Czy mój pies zwariował ?

Często zastanawiamy się, gdzie jest granica tak zwanej normalności, jeśli chodzi o zachowania ludzi. Jak trudno znaleźć tę granicę, wiedzą psychologowie ustalający coraz to nowe jej definicje. Ilekolwiek jednak byłoby definicji, to i tak normy zachowania to ocean „inności” kulturowych, zwyczajowych i co najważniejsze – osobniczych. Tak jest w świecie ludzi. A co ze zwierzętami?

Człowiek zapominając, że sam jest zwierzęciem, poszufladkował zachowania zwierząt tak, jakby były one automatami. Daleko posunięte uprzedmiotowianie zwierząt, sięga czasów Kartezjusza, któremu zawdzięczamy bezduszne „zwierzęta – automaty”. Mimo że mamy dziś rzesze etologów badających skomplikowane zależności między osobnikami tego czy innego gatunku (z człowiekiem włącznie), większość ludzi traktuje psa jak zdalnie sterowany samochodzik. A przecież ani pies, ani kot, ani mała myszka czy krecik nie jest automatycznie działającym mechanizmem.

Powinniśmy pamiętać, że szereg badań nad zachowaniem człowieka rozpoczyna się od badań nad zachowaniem zwierząt. To, że „ktoś” ma małą głowę, a w konsekwencji maleńki mózg, wcale nie znaczy, że nie myśli i nie może mieć bardzo „bogatej psychiki”. Kiedy zaczniemy obserwować zachowanie małej myszy, dojdziemy do wniosku, że w wielu sytuacjach z jej życia sami zachowalibyśmy się identycznie. Dlaczego jednak najczęściej uważamy, że zwierzę kieruje się instynktem, a człowiek – uczuciami i skomplikowanymi procesami myślowymi?
Sprawa wydaje się prosta – dlatego, że jesteśmy zarozumiałymi ignorantami zapatrzonymi w swoje „człowieczeństwo”, które zamiast otworzyć nam szerzej oczy na otaczający nas świat, przysłoniło je mgłą pychy. To, że człowiek stworzył współczesną cywilizację (z całym bagażem, choć należałoby rzec – balastem trucizn, chorób i śmieci), wcale nie znaczy, że w pewnych sytuacjach nie kieruje się instynktem identycznym jak zwierzę. Niekiedy jednak u człowieka biorą górę tzw. „uczucia wyższe”. Tak samo jak u zwierząt.

Nazwa „uczucia wyższe” przypisywana była tym uczuciom, które, jak kiedyś uważano, są charakterystyczne tylko dla rodzaju ludzkiego. Dziś wiadomo już, że zasięg tych uczuć wykracza daleko poza człowieka. Ich wysokość sięga niebios wraz z unoszącym się w powietrzu krukiem, a głębokość dociera do otchłani wodnych wraz z nurkującym wielorybem.

Jeśli zwierzęta tak samo jak my potrafią kochać i nienawidzić, pragnąć i bać się, politykować i kłamać (to akurat robią gorzej niż my), to czyż tak samo jak my nie mogą chorować psychicznie? Nie tylko mogą, ale i chorują. I to z naszej winy.

Bardzo wiele dolegliwości tła psychicznego u człowieka ma podłoże cywilizacyjne. Niestety nasze domowe zwierzęta, zmuszone do życia w tych samych co my warunkach,  tak samo jak ludzie zaczęły chorować na depresję, nerwice wegetatywne i cały szereg dolegliwości psychogennych. U dzikich zwierząt choroby psychiczne to maleńki margines, po pierwsze dlatego, że radzi sobie z tym doskonale selekcja naturalna, a po drugie – nie ma powodu do wystąpienia cywilizacyjnych destrukcji. Wolno żyjący wilk nie ma czasu na popadanie w depresję, bo wie, że musi coś upolować i znaleźć bezpieczne schronienie, gdzie można odpocząć. Zamknięty w czterech ścianach pies, pozbawiony ruchu kot, gnębiony przez bezdusznego małolata chomik – wszystkie te i inne zwierzęta zmuszane do życia w nienormalnych dla siebie warunkach mogą cierpieć na zaburzenia tła psychogennego. Nie dziwmy się więc psom, które po dziesiątej awanturze w domu zaczynają siusiać na dywan, nie dziwmy się, kiedy bity regularnie pies rzuca się na człowieka i nie bądźmy zaskoczeni, gdy zamknięty w czterech ścianach kot zrobi kupę do buta swojego rzadko widywanego opiekuna.

Nad klasyfikacją nietypowych zachowań ludzi pracują rzesze psychologów i psychiatrów. Pęcznieją tomy dzieł, rozpraw naukowych, leksykonów i poradników. Przybywa nazw jednostek chorobowych, leków psychotropowych  i rodzajów psychoterapii. I cóż z tego, kiedy przybywa również ludzi cierpiących na schorzenia psychiczne. To, że nie wyleczy nas preparat antydepresyjny, jeśli nie zmienimy trybu życia, to nasza ludzka sprawa. Jakim jednak prawem gnębimy naszych domowych „przyjaciół”, którzy nie mają wyboru i muszą żyć w ramach przez nas narzuconych? Niewiele pomogą zwierzętom domowym naukowe wywody na temat zaburzeń w ich zachowaniu – dla psa nie ma znaczenia, czy cierpi z powodu fobii, nerwicy, czy z powodu innych zaburzeń psychogennych. Do tego niestety możliwości prowadzenia psychoterapii z psem są mocno ograniczone. Jedynym wyjściem jest „psychoterapia” psa prowadzona poprzez terapię opiekuna, a przede wszystkim skłonienie opiekuna do przemyśleń uwieńczonych wnioskiem, że musi pozwolić psu „być psem”. I to w bardzo szerokim znaczeniu tego określenia.

Co to znaczy „być psem”?
• Mieć zgodne stado-rodzinę (może być dwuosobowe, pies i człowiek).
• Znać swoje miejsce w stadzie.
• Czuć się potrzebnym.
•  Mieć czas na pracę, odpoczynek i zabawę z szefem stada.
• Mieć przyzwolenie na słabości, chorobę i starość.
• Dostawać pokarm zgodny z psim zapotrzebowaniem.
• Nie czuć się samotnym – w stadzie nikt nie może być samotny.

Jak widać „być psem” to raptem siedem prostych zdań, których nierespektowanie to w tym przypadku „siedem grzechów głównych”. Wielu z nas ma psy i żyje z nimi na co dzień. A ilu z nas kieruje się tymi „przykazaniami”?

Coraz częściej trafiają do mojego malutkiego gabinetu rodziny z psem, który „zwariował”. A to zaczął brudzić w domu, a to ugryzł swego pana, a to nie daje się wyprowadzić na spacer… Drodzy opiekunowie psów – w 99% przypadków to świat zwariował, a nie pies. To Wy, albo wszczynacie domowe awantury, albo traktujecie psa jak sprzęt, albo oczekujecie od niego rzeczy niemożliwych. Nie pomogą leki przeciwdepresyjne, jeśli nie zmienicie swego postępowania. Na szczęście jest w tych przypadkach jeden dobry aspekt. Ludzie kochają swoje psy i wcale nierzadko właśnie dla psa zmieniają się – przestają się kłócić ze współmałżonkiem, przestają bić dzieci – można powiedzieć, że dzięki psu stają się innymi, lepszymi ludźmi. I z całą pewnością można też powiedzieć: „Pokaż mi swojego psa, a powiem Ci, kim jesteś”. Szczęśliwy pies „śmieje się całą gębą”, a to, że dostał „głupawki” i gania jak oszalały wkoło domu, nie znaczy, że zwariował. No, może zwariował, ale ze szczęścia i tego życzę wszystkim psom.

wydawnictwo GALAKTYKA: www.galaktyka.com.pl

Fragment [z:] Dorota Sumińska, "Trudne tematy"

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie