Psy i otoczenie: Pies w bezruchu

Gdy ciało zastyga w bezruchu

 

Gdy pysk psa jest mocno zamknięty, a ciało zastyga nieruchomo, lepiej trzymaj się od niego z daleka. To pierwsza rzecz, jakiej nauczyć się muszą wszyscy, którzy zawodowo mają do czynienia z psami. Jeśli tego nie zrobią, narażają się na pogryzienie. Ja na pewno, napotkawszy takiego psa, nie będę próbowała go dotykać. Owszem, mogę do niego mówić melodyjnym głosem i starać się, by nie usztywniać swojego ciała, ale z pewnością nie wyciągnę do niego ręki. Zesztywnienie i zamknięcie pyska to nieomylne oznaki, że pies jest mocno pobudzony i nie zawaha się przed atakiem.

Buddy, pies, o którym pisałam wcześniej, potrafił stać bez najmniejszego ruchu przez dobre kilka sekund, gdy spotka łam go po raz pierwszy. Do tego jeszcze patrzył mi prosto w oczy, nie miałam więc wątpliwości, że nie jest zachwycony spotkaniem ze mną i każdy mój nieostrożny ruch może sprawić, iż będzie chciał mnie ugryźć. Ignorancja bywa błogosławieństwem – gdy nauczysz się rozpoznawać sygnały świadczące o zagrożeniu ze strony psa, będziesz narażony na wiele nerwowych momentów, jakie omijają tych, którzy nie potrafią czytać z postawy i wyrazu „twarzy” psa.

Widząc dziecko głaszczące psa stojącego sztywno i nieruchomo, z zamkniętym pyskiem, już wyobrażasz sobie, co może się stać za chwilę, i zamierasz ze strachu... A inni dorośli gawędzą sobie spokojnie, nie mając pojęcia o zagrożeniu. Ale wiedza daje ci tę przewagę, że możesz zapobiec nieszczęściu, w porę odwołując dziecko od psa. Będziesz też wiedział, kiedy zwrócić uwagę gościom lub spotkanym na ulicy osobom, by nie próbowały głaskać twojego zwierzęcia.

Gdyby wszyscy ludzie potrafili rozpoznawać sygnały zagrożenia, każdego roku można by uniknąć setek tysięcy pogryzień. Zamieranie w bezruchu jest często sygnałem skierowanym do innych psów. Jeśli psy spotykają się na spacerze i – zamiast przejść do powitania – stoją sztywno naprzeciw siebie przez parę sekund, to powinieneś jak najszybciej zrobić coś, co rozładuje napięcie, bo w przeciwnym razie skończyć się to może groźną bójką. Zaklaszcz w dłonie, zawołaj „Idziemy”, pokaż i rzuć piłkę, zrób cokolwiek, byle tylko nie przyglądać się bezczynnie ani tym bardziej samemu nie zamienić się w słup soli, bo stojąc tak, tylko pogorszysz sytuację.

W łagodniejszej wersji zastyganie nie musi prowadzić do walki. Gdy spotykają się dwa psy, zwykle po chwili przechodzą do zabawy, ale w trakcie jeden z nich może nagle zatrzymać się i zastygnąć na moment. Zastygnięciu często towarzyszy odwrócenie głowy w stronę drugiego psa. Moja Tulip robi tak zawsze, gdy bawiący się z nią pies próbuje ją kryć. Królowa Tulip wprawdzie lubi zabawy, ale na pewno nie pozwoli sobie na takie traktowanie. Krycie „na niby”, w zabawie, nie ma charakteru zachowania seksualnego. Jest natomiast przejawem dominacji, a Tulip nie ma zamiaru zostać zdominowana przez jakiegokolwiek psa. Wiedząc, co chcę zobaczyć, jestem w stanie zauważyć ten króciutki moment, gdy zwraca głowę i zastyga na chwilę w bezruchu, kiedy jakiś pies wspina się na nią. To wystarcza, by natychmiast zaniechał swoich zamiarów i, jakby nigdy nic, powrócił do przerwanej zabawy. Wtedy Tulip także rozluźnia się i bawi dalej.

Takie „mikrozastygnięcia” można niekiedy zaobserwować u psów, którym przycina się pazury albo, powiedzmy, wyrywa rzepy z ogona. Zarówno szkoleniowcy, jak i psi fryzjerzy natychmiast mają się na baczności: pies szybko zwraca pysk w kierunku ludzkich rąk i zamiera w bezruchu. To ostrzeżenie, a nawet pogróżka, aby więcej nie robić tego, co się przed chwilą zrobiło. Jeśli do tego pies ma zamknięty pysk, to trzeba je potraktować poważnie. Umiejętność uchwycenia tego sygnału jest wprost bezcenna; jeśli ją posiądziesz, będziesz rozpoznawać nastroje swego psa lepiej, niż potrafi to robić 99% właścicieli i miłośników psów.

To, czy ciało jest naprężone, czy rozluźnione, jest ważną informacją w komunikacji między psami. Nie mam też najmniejszych wątpliwości, że tak samo interpretują one znieruchomienie i usztywnienie ludzkiej sylwetki. Kiedy przychodził do mnie Buddy, pamiętałam o tym, aby zachować możliwie swobodną postawę, bo zesztywnienie jest dla psa sygnałem, że i ty mu grozisz. Czasem wystarczy ono, aby pies odpowiedział atakiem; niemal na pewno można go uniknąć, utrzymując swobodniejszą postawę ciała. Dobry przykład miałam niedawno na seminarium dla osób, które miały zamiar zająć się terapią zaburzeń zachowania u psów. Wchodząc na salę, natknęłam się na małego lhasa apso zmierzającego w stronę drzwi. Kiedy psiak spojrzał na mnie, zaczęłam kołysać tułowiem w przód i w tył, jak jakiś rozdokazywany, czworonożny labrador, rozciągnęłam usta w radosnym grymasie i zmarszczyłam czoło, by na mej twarzy powstał wyraz zaproszenia do zabawy. Kiedy w ten sposób zbliżyłam się do psa, ten podbiegł do mnie, otarł się o moje nogi i nadstawił grzbiet do głaskania. Właścicielka psa nie posiadała się ze zdumienia: „On nigdy się tak nie zachowuje wobec obcego człowieka”. Później dowiedziałam się, że pies przyprowadzony został na seminarium w charakterze „przypadku”, bo gryzł ludzi, którzy próbowali go pogłaskać.

Jak można się było spodziewać, gdy pies wprowadzony został na podium, a wokół zgromadzili się ludzie, zesztywniał w bezruchu.
Na wszelki wypadek ostrzegłam zebranych, aby nie zbliżali się zanadto – pewna jestem, że pies nie zawahałby się przed ugryzieniem natręta. Cała różnica między moim zachowaniem a zachowaniem pozostałych uczestników seminarium sprowadzała się do tego, że ja naśladowałam przyjaźnie nastawionego psa, a oni postępowali tak, jak normalnie zachowują się ludzie. Przeciętny człowiek, napotkawszy psa, postępuje tak samo jak przy spotkaniu z człowiekiem; niestety, zachowanie takie jest zupełnieniezgodne z normami dobrego wychowania, jakie obowiązują
wśród psów. Psy zawsze podchodzą do siebie z boku, unikają przy tym bezpośredniego kontaktu wzrokowego i utrzymują swobodną, zrelaksowaną postawę ciała. My zachowujemy się w takiej sytuacji zgoła przeciwnie: podchodzimy wyprostowani, patrząc prosto w oczy i wyciągając przed siebie ręce w geście powitania, czego pies pojąć nie może w żaden sposób. Jak można dotykać się łapami, nie obwąchawszy się wcześniej?

Utrzymanie swobodnej, a nie usztywnionej postawy jest na tyle ważne, że ci, którzy profesjonalnie zajmują się psami, uczą się ją zachowywać nawet w sytuacji, gdy boją się psa (należałoby tu powiedzieć: zwłaszcza w sytuacji, gdy się boją). Jeśli usztywnisz się, zaciśniesz szczęki i wstrzymasz oddech, to jest wysoce prawdopodobne, że pies uzna to za zagrożenie lub prowokację i zaatakuje cię. Gdy chcesz pozdrowić psa w zrozumiały dla niego sposób, rozluźnij wargi, lekko otwórz usta i nieznacznie kołysz tułowiem i ramionami w przód i w tył, odchylając przy tym głowę trochę na bok i do góry. (Psy podnoszą lekko głowę ku górze, by lepiej zobaczyć i usłyszeć, gdy są czymś zainteresowane. Nie robią tego, gdy są zdenerwowane). Z tym podnoszeniem głowy jednak nie przesadzaj, żeby pies się nie przestraszył („W życiu nie widziałem człowieka, który robiłby coś takiego…”); najważniejsze, abyś stał luźno i naprężoną postawą nie wysyłał bezwiednie sygnałów, które świadczyć mogą o agresywnych zamiarach.

Nie zapomnę nigdy spotkania z pewną klientką. Miało się ono zacząć, jak zwykle, od zabawy przyprowadzonego przez nią psa z moją Pip. Pip, zanim w wieku trzynastu lat przeszła na zasłużoną emeryturę, zawsze pomagała mi w przypadkach agresji skierowanej wobec innych psów. Miałam wrażenie, że bardzo lubiła to zajęcie. Potrafiła szybko uspokoić każdego psa, u którego powodem agresji było zdenerwowanie. Także i tym razem poprosiłam ją, aby zajęła się gościem, a ona z entuzjazmem wbiegła na trawnik przy moim gabinecie. (Czasem, popatrzywszy na psa, odchodziła, nie rozpoczynając zabawy; zawsze szanowałam taką decyzję, zakładając, że lepiej ode mnie potrafi ocenić stan emocjonalny gościa). W tym jednak przypadku nie miałam wątpliwości, że Pip ma ogromną ochotę na zabawę, zatem pozwoliłam się psom spotkać luzem, bez smyczy, na ogrodzonym trawniku.

I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie obecność właścicielki drugiego psa. Gdy na nią spojrzałam, zauważyłam natychmiast, że jest potwornie spięta. Psy obwąchiwały się spokojnie, ale ona stała sztywna, nieruchoma, jakby przygwożdżona do ziemi, i wstrzymywała oddech. Nie zwracała uwagi na moje uspokajające słowa. I tu popełniłam błąd, bo zajęłam się wyłącznie właścicielką, nie patrząc na to, co robią psy. Nie zauważyłam więc, że przyprowadzona suczka rzuciła okiem na twarz swojej pani. I co mogła zobaczyć? To samo, co widziałam ja: woskową, nieruchomą maskę, poszerzone ze strachu oczy i usta ułożone w grymas, jaki powstaje przy wymawianiu litery „o”. Taką minę ma pies, który zamierza zaatakować, toteż suczka natychmiast pojęła, co ma zrobić, i z furią rzuciła się na Pip, przewracając ją na ziemię i warcząc groźnie.

Chwyciłam napastnika za obrożę i odciągnęłam na bok; Pip nie była zraniona, ale obie drżałyśmy z emocji. Przez parę dni po tym wydarzeniu Pip dostawała więcej smakołyków, a ja gorzej spałam, bo nachodziły mnie myśli, co mogło się stać, gdybym szybko nie zareagowała. Teraz Pip ma już piętnaście lat, a od tamtego wypadku minęło sporo czasu, ale ciągle jeszcze pamiętam go dobrze – była to poglądowa lekcja o tym, jak duży wpływ na zachowanie psa ma nasz sposób wyrażania emocji.

Z miłości do psa, Patricia McConnell

wydawca: www.galaktyka.com.pl

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie