Pierwsze krycie

Pierwsze szczeniaczki czyli Animal Planet w Twoim domu.

cz. I - pierwsze krycie

Jeśli postanowiłeś zostać hodowcą, warto byś wiedział o pewnych sprawach... delikatnych, intymnych, dla niektórych wstydliwych lub wręcz obrzydliwych. Dobrze, jeśli masz skąd się dowiedzieć, a jeszcze lepiej zobaczyć jak wygląda „zostanie hodowcą" czyli powoływanie na świat nowych generacji. Jakby się niektórym wydawało, przyjście na świat małych piesków, nie zawsze jest tak proste i oczywiste.

Owszem, generalnie odbywa się to wedle schematu „kto z kim, kiedy i gdzie, no i za ile". Jednak od „generalnie" do szczegółowych elementów tej układanki czeka długa, a często wyboista i po górkę, droga. Czasem jest to droga usłana płatkami róż a czasem droga przez mękę.

Owszem, można poczytać i pooglądać zdjęcia z poszczególnych etapów „robienia" szczeniaczków. Jednak czytając (oprócz pobudzania wyobraźni) nie możemy doznać całego zestawu przyjemności, które będą nas czekać. Przyjemności mniej lub bardziej przyjemnych a często zaskakujących i przerażających. Cudze doświadczenia będą nas musiały doświadczyć osobiście i z nowicjuszy powoli staniemy się „tymi co już coś widzieli i coś wiedzą".

Jasnym i oczywistym jest załatwienie wszelkich formalności aby stać się hodowcą.

Hodowca musi jeszcze dojrzeć do bycia hodowcą. Samo posiadanie uprawnień i suki, po której spodziewamy się obiecujących dzieci, to nie wszystko. Trzeba dojrzeć do faktu „małej rewolucji" w domu. Od stworzenia miejsca dla małych, przemyślenia jak miot odchować do zaakceptowania faktu małego (lub większego) remontu. Jeśli ktoś ma możliwości lokalowe i ogrodowe łatwiej mu będzie się zorganizować przestrzennie. Jednak odchowując miot w mieszkaniu trzeba się trochę postarać aby wyjść z tego obronną ręką. Trzeba dojrzeć jeszcze do myśli, że będziemy, być może, uczestniczyć w cudzym życiu intymnym. Że będziemy blisko, że będziemy patrzeć. Że, być może, będziemy musieli dosłownie przyłożyć do tego rękę.

Kiedy już dojrzeliśmy, przemyśleliśmy i zdecydowaliśmy się na kawalera dla naszej suni, omówiliśmy z właścicielem kawalera warunki krycia, zaczynamy czekać na TEN moment czyli cieczkę. Wszystko dobrze jeśli suka ma cieczkę regularnie (zakładam, że damy szansę dojrzeć suce i nie będzie to pierwsza cieczka). Jeśli cieczka już ma być a jej nie ma to komplikuje nasze życie. Nastawieni na jakiś termin zaglądamy co rusz pod ogon przyszłej mamy, pytamy innych hodowców, wetów, szukamy informacji w mądrych książkach czy w Internecie. I czekamy dalej. Nadchodzi w końcu TEN moment. Dla pewności robimy (jeśli mamy taką możliwość) badanie progesteronu lub inne lub liczymy dni wedle porad doświadczonych w tej kwestii. Upewnieni co do właściwości chwili jedziemy na spotkanie z kawalerem. My podekscytowani, suka podekscytowana naszym podekscytowaniem więc ogólnie „gorąca atmosfera". Na miejscu, po powitaniu ludzi, nadchodzi powitanie przyszłych rodziców.

I tu zdarzyć się może wiele scenariuszy. Od miłości od „pierwszego spojrzenia" do „i nienawidzę cię do szpiku kości". Aspekt sympatii psów, aspekt czasu i odległości. Jeśli mamy blisko jakiś nocleg (bo zamierzamy powtórzyć krycie) to i mamy czas. Jeśli odległość jest znaczna i chcemy wracać do domu, czasu jest o wiele mniej. A on i ona zapoznają się na różne sposoby. Bywa czasem jak w filmie Disneya. On ją liźnie po nosie, uszku, wykona zachęcające podskoki i zdobędzie jej serce. A czasem ona zechce odgryźć mu głowę przy ogonie. Trzeba być czujnym. Są suki, że mimo odpowiedniego momentu nie dadzą się podejść psu. Są rozdrażnione, wściekłe wręcz, gotowe do walki a nie do miłości. A psy różnie mogą zareagować. Od „obrazy majestatu" i zniechęcenia do prób podjęcia małej bójki. Nasza sunia jest na kryciu pierwszy raz ale i dla psa może być to inicjacja. Doświadczony reproduktor wie „o co chodzi", dla niedoświadczonego spotkanie to będzie nauką na resztę życia. Dla nas zresztą też. Jeśli dla nas i właścicieli psa jest to pierwsze krycie możemy poprosić kogoś obeznanego z tematem o pomoc. Ale nie zawsze mamy taką możliwość a i psy mogą się czuć zaniepokojone obecnością obcego. Ostatecznie to dość intymne przeżycie. Możemy też „iść na żywioł" i liczyć, że wszystko się uda. Jeśli przed kryciem naczytaliśmy się i nasłuchaliśmy i jesteśmy zaopatrzeni w teorię, mamy wspaniałą okazję zobaczyć jak ona wygląda w rzeczywistości. Witamy w świecie zwierząt.

Wszyscy niedoświadczeni.

Wariant I - zauroczenie.

On i ona przypadli sobie do gustu. Oboje młodzi, weseli a wręcz rozbawieni, pełni wigoru. Brykają sobie wokół siebie, podskakują zalotnie, wykonują mniej lub bardziej udanie godowe tańce. Wszyscy zainteresowani zadowoleni z rozwoju sytuacji. Właściciele parki oczekują w końcu jakiś konkretnych działań. Zaloty się przedłużają. On ją kokieteryjnie zaczepia łapką, ona kokieteryjnie odskakuje. On ją obwąchuje jednoznacznie, ona niby pozwala a niby nie. On ją szturcha boczkiem, ona jego też. W końcu pies zaczyna próbować wskoczyć na sukę. Ona cierpliwie czeka, odstawia zachęcająco ogon. Napięcie wzrasta. On próbuje, próbuje. Niby wie jak trzeba ale wskakuje z każdej strony tylko nie z tej potrzebnej. Albo dobrze wskakuje ale nie może „wcelować". Mimo braku doświadczenia właściciele mogą podjąć próby pomocy. Jednak musimy wziąć pod uwagą, że pies nie musi chętnie dać sobie pomóc. Podejście do psów może samca zniechęcić, nie mówiąc, że nie musi pozwolić do manipulowania przez kogoś swoim cennym narządem. Nawet jeśli przytrzymamy sukę i psu uda się na nią wskoczyć to próby dotknięcia go w strefie intymnej mogą spowodować, że nie będzie chciał współpracować i straci zainteresowanie suką. Nieudane próby mogą też być związane z prostym faktem różnicy wzrostu. Czy wręcz banalnym ślizganiem się łap psa. Albo jakimś stanem chorobowym w strefie potrzebnej w tej sytuacji. Często, dość zaskakującym, może być fakt, że psy źle będą reagować na obecność właścicieli. Być może zbytnie związanie emocjonalne czy przysłowiowe ustawienie w hierarchii stada będzie miało duże znaczenie. Pies może nie chcieć kryć przy swoim dominującym panu nie mówiąc już o tym, żeby dominant manipulował przy tej ceremonii ręcznie. Ustąpi pola.

 

 

Wariant II - głęboka niechęć.

On i ona nie przypadli sobie do gustu. Częściej bywa, że w takich sytuacjach, to suka nie pozwala podejść psu. Wszelkimi sposobami okazuje niechęć od burczenia i chowania się za właścicielami do właśnie prób odgryzania zainteresowanemu głowy. Przemowy w stylu"... no zobacz jaki śliczny piesek..." nie robią na niej wrażenia i nie przekonują. Nie lubi go i już. Taką niechętną sunię możemy delikatnie przytrzymać. Jeśli próbuje pożreć wszystkich to spróbujmy ją uspokoić np. spacerem, można założyć kaganiec. Jeżeli suka ewidentnie nie chce kontaktu z psem lepiej sobie odpuścić i jeśli mamy możliwość spróbujmy następnego dnia. Również tu mogą mieć znaczenie związki emocjonalne suki z właścicielami. Suka nadmiernie rozpieszczona, niedotykalska, nieufna w stosunku do obcych może „robić sceny".

Połowiczne doświadczenie.

Tu generalnie jest prościej, bo jeśli pies wie co ma robić musimy się skupić na suce. I w zależności od poziomu sympatii między psiakami przytrzymać ją czy uspokajać. To lepszy wariant tej sytuacji. Bo lepiej jest gdy pies, jako strona aktywniejsza, jest tym bardziej doświadczonym. Jeśli jednak to suka jest tą mądrzejszą - sytuacja wygląda podobnie jak przy braku doświadczenia obojga.

Ogólnie jakikolwiek wariant nas spotka dużą rolę z pewnością odgrywają także cechy osobnicze przyszłych rodziców. Psy o dużym temperamencie, zdrowe i dobrze prowadzone w domu, mimo jakichkolwiek początkowych trudności w końcu sobie poradzą. Nie zniechęcą się, wytrzymają kondycyjnie nawet dość długie „miłosne podchody". Nie będzie histerycznych ucieczek przed partnerem/partnerką, obojętności czy agresji.

A jak już szczęśliwie dojdzie do złączenia naszych ulubieńców, mamy następny moment... grozy tym razem. Sam akt kopulacji nie musi (i często nie jest) dla niedoświadczonej suki jakimś specjalnie ekstatycznym przeżyciem. A wręcz przeciwnie. Sukę dobrze jest przytrzymać za obrożę bo może próbować zbiec z pola walki nie bacząc na połączonego z nią psa. Jak wyglądają uprawiające sex psy wie chyba każdy. Jednak gdy dotyczy to naszych psów i uczestniczymy w tym w jakiś sposób aktywnie to jest jakby inaczej. Suka może stękać, warczeć, wyć, piszczeć, skamleć czy wręcz wydzierać się w niebogłosy. My ją trzymamy a ona nie dość, że próbuje się wyrwać to jeszcze wydaje z siebie te różnorakie dźwięki. Trzęsie się, ma jakieś dreszcze. Nie wiemy czy ją boli czy co? Czy coś złego się dzieje „w środku"? Czy tak ma być czy nie? Nasze zdenerwowanie udziela się suce a my próbując ją pocieszyć czułymi słówkami utwierdzamy ją jeszcze w jej „nieszczęściu". No i do tego pies próbuje zejść z suki i trzeba mu ostrożnie przełożyć tylnią łapę przez jej grzbiet. Jak psy są niedużych rozmiarów to łatwe ale jak są większe i jeszcze się szarpią to już jest kłopot. Ale trzeba to zrobić aby we względnym spokoju doczekały do końca złączenia. Czas trwania bardzo różny i nie ma się co sugerować, że „... u tamtych znajomych 20 minut i śliczne szczeniaczki się urodziły". U nas mogą wystarczyć 3 minuty i też będzie dobrze. No i jeszcze to uczucie... zażenowania, zawstydzenia? Że naszą ukochaną sunieczkę, wychowaną od maleństwa „oddaliśmy w łapy" jakiegoś obcego psa. I że uczestniczymy, jakby nie było, w spektaklu wielce osobistym i intymnym właśnie. I że sami to tak byśmy nie chcieli. Ot ludzkie myślenie.

Całość akcji, jeżeli bierzemy w niej jakikolwiek udział, może zmęczyć. I fizycznie i psychicznie. Przedłużający się czas i jakieś problemy sprawiają, że zaczynamy podejrzewać, że „...może coś jest nie tak?". Z psem, z suką, czasem? Zaczynamy doszukiwać się przyczyn. A może Matka Natura pominęła nasze psy w kolejce po instynkt samozachowawczy gatunku? Przecież w telewizji czy na wiejskim podwórku to wszystko takie proste. Raz, dwa i po zawodach... a tu tyle ceregieli. Aż wstyd.

Oczywiście możemy jeszcze puścić psie towarzystwo „na żywioł", mile spędzić czas z nowymi znajomymi i tylko kątem oka kontrolować czy już można wracać czy nie.

Tak więc, jaki scenariusz wybierzemy to już zależy od nas. Psy będą miały swój. I jeśli wszystko dobrze się ułoży to w ten prosty i nieskomplikowany sposób dojdzie do poczęcia szczeniaczków.

Wracając zmęczeni do domu nawet nie podejrzewamy jaką uruchomiliśmy lawinę zdarzeń. Jasne, że teoretycznie wiemy. Ale żadne słowa pisane czy mówione nie są w stanie przekazać nam nadciągającego ogromu wrażeń. Nasz rozum i zmysły zostaną wystawione na próbę.

 

Agnieszka Mordwa
hodowla seterów szkockich „Klan Basów"
Wortal PSY24.PL

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie