Mam psa: Zagryziony pies

Przyczyny są różne. Błąd w nadzorze, niedopilnowanie psa, brak wyobraźni, gapiostwo, nieszczęśliwy zbieg okoliczności? Nie wolno zapominać, że nawet najlepiej cywilizowany pies był, jest i pozostał drapieżnikiem.  Wyposażony jest w pazury i zęby, których może użyć w sposób dalece różny od form przyjętych w świecie cywilizacji ludzkiej. Dlatego zasada ufaj i kontroluj nie jest pozbawiona sensu. Bez względu jaka jest przyczyna awantur pomiędzy psami za ich konsekwencje, zawsze odpowiedzialny jest człowiek, a nie zwierzę. To właściciel psa powinien wywiązywać się ze swojej roli przewodnika i opiekuna. Chodzi o spokój i bezpieczeństwo zarówno własnego psa jak i osób, a także innych zwierząt przebywających w tej samej przestrzeni.

Dotyczy to w równym stopniu właścicieli psów dużych, fizycznie silnych jak i tych malutkich ważących kilka kilogramów. Paradoksalnie jest tak, że to małe pieski, często ze strachu wykazują skłonność do agresji. Prowokacja ze strony malca często kończy się dla niego tragicznie. Nawet kiedy duży, spokojny, silny pies prowadzony jest na smyczy i podbiega „jazgoczący" malec, właściciel tego na smyczy może być bezsilny. Jedno kłapniecie pogruchoce kręgosłup pieskowi, który podbiegł. Dlatego właściciele yorków, maltańczyków, jamników, pinczerków miniaturowych itp. piesków powinni prowadzić je na smyczkach kiedy w pobliżu znajdują się psy o gabarytach wielokrotnie przewyższających wymienionych malców. Problem w tym, że małe pieski wykazują niejednokrotnie ogromną bojowość. Kiedy taki malec biega swobodnie, w dodatku nie reaguje na wołanie i podbiega do wielokrotnie silniejszego pobratymca, może dojść do tragedii

Kto jest winien? Ustalenie bywa trudne. Można uznać, że winien jest właściciel tego psa, który wykazał inicjatywę. Ale co to znaczy? Nie musi oznaczać, że chodzi o psa który „skuteczniej" użył zębów. Bo ten, który bezpośrednio sprowokował drugiego osobnika do zachowań agresywnych nie jest bez winy. To, że piesek jest mały nie upoważnia do braku dozoru. Często bowiem ma miejsce „kłopot na własne życzenie".

Na wortalu, w dziale „Pies i prawo" opisane jest autentyczne zdarzenie psiej bójki („Spacerek"), która miała swój epilog na wokandzie sądowej. Chodziło o pokaleczenie psa i w konsekwencji pokrycie kosztów leczenia. Ustalenie opiekuna ponoszącego winę, a tym samym płatnika, nie było łatwe. Do rozstrzygnięcia pozostały następujące pytania. Czy podjęto wszystkie niezbędne środki ostrożności, aby uniknąć wyrządzenia szkody? Czy nastąpiła wina w nadzorze? Czy były użyte właściwe kagańce? Powołany biegły w swojej opinii stwierdził, że żaden kaganiec nie daje 100% zabezpieczenia w warunkach przedłużającego się konfliktu pomiędzy dwoma psami. To stwierdzenie prowadzi do wniosku, że zasadniczą przyczyną konfliktu wraz z jego skutkami była wina w nadzorze. Często jest tak, że winę ponoszą obydwie strony konfliktu. Bywa, że winę ponosi właściciel bardziej poszkodowanego psa.

Dobrze jest pamiętać. KK. Art. 288. § 1. Kto cudzą rzecz niszczy, uszkadza lub czyni niezdatną do użytku, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. § 2. W wypadku mniejszej wagi, sprawca podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności. KC, Art. 431. § 1. Kto zwierzę chowa albo się nim posługuje, obowiązany jest do naprawienia wyrządzonej przez nie szkody niezależnie od tego, czy było pod jego nadzorem, czy też zabłąkało się lub uciekło, chyba że ani on, ani osoba, za którą ponosi odpowiedzialność, nie ponoszą winy.

W tych paragrafach mieści się cała sfera pogryzień, zagryzień, rozdartych ubrań itp. Lektura tematyki prawnej związanej z odpowiedzialnością za psa jest o wiele szersza. Zagryzienie psa to nic innego jak wyrządzona szkoda. Winę ponosi właściciel czworonoga. Rodzi się pytanie, którego - zagryzającego czy zagryzionego?  Wbrew pozorom ustalenie nie musi być proste i łatwe. Wyobraźmy sobie sytuację - mały piesek, niedopilnowany, swobodnie biega, zachowuje się prowokująco (szczeka), podbiega do innego psa trzymanego na smyczy i zostaje pogryziony. Rodzi się problem z ustaleniem winy. Wprawdzie malec został poturbowany, ale czy był bez winy? Podbiegł do drugiego psa, czyli jego aktywność przyczyniła się, stanowiła niejako współudział w zajściu. Ktoś powie no tak, ale ten pies prowadzony na smyczy był bez kagańca. Kwestia noszenia kagańca obligatoryjnie dotyczy psów 11 ras uznawanych w Polsce za agresywne. Problem w tym, że agresywni bywają przedstawiciele różnych innych ras, a także psy mieszańce. W tym drugim przypadku lokalne regulaminy gmin zobowiązują najczęściej do prowadzeniu psa na smyczy, nie koniecznie w kagańcu. Wróćmy do opisanego przykładu. Wprawdzie poszkodowany jest ten mały psiak, jednak błąd w nadzorze, fakt, że podbiegł do drugiego psa, obszczekiwał, usiłował go ugryźć, może być uznany jako bezpośrednia siła sprawcza zdarzenia. Broniącemu się psu nie można wytłumaczyć ażeby nie wykraczał poza zakres obrony koniecznej... Czyli nie można kwalifikować, że jedynym winowajcą zdarzenia był pies, który poturbował, czy nawet zagryzł. Bo inicjatorem zdarzenia, w pewnym sensie napastnikiem był ten swobodnie biegający pies. Błąd w nadzorze ze strony właściciela małego pieska przyczynił się do wydarzenia tragicznego w skutkach. Oczywiście właściciel psa silniejszego, groźniejszego powinien zrobić wszystko co możliwe ażeby nie doszło do tragedii.

Miałem rottweilera (Olafa I), który nigdy nie zaatakował jakiegokolwiek psa. Podbiegających, małych prowokatorów zupełnie ignorował i żadnemu nie zagrażał. Pomimo to zawsze kontrolowałem sytuację. Jednak każdy pies zbliżonej wielkości, kiedy zaatakował, był chwytany z góry, za kark, wyrzucany w powietrze... Następnie, leżącego na ziemi Olaf przytrzymywał do momentu kiedy napastnikowi mijała ochota do bójki. Podczas takich zdarzeń Olaf zawsze był na smyczy, którą musiałem luzować ażeby mógł bronić się. Robił to zawsze bardzo skutecznie. Kiedy atakujący pies wyraźnie kapitulował, odciągałem Olafa. W przeciwnym razie napastnik by zginął. Kiedyś zaatakował go biegający na ulicy duży pies. Zauważyłem z której posesji uciekł. Wróciłem i poprosiłem właściciela o okazanie świadectwa szczepienia p-ko wściekliźnie. Zdziwiony odparł - widziałem zdarzenie - to pański pies przydusił mojego. Potwierdziłem. To prawda, ale mi żal pańskiego psa, który bez dozoru biega po ulicy i może mu się stać krzywda...

Jan Borzymowski

 

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie