Zaklinacz psów

Ostatnimi czasy program telewizyjny Cesara Millana „Zaklinacz psów" (oryg. „Dog's Whisperer") bije w Polsce rekordy popularności wśród właścicieli psów i osób zainteresowanych problematyką kynologiczną i psychologią zwierząt. W sklepach jest też dostępne pierwsze polskie tłumaczenie książki Millana. Ten artykuł absolutnie nie jest krytyką metody Cesara Millana, gdyż - chociaż w swojej praktyce zoopsychologicznej stosuję nieco inną metodę pracy ze zwierzęciem zaburzonym  - zgadzam się z jego podstawowymi założeniami i podzielam uwagi, które „zaklinacz" kieruje do swoich klientów. Nie wdając się w szczegóły, pies by prawidłowo funkcjonować społecznie musi:

  • przyjąć niską pozycję w hierarchii „ludzko-psiego" stada, co oznacza, że nie wolno mu pozwolić na inicjowanie zachowań ludzi ani też przyznać innych przywilejów utwierdzających psa w przekonaniu o jego wyjątkowości,
  • być właściwie socjalizowany i szkolony,
  • być odpowiednio dobrany do trybu życia ludzi,
  • żyć w środowisku konsekwentnie przestrzegającym ustalonych reguł, bo to daje poczucie bezpieczeństwa,
  • mieć odpowiednią do swojej rasy i temperamentu ilość ruchu,
  • mieć rozumnego i asertywnego przewodnika, bo faktycznie jest tak, że od emocji właściciela, sposobu w jaki się on porusza oraz reaguje na zachowanie psa (dobre lub złe) zależy stabilność zachowań zwierzęcia.

           Rozwinięcie powyższych punktów znajdziecie państwo w moich poprzednich i następnych artykułach.

            Tak więc jestem pełen szacunku do Cesara Millana, bo jest człowiekiem, który niewątpliwie pomaga wielu rodzinom z problematycznymi psami. Więcej, zazdroszczę mu ośrodka rehabilitacyjno-resocjalizacyjnego dla psów! W Polsce jest stanowczo zbyt mało takich miejsc, a są bardzo potrzebne.

            Widzę jednak negatywne skutki popularności medialnego programu Millana. Obserwuję bowiem ludzi, którzy stosują jego metodę w nieprawidłowy sposób, co tylko pogłębia problem psa zamiast go rozwiązywać. Cesar używa awersyjnych bodźców rozpraszających w celu korekty zachowań zwierzęcia (szybkie dotknięcie stopą lub dłonią pogranicza klatki piersiowej i jamy brzusznej psa połączone z sygnałem dźwiękowym,  „asertywną" postawą ciała i odpowiednim ruchem smyczy), które muszą nastąpić dokładnie w momencie prezentacji przez psa nieakceptowalnego zachowania. Wiele osób stara się kopiować te techniki, bez względu na ostrzeżenia emitowane w lewym dolnym rogu ekranu każdego odcinka i przy okazji przypadku każdego psa, którego Cesar wychowuje - „ Nie stosuj pokazanych technik bez konsultacji ze specjalistą"!!!

Błędy w stosowaniu jakiejkolwiek metody terapii mogą doprowadzić do pogłębienia dotychczasowych problemów z zachowaniem lub zamiany istniejących w inne, równie nieakceptowalne społecznie. Na przykład jeśli właściciel spóźni się z bodźcem korekcyjnym lub  poda bodziec zbyt silny albo „wycelowany" w niewłaściwe miejsce ciała psa (kopniak zamiast sygnału dotykowego, szarpnięcie smyczą w niewłaściwą stronę, niewłaściwa pozycja ciała lub ton głosu)  może ukarać psa za zachowanie prawidłowe co utrudnia proces uczenia. Psy uczą się bowiem na bezpośrednich konsekwencjach swoich zachowań, które następują w czasie od 0.3 sekundy do 3 sekund od zaprezentowanego zachowania. Korekta zachowania jest skuteczna tylko wtedy, gdy dokonuje jej osoba o odpowiedniej wiedzy i/lub odpowiednio przeszkolona przez specjalistę.

Parę tygodni temu spotkałem osobę zafascynowaną Cesarem Millanem, która postanowiła uciszyć moje (sic!) owczarki szetlandzkie poprzez gwałtowne dotknięcie każdego z nich. Psy tej rasy zostały wyhodowane do pracy głosem (zaganianie owiec i sygnalizowanie zmian zaobserwowanych w środowisku), szczekanie mają we krwi i nie jest to szczekanie „agresywne".   Większość sheltie potrzebuje też czasu, by zmniejszyć dystans, który utrzymują do nowych osób i zaprzyjaźnić się z nimi. Mając wiedzę na temat tej rasy, pracuję tak nad ograniczeniem szczekliwości jak i socjalizacją moich zwierząt. Skutki nierozumnego zastosowania metody Millana ( i to w stosunku do obcych psów!) są chyba oczywiste. Pies potraktowany w ten sposób utwierdzi się w przekonaniu, że należy bać się obcych.

Jakiś czas temu dowiedziałem się (z internetu), że metoda naturalna szkolenia psów (jestem jej zwolennikiem,instruktorem i egzaminatorem) to metoda okrutna, gdyż polega na stresowaniu szczeniąt poprzez np.,  „gwałtowne podrzucanie ich na kocu". Byłem oburzony, gdyż ćwiczenie z kocem polega na stopniowym i łagodnym przyzwyczajaniu psa do wykonywania podstawowych komend („siad", „leżeć", „stój") na niestabilnym podłożu przy pełnej asekuracji ze strony właściciela i jego pomocników podtrzymujących koc. Ma to istotne znaczenie tak, gdy chodzi o hartowanie komend, jak i wzmacnianie poczucia pewności siebie i zaufania psa do właściciela.

Szczeniak, który się tego nauczy, nie będzie miał w wieku dorosłym problemów z wykonaniem poleceń właściciela podczas podróży statkiem, tramwajem czy autobusem lub na ruchomych przeszkodach toru agility (tor przeszkód dla psów).

Obowiązkiem właściciela psa jest dokładne przestudiowanie metody pracy ze swoim zwierzakiem, obowiązkiem instruktora i terapeuty jest wytłumaczenie klientowi procedury postępowania. Właściciel psa musi rozumieć co, jak i w jakim celu  zrobić, by uzyskać pożądane skutki!

Ślepe naśladownictwo przynosi zawsze więcej negatywnych niż pozytywnych skutków.

 

Marcin Werzba
WORTAL PSY24.PL

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie