Praca psa terapeuty - seminarium Turid Rugaas

We wrześniu 2009 Fundacja „Jak Mleczna Czekolada" oraz Fundacja "Psia Wachta" zorganizowały seminarium z Turid Rugaas na temat pracy psa terapeuty. Seminarium uważam za bardzo ciekawe i dające do myślenia, niemniej, nie ze wszystkimi tezami Norweżki.

Na początku chciałabym zaznaczyć, że bardzo cenię Turid za jej ogromny wkład w teorie dotyczące psiego postrzegania świata i uważam, że bez znajomości opisanych przez nią sygnałów uspokajających nie bylibyśmy się w stanie z psem porozumieć ani sprawić, że nasza współpraca będzie oparta na zaufaniu.

Zdaniem Turid praca psa terapeuty jest niezwykle obciążająca psychicznie dla psa i na świcie jest tylko kilka (!) psów, które nadają się do tej pracy. Niewątpliwie pracując na zajęciach, spotykając wciąż nowych ludzi i poznając nowe pomieszczenia pies się stresuje. Jednak odpowiednio przygotowany do tego pies powinien poradzić sobie z tym stresem i nauczyć się w nim funkcjonować.

Słuchając Turid odniosłam wrażenie, że uważa ona dogoterapię za nieuzasadnione znęcanie się nad psem i powodowanie u niego długotrwałego, nieustającego stresu. Ponadto, z jej dotychczasowych doświadczeń wynika, że większość przewodników psów nie wie, dlaczego zdecydowało się na prowadzenie dogoterapii lub robi to z niewłaściwych powodów. Dlatego też, podczas seminarium, wielokrotnie podkreślała, abyśmy dokładnie zastanowili się nad naszymi motywami i przemyśleli, czy uzasadniają one takie traktowanie psów. Przyznam, że była to dla mnie trudna do przyjęcia teza. Oczywiście, są wśród „dogoterapeutów" osoby kierujące się niskimi pobudkami- jak choćby chęć „dorobienia się" na psie fortuny, poprzez wykorzystywanie go w nadmierny sposób. Jednak większość dogoterapeutów to osoby kochające psy i ludzi, pracujące z własnym, domowym, a więc ukochanym psem. Często pies jest brany specjalnie po to, aby wspomóc proces terapii, ale jego dobro i zdrowie psychiczne jest dla przewodnika bardzo istotne. Niewielu - z dotąd poznanych przeze mnie - terapeutów traktuje psy przedmiotowo, jak „maszynki do zarabiania". Ale niewątpliwie zgodzę się z Turid, że rozważając dogoterapię jako możliwą drogę należy się zastanowić - dlaczego? I czy na pewno warto?

Wracając do samego wyboru psa i jego szkolenia. Zdaniem norweskiej trenerki nie można wybrać psa pod kątem jego przyszłego „zawodu", gdyż jest to niezmiernie krzywdzące i może odbić się negatywnie na jego psychice. Każdy bowiem pies ma swoje predyspozycje, ulubione zajęcia i my - jako przewodnicy - jesteśmy zobowiązani stawiać je na pierwszym miejscu. Odpowiednia socjalizacja i szkolenie od szczeniaka niewiele tu pomoże - a nawet może poważnie zaszkodzić.

Szkolenie (każda jego forma, nawet ta najbardziej pozytywna!) jest bowiem dla psa, a szczególnie młodego psa, ogromnym stresem. Dlatego też, w opinii Turid, do 6 miesiąca psa nie należy szkolić w ogóle, a do czasu ukończenia drugiego roku życia - w bardzo ograniczonym zakresie. Jest to bowiem czas przeznaczony na dorastanie, swobodne poznawanie świata i eksplorację otoczenia. Jeśli zaburzymy ten proces, postawimy poprzeczkę zbyt wysoko lub nie pozwolimy na zapoznanie się ze światem, pies nie poradzi sobie w dorosłym życiu. W tym czasie wskazana jest socjalizacja - ale naturalna. Czyli bardzo stopniowa, niezawierająca „sztucznych" sytuacji. Wrzucanie psa na siłę w dużą ilość bodźców skutkować będzie - ponownie(!) - podniesieniem poziomu stresu i obniżeniem odporności psychicznej. I tu jest, mam wrażenie, kolejna skrajność. Wyraźnie widać bowiem, że psy, które miały różnorodne i pozytywne skojarzenia w szczenięctwie (np. przeszły „złotą dwunastkę") lepiej sobie radzą w dorosłym życiu. A jednym z zaleceń dwunastki jest, aby przeprowadzić ją do 12 tygodnia życia. I tu, mam wrażenie, pojawia się kolejna skrajność. Nie sposób bowiem nie zgodzić się z tym, że jeśli postawimy psu poprzeczkę zbyt wysoko i od czteromiesięcznego psa będziemy wymagać znajomości całego programu PT, to może on nie poradzić sobie z sytuacją i mieć zaburzenia psychiczne. Jednak pies, który do drugiego roku życia nie nauczy się pracować z przewodnikiem, ufać mu w różnych sytuacjach i skupiać na nim uwagę, nigdy nie będzie w pełni potrafił pracować.

No właśnie, i tu chyba dochodzimy do sedna sprawy i punktu, o który rozbijają się poglądy. Zdaniem Turid podstawowym obowiązkiem właściciela psa jest zapewnienie mu tego, czego pies by chciał. Nie tego, czego nauczymy go chcieć (np. zabawy piłeczką) tylko tego, co sam lubi. A psy lubią różne rzeczy - węszyć na spacerach, spać na kanapie, wędrować po przydomowym ogrodzie, spędzać czas przy człowieku. Nie należy ich „zmuszać" do ciągłej zabawy - w pogoń za piłką, we frisbee, w szarpanie się sznurkiem, w długie i męczące spacery, w naukę sztuczek, w jakąkolwiek, zbyt obciążającą pracę. A zatem - pies ma wieść życie szczęśliwego kanapowca, który z domu wychodzi „na sikanie" oraz na jeden, półgodzinny spokojny spacer, podczas którego może swobodnie eksplorować okolicę. Tak wychowany pies, pozbawiony będzie nadmiaru negatywnych, stresujących bodźców i będzie szczęśliwy. Bez szkody dla jego psychiki i zdrowia fizycznego, możemy pracować z nim nie więcej niż 2 razy w tygodniu po 20 minut. Za pracę Turid rozumie tu: agility, obedience, frisbee, pasienie, IPO i oczywiście dogoterapię, a także naukę sztuczek czy pracę z klikerem.

Istotne w teorii Turid jest także to, co jest stresem, a więc czego należy unikać. Stresem jest wszystko co powoduje wzrost adrenaliny i kortyzolu... a więc właściwie każda aktywność! Szarpiąc się z psem sznurkiem, rzucanie mu piłki, patyka, spacer przy rowerze.. jest niepotrzebnym wpędzaniem naszego psa w rozstrój psychiczny. Ponieważ większość właścicieli psów pracuje z nimi od małego, pobudza je nadmiernie do różnych niepotrzebnych aktywności, w efekcie otrzymują psy zestresowane, szukające ujścia dla emocji i nie panujące nad swoim zachowaniem.

Niestety, ciężko jest mi wyobrazić sobie aussika, który nie ma zapewnionej dziennej porcji ruchu (półgodzinnego spokojnego spaceru nie traktuję jak odpowiednia dla młodego psa dawka ruchu...). Chciałabym zobaczyć malamuta, który w wieku 12 miesięcy spędza cały dzień swobodnie wyciągnięty na kanapie i nie ma absolutnie żadnego problemu z tym, że nie biega. Belga, który wychodząc z domu na te 30 min nie zaczyna polować na wszystko, co się rusza - byle tylko działo się cokolwiek. Rasy i przykłady można mnożyć.

Niemniej, uważam wykład za niezmiernie ciekawy i dający do myślenia. Być może przejaskrawienie pewnych faktów i opisanie skrajności pozwoli zauważyć własne błędy. Być może osoby, które pracują „na swoich psach" przez 6 godzin dziennie 5 dni w tygodniu zastanowią się, czy to na pewno dobre rozwiązanie.

 

Magda Nawarecka
WORTAL PSY24.PL

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie