Z pamiętnika hodowcy psów: Od pierwszego oddechu do odjazdu w świat

Każdy miot jest inny i wszystkie są takie same. Dwa miesiące oczekiwań, wreszcie wybija godzina zero.

Chociaż literatura doradza zrobienie drewnianej skrzynki porodowej z listewką dookoła, aby zmęczona mama nie przygniotła maleństw, my wybraliśmy inny wariant. Poród odbywa się na plastikowym psim posłanku, które firmowo ma szczeliny w dnie i maciupeńkie nóżki. Zrezygnowaliśmy z gazet i prześcieradeł, po prostu wycieramy posłanie papierowymi ręcznikami, dezynfekujemy, przesuwamy posłanie i myjemy podłogę pod spodem. Szczenięta dogrzewane z góry czerwoną kwoką są cały czas suchutkie, bo ewentualne płyny spływają pod spód. Wypróbowałam wcześniej tradycyjną drewnianą skrzynię i zdecydowanie wolę mój wariant. Co do ewentualnych przygnieceń sprawa jest dyskusyjna, ale my nie spuszczamy rodzinki z oka i jakoś (odpukać) nie mieliśmy kłopotów.

Jesteśmy gotowi.

Już dobę wcześniej spada temperatura suczki, a nasz poziom adrenaliny gwałtownie wzrasta. Stres.

Teoretycznie poród wypada około 63 dnia ciąży, ale jeśli kilka dni wcześniej lub później wypada Coś Bardzo Ważnego, to na 99% właśnie wtedy zacznie się poród. Może to być Wigilia, Sylwester, Wszystkich Świętych, komunia chrześniaka, chrzciny własnego dziecka, wesele brata, konkurs recytatorski córki lub cokolwiek innego, ale reguła jest żelazna: prawdopodobieństwo rozpoczęcia porodu jest wprost proporcjonalne do stopnia, w jaki skomplikuje życie hodowcy. No i ulubioną porą mamuś jest oczywiście noc i ranek dnia następnego, kiedy należałoby iść do pracy.

Poród trwa kilka godzin i zawsze “dyżurny” pilnuje mamy bez przerwy, wypijając nocą hektolitry kawy i czytając mrożące krew w żyłach thrillery, aby nie przysnąć o godzinie 4.30 nad ranem, kiedy okres między kolejnymi szczeniętami wydłuża się do np. 3 godzin. Jest cieplutko (na posłanku prawie 30 stopni, bo maluchy nie mają jeszcze termoregulacji), cisza w całym domu, noworodki ssą, mama śpi, a nieszczęsny dyżurny usiłuje w tej błogiej atmosferze czuwać. Naprawdę nie wolno zasnąć, bo życie noworodka do jego śmierci dzieli bardzo cienka linia, a śmierć podczas porodu przychodzi nagle i cichutko. Każdy maluch może “utknąć” w trakcie porodu albo urodzić się w zamartwicy i wtedy tylko natychmiastowa interwencja może go uratować.

W wariancie optymistycznym wszystko przebiega mniej więcej bez zakłóceń, wariantu pesymistycznego nie przedstawię, bo to psia stronka a nie horror-story.

Zaraz po urodzeniu noworodki są ważone, bo po przyrostach wagi poznajemy, czy dzieci rozwijają się prawidłowo. Przez pierwszy tydzień są ważone raz dziennie i z reguły w tym czasie podwajają wagę, choć niekiedy trwa to 10 dni.




Bywa i tak, że w tym samym (lub zbliżonym) czasie na świat przychodzą dwa, albo nawet trzy mioty. To wielka radość, ale jednocześnie totalna reorganizacja życia domowego. Mioty nakładają się na siebie dlatego, że wystąpienie cieczki u jednej suni prowokuje cieczki u pozostałych i krycia są niemal równoczesne. Za to potem następuje dłuższy okres bez szczeniąt, który można przeznaczyć na remont domu, ponieważ “po szczeniętach” miejscami wygląda jak po próbach nuklearnych.

Ostatnio mieliśmy jednocześnie beagle, westy i...kocięta.
Jako pierwsze urodziły się szczeniąta rasy beagle. Były to dwie sunie i cztery pieski. Maluchy natychmiast przystąpiły do posiłku i odtąd dzieliły swój czas na spanie i jedzenie. Mama opiekowała się nimi bardzo czule i miała jak zwykle gigantyczny apetyt. Niestety ostatni maluch był znacznie mniejszy i trudno mu było “dopchać się do cyca”, toteż musieliśmy pilnować każdego posiłku, żeby mógł jednak coś wydoić.




Kilka dni później urodziły się maleńkie west highland white teriery. Mama i dzieci były w świetnej kondycji, różowe poduszeczki łapek i noski ciemniały z godziny na godzinę.




Ponieważ mama przez pierwsze dni miała bardzo mało mleka, więc trzeba było dzieci dokarmiać. Dla najmniejszych butelka ze smoczkiem jest za dużą i znacznie lepiej sprawdzają się strzykawki. Maluch ssie mój palec, a ja bokiem po kropelce podaję ciepły preparat mlekozastepczy. Albo psiątko po prostu “doi” strzykawkę.





Żeby było ciekawie, kocica Fionka powiła rude czworaczki. Poród tradycyjnie odbył się bez żadnego ostrzeżenia w naszym łóżku. Bezobsługowo, bezstresowo, błyskawicznie. Kocia rodzinka została następnie ewakuowana z sypialni ku oburzeniu Fionki, a dalszy rozwój kociątek odbywał się bez naszej interwencji. Luksus.




Beagle w każdym wieku nie mają dna. Niektórzy malcy (zwłaszcza faceci) domagali się dokarmiania. Po posiłku od matki głośno protestowali, że wcale się jeszcze nie najedli. Sądząc po pękatych brzuszkach oszukukiwali, ale skoro mieli wyraźną ochotę na deser z butelki, to proszę bardzo. Pili mleko “sucze” Mixol i po wytrąbieniu 20 mililitrów nareszcie zasypiali spokojnie. Mama Zetka kategorycznie odmówiła opiekowania się najmniejszym dzieckiem, było więc cały czas na butelce. Ponieważ odrzucenie przez mamę nie wróży szczeniakowi nic dobrego, więc żeby oszukać przeznaczenie mały otrzymał dumne imię Banderas.



Szczeniaczki otworzyły oczy w 14 dniu. Jaki ten świat dziwny...Mama miała dosyć ciągłej opieki i po karmieniu wędrowała na fotel oglądać telewizję, a maluchy zostawały same. Banderasa adoptowała suczka west highland white terier. Tutaj maleńki beagle okazał się nagle Wieeelkim Psem, w porównaniu do weścików. A potem nastąpiło generalne wymieszanie całego towarzystwa.



Zdarzają się też historie nietypowe, np. adopcja międzygatunkowa. Nasza westka wychowała małe kotki, których mama zginęła pod kołami samochodu. Dwudniowe sierotki zostały zaadoptowane, chociaż westka nigdy nie była szczególną wielbicielką kotów.



Zaczyna się. Z posłanka udaje się wyjść, ale wrócić się nie daje. No to się siedzi i rozpaczliwie piszczy: niech ktoś natychmiast przyjdzie i mi pomoże! No i ktoś natychmiast pomaga. Nikt nie lubi samotności... Dlatego lepiej zwiedzać świat parami.




Czas na poważniejsze sprawy. Oto miska z kaszką mleczną. Jedzono z miseczki jest pyszne, ale technika spożycia bardzo skomplikowana. No, ale idzie coraz lepiej.
Kaszka to wariant przejściowy, szybko wkraczamy z konkretniejszym jedzeniem: suche namoczone. Też dobre. Ostatnio wspaniale sprawdza się nowy model miseczki, znacznie ułatwiający dostęp głodomorom.




Apetyciki dopisują, mama zjada to, co zostaje i jeszcze trochę dokarmia. Jeśli dwie mamy mają dzieci w tym samym czasie, to obie zajmują się wszystkimi szczeniakami naprzemiennie. Widok westki, usiłującej nakarmić na raz dwanaścioro podrostków jest niesamowity. Małe piranie dopadają z każdej strony i wówczas sunia decyduje się zazwyczaj na szybką ewakuację.




Malcy duuuużo śpią (na szczęście!), a potem zaczynają zwiedzać dom na własną łapę. Nie można ich spuszczać z oka, bo nigdy nie wiadomo, jaki pomysł błyśnie w maleńkim łebku. W domu rozstawiane są płotki i zagródki, które domownicy traktują jako naturalny tor przeszkód poprawiający kondycję a dla stada ciekawskich są blokadą. No bo pies musi, po prostu musi wszystko obejrzeć i obwąchać.





Żeby nie było nudno, maluchy dostają do zabawy worek kolorowych piłeczek i dom ogarnia piłeczkowe szaleństwo. Coraz trudniej robić zdjęcia, bo zanim ustawimy ostrość szczeniak z prędkością ponaddźwiękową przemieszcza się zupełnie gdzie indziej. Rośnie ilość zdjęć z miejscem po maluchu i końcówek ogona bez reszty psa. No, chyba, że po szaleństwach zapada się w sen...


W szóstym tygodniu życia wpada nasz zaprzyjaźniony Wet, w ramach formalności sprawdza, czy maluchy są dwukrotnie odrobaczone i szczepi towarzystwo, jak zwykle, szczepionką Nobivac Puppy DP. Odrobaczamy zwykle sami, po prostu serwując Pyrantelum strzykawką wprost do pysiów. Środek jest chyba dość smaczny, bo towarzystwo nie tylko nie pluje, ale nawet oblizuje sobie wzajemnie pysie. Szczepienie tradycyjnie odbywa się tak sprawnie, że szczenięta nie zdążą nawet pisnąć.
W tym wieku, o ile pozwala na to pogoda, zaczynają się spacerki na dworze, najpierw ograniczone do pobytu w “psim przedszkolu”.

No i wreszcie przegląd i tatuaż. Na szczęście z reguły obywa się bez choroby lokomocyjnej, ale opuszczamy jedno karmienie. Beagle są tatuowane w uszach, a westie w pachwinach. Zasadniczo westie mogą także otrzymać numerek w uchu, ale uważam, że jest to nieestetyczne rozwiązanie dla psów o uszach stojących. Po powrocie do domu malcy jak zwykle mają specyficzny kolorek. Biel beagli wpada w odcień seledynowy, westie są calutkie zielone. Tusz z brzuszków się rozmazuje i mamy west highland green teriery. Też ładnie, a do tego jak oryginalnie!

Latem szczenięta dużo czasu przebywają na świeżym powietrzu, a szczególnym zainteresowaniem cieszy się oczywiście basenik, bo malcy uwielbiają kąpiele

Po przeglądzie Maluchy czekają już na nowe rodziny, a często nowe rodziny czekają już na Maluchy... Każdy szczeniak oprócz metryczki i książeczki zdrowia dostaje wyprawkę i swoją zabaweczkę na pamiątkę. Staramy się, żeby psiaczki szybko znalazły swoje nowe, prawdziwe domy, bo w tym wieku każdy chciałby już być dla kogoś “jeden-jedyny”, a tu niestety brak wystarczającej liczby rąk do głaskania, zwłaszcza, że wszystkim zbiera się na czułości dokładnie w tym samym czasie. Faza socjalizacji (8-12 tygodni) jest bardzo ważna dla każdego malucha, staramy się więc jak najwięcej czasu spędzać z nimi i cywilizować je. Dzięki temu, że mieszkają w domu, a nie w kojcu, znają normalne życie (dźwięki lodówki, pralki, odkurzacza, telewizor itp.), rozumieją też, że najlepszym przyjacielem psa jest oczywiście jego człowiek.

Pieski szybko znajdują nowe domy. Zawsze życzymy im szczęścia na nowej drodze życia, a właścicielom samych radości i mnóstwa satysfakcji.

Za kawałeczek paróweczki zrobię wszystko, no może oprócz zmywania.

A Twoich butów wcale nie zjem. Chyba, że poprosisz.

Będę Was wyprowadzała na spacer, słowo psa!

Pokochają mnie? Obiecuję, będę grzeczny... a przynajmniej postaram się...

Nie martw się, zaopiekuję się Tobą, będzie fajnie. I niedługo staną mi uszka, to będę jeszcze ładniejszy.

 

 

Anna Marek
http://www.beagle.strona.pl

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie