Trochę rozważań na temat hodowli Owczarka Podhalańskiego

Owczarek podhalański to jedna z pięciu naszych rodzimych ras. To żywe dziedzictwo kultury naszych przodków. Można rzec „żywy zabytek”. Dlatego właśnie my Polacy powinniśmy szczególnie dbać o to, aby te piękne psy o bardzo ciekawej psychice były rasą wyrównaną, zdrową, przydatną do pracy i pomocną człowiekowi, nawet jeśli ich zadaniem byłoby tylko bycie kochanym towarzyszem.

Hodowla nie jest sprawą łatwą – wymaga wiele wiedzy, pracy, doświadczenia, lat obserwacji rasy, wybitnych psów, ich potomstwa i przodków. A do tego potrzebna jest jeszcze odrobina szczęścia – bo nigdy nie wiemy nawet kojarząc najzdrowsze championy, co wyrośnie z ich potomstwa. Na pierwszy rzut oka sprawa może wydawać się całkiem prosta – rozmnażamy tylko idealne psy i  otrzymujemy tylko idealne szczenięta. Ale tu już zaczynają się „schody” – idealnych zwierząt po prostu nie ma. Kiedyś przeczytałam w jakimś czasopiśmie kynologicznym, że najłatwiej jest mieć szczeniaki pierwszy raz – człowiek wielu „niuansików” rasy jeszcze nie zna, a wydaje mu się, że wie wszystko. Potem w miarę upływu czasu i przypływu informacji o rasie, konkretnych psach, hodowli jest już coraz trudniej – bo coraz więcej dylematów należy rozważyć i podejmować coraz więcej mniej lub bardziej trafnych decyzji. Ale na początek potrzebna jest rzetelna ocena swoich własnych psów – znajomość ich zalet i wad – co wcale nie jest sprawą łatwą – bo na swoje, kochane zwierzaki bardzo często ludzie patrzą przez pryzmat miłości, ambicji czy dumy, co może bardzo wypaczać rzeczywisty obraz. Zasadą jest to aby nie powielać tych samych wad i o ile to możliwe nie zepsuć zalet.

Pisząc wada – zaleta mam na myśli cechy wpływające zarówno na urodę jak i zdrowie. W praktyce jednak bardzo trudno jest (o ile to w ogóle możliwe) znaleźć reproduktora, który miałby wszystkie zalety suki + doskonale wyrażone cechy, które u suki są słabe + żadnych własnych wad + nie byłby z suką zbyt blisko spokrewniony. Poza tym dwiema różnymi sprawami mogą być ocena samego reproduktora i ocena jego potomstwa. Pies może być oszałamiająco piękny, a jego potomkowie całkiem przeciętni. Ocena wartości hodowlanej psa na podstawie jego potomstwa jest więc dla mnie ważniejsza niż ocena samego reproduktora. Poza tym nawet najbardziej utytułowany champion nie jest odpowiedni dla wszystkich suk. Jeżeli w potomstwie po danym psie i kilku sukach widzimy jakieś słabe punkty to bezcelowe jest krycie takim psem nawet równie pięknej suki, która w tych samych „punktach” nie jest doskonała. Ale tu napotykamy na kolejne trudności – po pierwsze bardzo trudno o jakiekolwiek informacje – które psy jakie zalety i wady przekazują, po drugie w praktyce mamy do czynienia nie z jedną cechą, ale ogromną ich ilością, po trzecie naszą wiedzę kształtuje obserwowanie psów na wystawach, na których najczęściej pojawiają się pojedyncze osobniki z konkretnych skojarzeń – a żeby coś pewnego można było stwierdzić należałoby obejrzeć nie jednego, dwóch czy pięciu potomków danego zwierzęcia, ale wszystkie – i te które pojawiają się na wystawach, i te których właścicielom nie chce się w to bawić, i te które już w wieku 8 tygodni miały wpisane w metryczce „niehodowlany” (te ostatnie może są nawet najważniejsze, bo to już wady bardzo poważne i trzeba unikać skojarzeń zwierząt, u których w potomstwie wystąpiła taka sama wada).
Dużym problemem w hodowli owczarka podhalańskiego wydaje mi się duże spokrewnienie istniejącej populacji.

Nie wiem czy to w ogóle możliwe, a jeśli tak to zapewne wymaga sporego trudu, aby znaleźć dwa osobniki z pełnym rodowodem, w którym nie powtórzyłby się nawet jeden przodek. A przy tym liczebność rasy jest niewielka. O ironio w kraju pochodzenia rasy ciągle spotykam się z pytaniem – „co to za rasa? Golden?”. Spotkałam się z głosami o zaostrzeniu wymagań hodowlanych co miałoby skutkować podniesieniem poziomu hodowli. Czy cel ten udałoby się osiągnąć?Nie wiem, ale wiem, że przez takie poczynania okroilibyśmy jeszcze bardziej tę garstkę entuzjastów, którzy chcą coś dla tej rasy zrobić. Czy mielibyśmy jeszcze na podhalu rodowodowe owczarki podhalańskie? Czy górale hodowaliby jeszcze te psy skoro jak widzę wymogi hodowlane jakie dziś obowiązują coraz mniej tamtejszych hodowców z różnych przyczyn jest w stanie spełnić? A moim zdaniem byłaby to duża strata, gdyby za kilkanaście lat trudno było je tam znaleźć. Dla mnie osobiście Tatry bez owczarka podhalańskiego byłyby jakieś puste... . I nie zadowalałby mnie widok białych (lub nie do końca białych) szczeniaków w kartonach pod Gubałówką. Bo powiedzmy sobie szczerze, jeżeli komuś leży na sercu przyszłość tej rasy to jedyną drogą jest posiadanie lub hodowanie zwierząt z rodowodem. Rodowód to nie świstek papieru – a dowód na to iż przodkowie danego psa spełniali wymogi wzorca pod względem eksterieru i psychiki czyli, że mamy owczarka podhalańskiego a nie jakiegoś białego psa. Ja osobiście darzę szacunkiem hodowców i właścicieli, którzy swoim codziennym trudem i pracą sprawili, że mogę każdego dnia cieszyć się z tego, że są przy mnie te wspaniałe psy. Posiadając psy bez rodowodów, tak naprawdę nie robimy nic dla przyszłości rasy – w zasadzie nie ma nawet pewności, że to w ogóle owczarki podhalańskie – czy np. dziadek takiego psa nie był burym kundelkiem, a szczeniaki po nim nie będą łaciate.

Poza tym zaostrzając wymogi hodowlane uszczuplilibyśmy i tak dosyć wąską pulę genową rasy. A za tym idzie fakt, iż koniecznym byłoby hodowanie w dużym pokrewieństwie – wszelkie recesywne wady mogłyby się ujawniać z większą częstotliwością, mielibyśmy psy mniej płodne i słabsze jeśli chodzi o ogólną żywotność. To efekty tak zwanej depresji inbredowej.

Może należałoby rozważyć czy nie lepiej byłoby pozostawić wymagania hodowlane takie, jakie obowiązują obecnie ale zdecydowanie większą wagę przykładać do informacji. Może warto byłoby przeprowadzać klubowe przeglądy hodowlane, ocenę psów na podstawie ich potomstwa, zbierać informacje o ewentualnych wadach, które pojawiły się w miotach po danych psach. Nie usuwać pochopnie psów z hodowli, ale dostarczać o nich jak najwięcej informacji. Aby właściciele suk szukając reproduktora nie musieli błądzić po omacku, ale mieli jakieś rzetelne drogowskazy. Te dane dotyczyłyby oczywiście i psów i suk, ale przyznać trzeba, że psy – samce wywierają większy wpływ na rasę niż suki – więc w ich przypadku takie informacje są bardziej pożądane jak i bardziej wiarygodne – bo można ocenić większą ilość potomstwa. Doskonałą okazją do tego typu poczynań są wystawy klubowe.

„Klubówki” to dla mnie święta danej rasy. Gromadzą wiele doskonałych psów jak również ludzi zafascynowanych konkretną rasą. Można je traktować jako widowiskowe „show”, jak „wyścig” po tytuły lub podsumowanie pracy hodowlanej – i na pewno są właśnie tym wszystkim jednocześnie.

Uważam, że godne szczególnej uwagi są konkurencje hodowlane – nie rozgrywane w takich wymiarach na innych wystawach. Wybór Najlepszej Hodowli, Najlepszego Reproduktora, czy Najlepszej Suki Hodowlanej może być szczególnie pouczający. Mam tu na myśli jednak nie bezkrytyczne kierowanie się werdyktami sędziego w swoich planach hodowlanych, lecz wnikliwe obserwacje każdej z przedstawionych grup i poszukiwaniu w nich takich cech, jakie chcemy poprawić lub utrwalić u swoich psów. Moim zdaniem bardzo istotny jest również fakt, jak wyrównane i podobne są wszystkie psy w danej grupie. Takie wyrównanie daje większe prawdopodobieństwo, że taki sam typ i cechy będą przekazywane potomstwu. Te aspekty są na pewno ważne dla ludzi, którzy już hodują daną rasę, ale myślę że również Ci co dopiero zaczynają swoją przygodę z kynologią mogą się wiele nauczyć.

Kiedy ja ją zaczynałam wystawy klubowe owczarków podhalańskich organizowane były nader rzadko. Gdy czytałam terminarze wystaw i „docierałam” do wystaw klubowych Polskich Owczarków Nizinnych czy Pasterskich Niepolskich zawsze budził się we mnie jakiś żal i niedosyt – dlaczego nie Owczarków Podhalańskich? Pewną namiastką były dla mnie wówczas krajowe wystawy psów w Zakopanem, które zawsze gromadziły sporą w porównaniu do innych wystaw stawkę podhalanów. W latach 1992 – 2007 byłam na 13-stu takich wystawach. Przez pierwszych 7 lat tylko jako obserwator, później również jako wystawca. Dlatego uważam, że teraz gdy już od kilku lat odbywają się regularnie co roku Klubowe Wystawy Owczarków Podhalańskich, trzeba być na takiej imprezie, bo ona jest organizowana dla wszystkich, którym nieobojętny jest los owczarka podhalańskiego. (Wielkie podziękowania ludziom, którzy wkładają swój czas, pracę i serce w ich organizację.) Na wystawach -raz się wygrywa, raz przegrywa – ale w przypadku „podhalaniej klubówki” myślę, że ważniejsze jest coś innego – to nasza rodzima rasa, która bardzo potrzebuje naszej -Polaków troski o jej przyszłość. Marzy mi się, że nadejdzie taki czas kiedy na takich wystawach będzie ponad 120 owczarków podhalańskich, jak to ma miejsce obecnie np. na klubówkach welsh corgi (w 2007r na wystawie klubowej było zgłoszonych 141 tych walijskich owczarków). To też chyba miła motywacja i swoiste podziękowanie dla organizatorów, gdy ludzie chcą przyjeżdżać na organizowane przez nich imprezy. Bo bez uczestników takie imprezy nie mają racji bytu.

Dla dobra rasy ważna jest różnorodność – wybierając reproduktora dla swojej suki już korzystamy z czyjejś pracy hodowlanej – nie da się robić wszystkiego samemu – konieczna jest współpraca. Wystawy Klubowe to też okazja do spotkań z innymi miłośnikami owczarków podhalańskich i możliwość nauczenia się czegoś więcej – trzeba tylko dużo patrzeć i uważać, aby własne ambicje nie przesłoniły tego co najważniejsze.

Barbara Sell
"Badziar"
www.owczarekpodhalanski.pl


 

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie