Banalna historyjka. Takich było, jest i będzie wiele. Jednak skłoniła mnie do refleksji.
Opis:
Akcja:
Otóż pewna młoda osoba z wyższym wykształceniem, posiadająca męża i małe dziecko doszła do wniosku, że do idealnego obrazu jej rodzinki brakuje pieska. Dziecko chciało, więc postanowiła spełnić zachciankę na żywą zabawkę dla pociechy. Nabyła szczeniaczka, małego, białego i puchatego. Rasy owczarek podhalański. Oczywiście swoim cudownym pomysłem i jego realizacją chwaliła się w pracy i pewnie gdzie się dało. Delikatne sugestie, że może jednak pomysł nie jest aż tak wspaniały, szczeniaczek wyrośnie na dużego psa itp. zbywała radośnie bo przecież spełniło się jej marzenie o idealnym obrazie jej własnej rodzinki. Bardziej szczegółowe dane na temat pieska pokazały, że piesek „oczywiście" jest rasowy bo po rodowodowych rodzicach ale sam rodowodu nie ma. No i kosztował aż 50 zł!
I przyszedł moment gdy piesek się znudził, urósł, przestał być rozkoszną kuleczką i tylko z nim kłopot był. Bohaterka przy pomocy dobrych ludzi znalazła mu dom i historyjka skończyła się w zasadzie szczęśliwie dla psa.
Co mnie zastanowiło?
Jak osoba po kierunku studiów wymagających wiele nauki, odpowiedzialności i wykonywająca zawód o dość dużym zaufaniu społecznym staje się bohaterką takich historii? Co ona ma w głowie? Czy „ciężkość" studiów wyprostowała jej zwoje mózgowe? I jak można mieć zaufanie do takiej osoby, która jakby nie było, powinna mieć trochę więcej niż „trochę" oleju w głowie?
Jak można być aż tak naiwną (tu przydało by się słowo uważane powszechnie za obraźliwe), żeby myśleć takimi trybami? Owczarek podhalański za 50 zł?! Rasowy bo po rodowodowych rodzicach? Zapewne osoba ta nawet nie widziała tych rodowodów. Pewnie nawet nie wie jak rodowód wygląda. Czy taka sytuacja - niska cena, brak rodowodu - nie powinna jej skłonić do pomyślenia i zastanowienia się? Z tego widać, że jej się nie chciało.
Nie podejrzewam aby była Amiszem i żyła z dala od cywilizacji i nie umiała korzystać z wyszukiwarek internetowych. Sprawdzenie jak się kupuje psa rasowego, opis danej rasy, czego wymagać od hodowcy, jakie są ceny za szczeniaka i całe „wszystko" jest w sieci. Jak się chce, poświęci trochę czasu i ma ochotę to można dowiedzieć się prawie wszystkiego co dotyczy wybranej przez nas rasy. I można wtedy zastanowić się czy już się dorosło do posiadania psa, czy pies danej rasy będzie dla nas odpowiedni itp., itd...
A może atrakcyjna cena za szczeniaczka skłoniła bohaterkę do jego zakupu? Ciekawe czy do tej „promocji" dodali coś jeszcze? Bo taka książeczka zdrowia albo piłeczka „to strasznie fajne są i naprawdę warto". I „tylko u nas".
Łatwość posiadania psa i łatwość się go pozbycia jest porażająca. Chcesz to masz. Nie chcesz... ach! masz tyle możliwości: od schroniska, przez znajomych aż do uwiązania do drzewa w lesie. Ale ta delikatna, wykształcona i zapewne wielce wrażliwa osóbka nigdy by nie zrobiła nic strasznego! Kocha przecież zwierzęta i ludzi i cały świat by uszczęśliwiła. Szkoda tylko, że myślenie przychodzi jej z takim dużym trudem, empatii ma zero a najważniejsze dla niej to jej własne dobre samopoczucie. I jeszcze żeby było zabawniej zwróciła się o pomoc w szukaniu „nowego domu" do osoby, która jej kupno takiego psa odradzała. Zero zażenowania.
I taka to historyjka. Nie chodzi o to czy ta osoba jest farmaceutą czy prawnikiem czy rolnikiem. Czy ma wykształcenie czy nie. Chodzi o odpowiedzialność. Czy osoba wykształcona ma jej więcej? Czy empatia przychodzi wraz z dyplomem? Czy każdy kto chce powinien mieć psa czy inne zwierzę?
I dlaczego ta historyjka mnie poruszyła? Bo może można by od osoby wykształconej i wykonywającej taki zawód oczekiwać więcej myślenia. Większego zaangażowania w podejmowanie decyzji dotyczących innych żywych istot. Większej odpowiedzialności za cudze życie. Ta osoba wydaje leki, pracuje z ludźmi, ludzie jej ufają często zwierzając się z bardzo osobistych czy wręcz intymnych problemów zdrowotnych. Czy bohaterka tej historyjki jest godna zaufania? Może w pracy jest perfekcjonistką. A po pracy? Tak łatwo jej przyszło podjęcie tak głupiej decyzji spełniającej dziecka i jej zachciankę. Nie za bardzo wierzę w takie umysłowe rozdarcie. Mam tylko nadzieję, że piesek będzie sobie szczęśliwie żył z dala od takiej...
Agnieszka Mordwa
Wortal PSY24.PL