DZIERŻONIÓW – ŚWIDNICA. Schronisko Azyl jest przepełnione. Tylko w tym roku trafiło tu sto psów, których właściciele wyjechali do pracy, a swojego pupila oddali jak niepotrzebną już rzecz. – Gdy mówimy, że nie mamy miejsca, krzyczą, że psa zostawią na ulicy – opowiada Jerzy Tomala.
I pewnie tak robią, bo straż miejska każdego dnia znajduje na ulicach i w parkach po kilka bezpańskich psów. Jerzy Tomala, kierownik dzierżoniowskiego Azylu, przyznaje, że tak źle jeszcze nie było. W minionych latach największa liczba psów w przytulisku (a obejmuje ono swoim zasięgiem miasta Świdnica i Dzierżoniów oraz gminę Bielawa) sięgała setki. Obecnie jest ich o 90 więcej, a był miesiąc, że liczba ta przekroczyła dwieście zwierząt. Schronisko od kilku dni przyjmuje tylko psy chore, bardzo duże i te, które stwarzają zagrożenie. Nie ma gdzie ich trzymać, a dodatkowych kilkanaście zwierząt sprawiłoby, że zwierzęta gryzłyby się nawzajem z braku miejsca.
Wyjeżdżam i chcę oddać
Ludzi, którzy dzwonią do schroniska, takie tłumaczenia nie interesują.
Nie ma dnia, by telefonów podobnej treści w schronisku było kilka. Każdego tygodnia, z powodu wyjazdów ludzi, do Azylu trafia czasem nawet kilkanaście psów. Są zadbane, merdające ogonami i nieświadome tego, że już nigdy więcej swoich panów nie zobaczą. Na szczęście wciąż jest też wielu ludzi, którzy chcą wziąć zwierzęta ze schroniska.
W dobre ręce
Mają jednocześnie nadzieję, że problem bezpańskich psów po części rozwiążą czipy. Teraz każdy, kto decyduje się na adopcję czworonoga, dostaje zwierzę z wszczepionym pod skórę czipem. Gdy pies zostanie wyrzucony na ulicę lub zaginie, bez problemu będzie można ustalić tożsamość jego właściciela.
Małgorzata Moczulska - Słowo Polskie Gazeta Wrocławska
http://www.naszemiasto.wp.pl/