 odmian myszy, 10 odmian królików, 2 ras psów, 3 odmian chomików i 8 odmian małp człekokształtnych. Tuberculin, wynaleziony przez Roberta Kocha i swego czasu uznany za skuteczną szczepionkę przeciw-gruźliczną, gdyż był w stanie wyleczyć świnki morskie, okazał się przyczyną zachorowań na gruźlicę u ludzi. Z powodu "bezpiecznego" środka przeciwbólowego Paracetamol, w Wielkiej Brytanii hospitalizowano 1 500 osób. Metaqualone wywoływał zaburzenia psychiczne, prowadzące do zgonu 366 osób. Orabilex był przyczyną uszkodzenia nerek i zagrażał życiu pacjentów. Chloromycetin wywoływał białaczkę. Stilbestrol - nowotwory u młodych kobiet.
W latach sześćdziesiątych wiele tysięcy osób zmarło na astmę; przyczyną tego okazał się lek Isoproterenol. W 1975 r. włoskie służby zdrowia wycofały Trilergan - środek antyalergiczny. Wywoływał on żółtaczkę wirusową. W 1978 r. laboratoria Salvoxul-Wander (należące do szwajcarskiej wytwórni Sandoz) wycofały Flamanil, środek przeciwreumatyczny, gdyż powodował utratę przytomności. Kilka miesięcy później, chemiczny gigant z Wielkiej Brytanii, firma Imperial Chemical Industries ogłosił rozpoczęcie wypłaty odszkodowań ofiarom (lub ich spadkobiercom) leku nasercowego Eraldin, wprowadzonego na rynek po siedmiu latach intensywnych testów na zwierzętach. U setek pacjentów lek ten wywoływał uszkodzenia wzroku i systemu trawiennego (w wyniku jego stosowania zmarło 18 osób).

Pomyłki wywołują także skutki obustronne, hamując dopuszczanie do sprzedaży potrzebnych leków i użytecznych terapii. Chloroform jest tak bardzo toksyczny dla psów, że przez wiele lat ten tak przydatny środek znieczulający nie był stosowany wobec ludzi. Metoda Digitalis dla ratowania chorych na serce była na długo opóźniona, gdyż - testowana początkowo na psach - wywoływała u nich niebezpieczne podwyższenie ciśnienia. Szeroko stosowane środki terapeutyczne u ludzi, jak penicylina, insulina i aspiryna, są bardzo toksyczne dla różnych zwierząt laboratoryjnych, powodując u nich często wady wrodzone. Śmiertelna dawka opium dla człowieka jest nieszkodliwa dla psów i kur.

Ponieważ zwierzęta reagują odmiennie niż ludzie, każdy nowy lek lub metoda testowana na zwierzętach musi być sprawdzona na ludziach drogą badań klinicznych, zanim można je uznać za bezpieczne. Zasada ta nie ma wyjątków. "Firma produkująca leki Ciba-Geigy ocenia, że 95% leków uznanych za bezpieczne po przeprowadzeniu badań na zwierzętach jest odrzucana w drugiej fazie badań na ludziach. Wiele leków wycofano, gdy okazało się, że wywoływały poważne skutki uboczne i wypadki śmierci pacjentów". (Życie Warszawy, 3.12.'99 r.).
Uznane i szeroko stosowane humanitarne metody alternatywne okazują się być skuteczne i niezawodne. Wymagają mniej czasu, a ich koszty są często wielokrotnie niższe. Zastępują one używanie zwierząt do badań biomedycznych oraz do testowania leków i produktów.

Do metod alternatywnych należą: epidemiologia, autopsje, obserwacje i badania kliniczne ludzkich pacjentów, biopsje, tec hnologie komputerowe, wyhodowane in vitro komórki i tkanki. Pharmagene Laboratories z Royston (Wielka Brytania) jest pierwszą wytwórnią, która w procesie opracowywania i sprawdzania leków używa wyłącznie ludzkiej tkanki i zaawansowanych technik komputerowych (Reuters, British Company Pioneers in Non-Animal Tests, 29.08.1996).

Testy in vitro z użyciem komórek z ludzkim DNA pozwalają na odszukanie uszkodzeń DNA o wiele szybciej niż testy na zwierzętach (Waldren C. Correll, L. Sogner, Measure ment of low levels of ex-ray mutagenesis in relatuion to human desease, Proceedings of the National Academy of Science of the USA, 1986). W 1949 r. naukowcy wykazali, ze szczepionki wyhodowane ze sztucznych tkanek ludzkich były skuteczniejsze, bezpieczniejsze i mniej kosztowne niż szczepionki z tkanek małp. Całkowicie wyeliminowane było poważne niebezpieczeństwo zakażenia wirusem zwierzęcym (L. Hayflick, Human virus vaccines, why monkey cells?, Science 1972). Wiele testów na bezpieczeństwo szczepionek wirusowych wykonywanych na zwierzętach zastąpionych zostało dokładniejszymi, bardziej niezawodnymi technikami na wyhodowanych komórkach. (Reduction in the use of animals in the development and control of biological products, The Lancet, 1985).

Także do wytwarzania przeciwciał dostępne są tanie metody in vitro - humanitarna alternatywa do tortur zadawanych milionom zwierząt. (Drug discovery screen adapts to change, Journal of National Cancer Institute, 1990). Innym niezawodnym źródłem informacji są modele matematyczne z zastosowaniem badań klinicznych u ludzi i danych epidemiologicznych. (I. D. Bross, Mathematical models vs animal models, Perspectives on Animal Research, 1989). Jedna z największych wytwórni kosmetyków, Avon Products Inc., stosuje obecnie do sprawdzania bezpieczeństwa swoich produktów wiele metod bez użycia zwierząt, w tym Irritation Assay System (znany poprzednio pod nazwą Skintex i Eyetex) oraz test in vitro dla określenia właściwości drażniących danych substancji. Test ten polega na imitacji reakcji rogówki oka i ludzkiej skóry przy kontakcie z obcymi substancjami. Może być używany dla oceny toksyczności ponad 5 000 substancji.

Corrositex jest testem zastępującym tradycyjny test na skórze królików. Określa on właściwości żrące produktów przy użyciu membrany białka, opracowanej w taki sposób, iż reaguje podobnie jak skóra. Metoda ta daje wyniki już w ciągu kilku godzin i kosztuje tylko 100 $ za test. (Wade Roush, Hunting for Animal Alternative, Science, październik 1996).

Trzy przedsiębiorstwa opracowały produkcję "sztucznej skóry", która może zostać użyta do przeszczepów u ofiar oparzeń oraz w innych przypadkach; jest także alternatywą w testowaniu produktów (Lawrence M. Fisher, 3 Companies Speed Artif icial Skin, The New York Times, 12.09.'90). Program software zwany Topkat, pozwalający prognozować doustną toksyczność oraz podrażnienia skóry i oczu jest stosowany przez amerykańskie Ministerstwo ds. Leków i Żywności (FDA), Agencję Ochrony Środowiska oraz Siły Zbrojne USA.

Przy pomocy komputerów naukowcy zbudowali dokładny i funkcjonalny model ludzkiego serca i innych organów, który pozwoli elektronicznie testować nowe leki, zanim znajdą zastosowanie u ludzi. Inne zestawy testów toksykologicznych umożliwiają wytwórcom leków i kosmetyków wykryć, czy składniki tych produktów mogą być przyczyną nowotworów i innych problemów medycznych. Badania bez użycia zwierząt są na ogół szybsze i mniej kosztowne niż eksperymenty na zwierzętach (J. Barn aby, Beyond White Rats and Rabbits, The New York Times, 28.02.1988).

Amerykański "Narodowy Instytut Raka", który dawniej używał do badań około 6 milionów gryzoni, zredukował ich liczbę o 95% stosując metodę in vitro. Utworzone przez Unię Europejską "Europejskie Centrum dla Oceny Metod Alternatywnych" (ECVAM) w Ispira (Włochy) koordynuje pracę w tej dziedzinie, prowadzi wymianę informacji i propaguje ideę dialogu wśród naukowców, konsumentów i obrońców praw zwierząt. Problemu tego dotyczył również zorganizowany przez Centrum Johna Hopkinsa i kilka wytwórni kosmetyków "Światowy Kongres w sprawie Alternatyw wobec Używania Zwierząt" z udziałem delegatów z ponad 50 krajów. Podczas Kongresu Andre Rowan z Uniwersytetu Tuffs powiedział, że w ciągu p oprzedniego dziesięciolecia metody alternatywne pozwoliły zastąpić zwierzęta laboratoryjne w 38-50 procentach. Drugi światowy kongres odbył się w Utrechcie w 1997 r.

Jednym z mitów, którym karmi się polskie społeczeństwo jest argument, iż eksperymenty na zwierzętach muszą być kontynuowane, gdyż jest to najtańsza metoda badań. Jeżeli w naszym kraju eksperymenty są tanie, to dlatego, że zwierzęta laboratoryjne nie podlegają żadnej ochronie i można z nimi postępować zupełnie dowolnie.Przewodniczący Komitetu Badań Naukowych w cytowanym wywiadzie dla Życia Warszawy przyznaje: "W niektórych placówkach warunki są straszne. Ciasnota, niedostatek wody i jedzenia, brud i beztroska jeśli chodzi o znieczulanie zwierząt".

Z uwagi na kontrowersyjność kwestii wykorzystywania zwierząt do eksperymentów należałoby oczekiwać, że dokonywane są one w ramach szczegółowych regulacji prawnych. Ponad dwa lata od wejścia w życie Ustawy o Ochronie Zwierząt nie wydano 5 spośród 6 wymaganych rozporządzeń wykonawczych w tak podstawowych kwestiach jak:
- Wykaz placówek naukowych upoważnionych do przeprowadzania doświadczeń na zwierzętach,
- Warunki i tryb wydawania i cofania uprawnień do wykonywania doświadczeń na zwierzętach oraz kwalifikacji osób kierujących doświadczeniami,
- Szczegółowe warunki przeprowadzania doświadczeń na zwierzętach oraz sposób i tryb ich kontrolowania,
- Sposób prowadzenia rejestru zwierząt laboratoryjnych oraz dokumentacji doświadczeń na tych zwierzętach,
- Warunki bytowania w hodowlach zwierząt laboratoryjnych.

Na podstawie analizy sytuacji Najwyższa Izba Kontroli w cytowanej informacji z marca 2000 r. stwierdziła: Brak aktów wykonawczych sprawia, że przepisy są stale naruszane, a prowadzone obecnie w kraju badania są w świetle Ustawy o ochronie zwierząt nielegalne.

Jak wiemy, doświadczenia na zwierzętach są nadal wykonywane. Co więcej, ja informuje Życie Warszawy z dn. 23.12.1992 r.: "Pracownicy polskich instytutów naukowych mówią, że często pracują na zlecenie innych placówek. Wiele typów zwierzęcych eksperymentów jest na Zachodzie zabronionych, ale za pieniądze, można je bez problemu wykonywać u nas".

Ignorując wyraźny zakaz Ustawy o Ochronie Zwierząt (art. 31, par. 2), pod wpływem nacisku producentów kosmetyków, środków higienicznych i produktów chemicznych prowadzi się w Polsce testy na ich bezpieczeństwo. W tych prymitywnych, archaicznych testach cierpi i ginie w agonii ogromna liczba zwierząt. W teście Draize'a wykonywanym na podrażnienie oczu, który opracowano w 1944 r., substancje płynne, granulowane i sproszkowane, takie jak np.: cienie do powiek, szampony, proszki do prania, płyny do polerowania mebli i czyszczenia pieców aplikowane są do oczu królików, unieruchamianych w przyrządach krępujących ruchy, z których wystają tylko głowy zwierząt. Do jednego testu używa się 6-9 królików. Test taki trwa 7-18 dni. Reakcją na substancje drażniące jest spuchniecie powiek, zapalenie tęczówki, owrzodzenia, krwotok i ślepota. Środki uśmierzające ból nie są na ogół stosowane, gdyż, jak twierdzą eksperymentatorzy, ich użycie wpłynęłoby negatywnie na wyniki. Zwierzęta często łamią sobie szyje i kręgosłupy próbując uwolnić się od bólu. Ta sadystyczna metoda dostarcza niewłaściwe wyniki jeśli chodzi o określenie toksyczności testowanych środków dla ludzi. (R. Sharpe, The Draize test - motivations for change, Food and Chemical Toxicology, 1985).

Struktura powiek ludzi i królików, budowa rogówki znacznie się różnią, chociażby w zdolności wytwarzania łez. Podczas testu 14 produktów gospodarstwa domowego na podrażnienie oczu u ludzi i królików powstała różnica wyników w skali 18-250. (F. E. Freeberg, D.T. Hooker, J.F. Griffith, Correlation of animal eye test data with human experience for household products: An update. Journal of Toxico logy - Cutaneous & Ocular Toxicology, 1985).

Wielu znanych toksykologów i lekarzy jest zgodnych co do tego, iż test "Draize" jest prymitywny i zawodny, gdyż polega wyłącznie na obserwacji, bez próby stosowania leczenia lub znalezienia odtrutki. Dokt or Stephen Kaufman, okulista z Centrum Medycznego Uniwersytetu Nowojorskiego wyraża opinię większości swoich kolegów: "Dla mnie wyniki testu Draize'a są zupełnie bezużyteczne, ponieważ oko królika różni się od oka człowieka. Nie znam przypadku, w którym okulista korzystałby z wyników testu Draize'a jako pomocy w leczeniu pacjenta". Test ten poddawany jest krytyce także przez wytwórców testowanych chemikaliów.

Poza testem na podrażnienie oczu prowadzi się także testy Draize'a na podrażnienie skóry, w których na wygoloną skórę królików aplikowane są skoncentrowane substancje, zdolne przeżreć kilka jej warstw.

Testy na badanie bezpieczeństwa produktów powodują straszliwe cierpienia i ból, który nigdy nie jest ograniczany stosowaniem środków znieczulających. Do testów toksyczności substancji używa się ogromnej liczby zwierząt. Opracowane ponad 70 lat temu testy na ostre zatrucie, zwane "testami dawki śmiertelnej" lub "testami odtrucia" polegają na zmuszaniu zwierząt do picia lub zjadania toksycznej substancji tak długo, aż określony procent z grupy testowanych zwierząt (czasami do 100%) zginie.

Reakcje zwierząt na trujące substancje, to konwulsje, trudności w oddychaniu, biegunka, obstrukcja, wycieńczenie, pęknięcie żołądka lub skóry, krwotoki z oczu, nosa i jamy ustnej, itd. Niektóre zwierzęta giną natychmiast. Agonia innych może trwać kilka tygodni. Wszystkie z nich, podobnie jak w testach Draize'a, po zakończeniu testów są zabijane.

W 1981 r. w szwedzkim mieście Uppsala odbyła się konferencja z udziałem wybitnych naukowców i ekspertów, którzy ocenili te zwierzęce testy śmierci jako okrutne i omylne. Amerykańskie Kongresowe Biuro Oceny Technologii określiło ten test jako "jeden z najstarszych i najmniej naukowych" spośród stosowanych metod badania toksyczności.

Test ten bynajmniej nie przyczynia się do ochrony zdrowia. Jego wyniki dla tej samej testowanej substancji są odmienne w zależności od gatunku, wieku, płci, struktury genów, stanu zdrowia, sposobu odżywiania (a także czynników takich jak sposób ich aplikacji, temperatura i stan pomieszczeń, pora roku, wilgotność, cykle światła i ciemności, hałas, czy manualna zręczność technika). Przy tak wielu źródłach odchyleń wpływających na wyniki, nie jest możliwa ich ekstrapolacja ze zwierząt na ludzi. Dr med. D. C. Doll powiedział: "Jako praktykujący lekarz internista i onkolog, nie znajduję dowodów na to, by test Draize'a lub jakikolwiek inny test wykorzystujący zwierzęta, wykonywany dla określenia bezpieczeństwa produktów chemicznych i kosmetyków mógł mieć jakąkolwiek wartość dla ludzi". Podobną opinię wyraził Gerhard Zbiden, toksykolog, konsultant Światowej Organizacji Zdrowia: "Dla określenia symptomatologii ostrego zatrucia oraz określenia śmiertelnej dawki u człowieka, test wykonywany na zwierzętach ma znikomą wartość. Jest niczym innym, jak masową ich egzekucją".

O metodach testowania kosmetyków i innych produktów chemicznych decydują zwykle sami producenci. Alex Fano w książce Lethal Laws: Animal Testing, Human Hela th and Environmental Policy (Zed Books Ltd., 1997) wyjaśnia, jak globalny mega-biznes testowania produktów, zaopatrujący rynek i produkujący coraz więcej niebezpiecznych chemikaliów utrzymuje status quo i fasadę bezpieczeństwa poprzez wykonywanie testów na zwierzętach, wmawiając konsumentom, że dzięki chemii będą lepiej żyli, a ochrona ich zdrowia polega na maltretowaniu zwierząt.

Cały ten biznes jest otoczony tajemnicą. Decyzje zapadają przy drzwiach zamkniętych, a informacje o toksyczności produktów są poufne. Niektóre firmy nalegają na wykonywanie testów na zwierzętach w nadziei uzyskania alibi w wypadku ewentualnych procesów sądowych o odszkodowania z tytułu szkodliwych skutków stosowania produktów.

Ostatnimi czasy rynek w Polsce został zalany całą gamą produktów chemicznych. Spośród wszystkich firm, firma "Procter and Gamble" przeznacza corocznie olbrzymie środki na reklamę telewizyjną, dobrze wiedząc, że nieświadomi polscy konsumenci nie będą bojkotowali ich testowanych na zwierzętach towarów, jak to miało miejsce w innych krajach. W krajach, w których aktywnie działają organizacje obrony zwierząt, sprawa testowania bezpieczeństwa produktów jest od czasu do czasu nagłaśniana. Gdy w latach osiemdziesiątych drastyczne zdjęcia z laboratoriów przemysłowych uwrażliwiły brytyjskie społeczeństwo na związane z tym cierpienia zwierząt, przeprowadzone prze producentów badania ankietowe pokazały, że w Wielkiej Brytanii 4 spośród 5 ankietowanych osób sprzeciwia się używania zwierząt do tych celów. W USA współczynnik ten wynosi 75%. W wielu stanach USA kwestię tę poddano referendum, wskutek czego wprowadzono zakaz wykonywania testu Draize'a i innych testów. W Wielkiej Brytanii nie wolno testować kosmetyków na zwierzętach.

Coraz więcej firm rezygnuje z używania zwierząt, stosując metody alternatywne. Organizacje antywiwisekcyjne publikują aktualne wykazy firm "Cruelty free" ("wolnych od okrucieństwa"). Najnowsza taka lista zawiera 550 takich firm. Artykuły "wolne od okrucieństwa" są oznaczone (logo z króliczkiem), aby konsumenci mogli dokonać świadomego wyboru.

Znani na świecie producenci kosmetyków, jak Chanel, Christian Dior, Esteé, Lauder, Benetton, Bonne Bell czy Revlon, dbając o swój prestiż, nie testują swych produktów na zwierzętach. Istniejąca od 20 lat brytyjska firma produkująca kosmetyki "Body Shop", nie tylko nigdy nie testowała swoich produktów na zwierzętach, lecz aktywnie pomaga w walce z wiwisekcją i innymi przejawami okrutnej eksploatacji zwierząt, sponsoruje akcje protestacyjne, itp. Przedsiębiorstwa takie zastępują zwierzęce klatki - komputerami, króliki - hodowlą tkanek, aparaty krępujące ruchy - probówkami.

Jak powiedział kiedyś George Bernard Shaw: "Ludzie, którzy nie zawahają się przed wykonywaniem wiwisekcji, nie zawahają się kłamać na ten temat". Oni boją się ujawnienia prawdy. Barykadują się w swych laboratoriach, swoje ofiary pozbawiają głosu, organizują wywieranie presji na polityków i dziennikarzy, mydląc oczy społeczeństwu. Ból i cierpienie są etapem ich naukowej kariery. Laboratoryjne "odkrycia" są prezentowane w formie publikacji, które są potrzebne dla wykazania się dorobkiem naukowym. Wielka liczba dostępnych gatunków zwierząt i niemal nieograniczone możliwości manipulacji stwarzają eksperymentatorom szansę udowodnienia niemal każdej teorii, która służy ich ekonomicznym, zawodowym i politycznym interesom. Sama terminologia, język jakim posługują się wiwisektorzy, zdradza tendencję do unikania kwestii moralnych. Zwierzę w ich rękach staje się "preparatem" nie czułym na ból i cierpienie.

Wybitne jednostki w dziejach ludzkości: Leonardo da Vinci, Wolter, Goethe, R. Wagner, Ghandi, Schweitzer, z pasją potępiali celowe, systematyczne tortury zadawane zwierzętom w pseudonaukowych laboratoriach. Obecnie, nie tylko grupy obrońców zwierząt, ale coraz więcej lekarzy i naukowców potępiają wiwisekcję, mając na uwadze kwestie naukowe, zdrowotne, etyczne i ekonomiczne.

Nie wszyscy wiedzą, że pierwszy w świecie ruch antywiwisekcyjny (brytyjski) zainicjował pod koniec swego życia doktor Claude Bernard, profesor fizjologii eksperymentalnej, twórca nowoczesnej metody wiwisekcyjnej. Później wdowa po nim i jego córki założyły Francuską Ligę Antywiwisekcyjną, której prezesem został Wiktor Hugo (w 1883 r.).

Jednym z założycieli brytyjskiego stowarzyszenia antywiwisekcyjnego (w 1875 r.) był doktor George Hoggan, który studiował we Francji i którego Claude Bernard zaangażował jako asystenta w laboratorium. Cztery lata później przepełniony poczuciem odrazy doktor Hoggan zrezygnował z tej pracy, powrócił do Anglii i w długim liście (opublikowanym w Morning Post w lutym 1875 r.) potępił horror i bezużyteczność eksperymentów na zwierzętach, których był świadkiem, a także nieludzkość i cynizm tych, którzy je wykonywali. Oto jego fragmenty: "Według mojej opinii ani jeden z tych eksperymentów wykonywanych na zwierzętach nie był usprawiedliwiony czy potrzebny. Kpiną owiane są argumenty o ich "dobru dla ludzkości", "podążania za postępem" czy "wyprzedzania współczesnych w wiedzy". Byłem świadkiem wielu brutalnych scen. Najsmutniejsze chyba było, jak pewnego razu przyprowadzono psy z piwnicy do laboratorium. Zamiast sprawiać wrażenie zadowolonych ze zmiany z ciemności na światło, widoczne było ich przerażenie, gdy tylko poczuły zapach tego miejsca. Oczywistym było, że przewidywały, co je czeka. Usiłowały robić przyjazne gesty wobec każdej z trzech obecnych tam osób, podczas gdy ich oczy zdawały się błagać o litość. Błagały na próżno. Gdyby uczucia fizjologów eksperymentalnych nie były przytępione, nie mogliby długo praktykować wiwisekcji. Setki razy widziałem, jak podczas gdy zwierzę skowyczało z bólu, zostało uderzone i w złości nakazano mu spokój. Raczej lepiej byłoby, gdyby nie tylko nauka, ale i cały rodzaj ludzki zginęły, aniżeli miałyby obrać takie metody swego ocalenia".
 

rozdziały książki dr Milly Schar-Manzoli pt. Holokaust - wiwisekcja dzisiaj.
(Wyd. Vega!POL)

Tłumaczył:
Roman Rupowski - tłumacz i wydawca książek o wegetarianizmie i prawach zwierząt.
www.szalonykowboj.com
www.vegapol-alf.prv.pl
www.vegapol.most.org.pl

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie