Ciba-Geigy (Bazylea)
Pies "Hansi" był w firmie Ciba-Geigy przez dziesięć lat poddawany badaniom związanym z ciśnieniem tętniczym. Bardzo prawdopodobne jest, że Hansi został oddany do schroniska dla zwierząt i laboratoriów tej korporacji w 1969 r., gdyż w 1979 r. wciąż on tam był, jak pokazuje fotografia oraz podpis pod nią widniejący na str. 41 książki Horsta Sterna pt. "Tierversuche in der Pharma-Forschung" opublikowanej w 1979 r. przez Kindler Verlag of Mü nich (Niemcy).
Zdjęcie psa Hansi ukazuje tylko dolną część jego ciała - głowa i klatka piersiowa jest niewidoczna. Pies unieruchomiony jest uchwytami przytwierdzonymi do czegoś podobnego do pryczy - jednym z niezliczonych narzędzi, które służą do unieruchamiania zwierząt w stosownej pozycji. Leży on na plecach, a jego brzuch jest całkowicie otwarty. Pomiędzy jego tylnimi nogami, które są rozszerzone i unieruchomione uchwytami, umieszczono butelkę. Do butelki przytwierdzono strzykawkę, która jest połączona z probówką wstawioną do pachwiny zwierzęcia. W miejscu gdzie zostały ogolone włosy, widoczne są plastry przyklejone do punktów wstawienia elektrod wstawionych do naczyń krwionośnych nóg. Według H. Sterna, ten rodzaj eksperymentu jest powtarzany co 14 dni na próbach 8-10 psów. W przypadku psa Hansi oznacza to dziesięć długich lat.
"Wszystkie te psy są zdrowe" - twierdzi dr Urs Bucher, który wykonuje eksperymenty ze swymi kolegami, wśród których jest asystent laboratoryjny Jean-Claude Richter. Podczas gdy un ieruchomiony, z igłą wbitą w tętnicę swej prawej nogi, Hansi, według Horsta Sterna, "oczekuje na kiełbaskę", to inny mieszaniec, przywiązany do stołu operacyjnego - oczekuje na śmierć. Klatka piersiowa zwierzęcia jest otwarta, serce odsłonięte i podziurawione igłami strzykawek. Celem doświadczenia jest zmierzenie pulsacji za pośrednictwem sprzętu graficznego połączonego z końcówkami probówek wstawionych do serca za pomocą klipsów posiadających igły.
"Musieliśmy otworzyć psa" - twierdzi dr Bucher - "w celu wstawienia różnych elementów sprzętu do serca". Lecz dr Bucher zapewnia nas - "zwierzę to jest znieczulone i umrze pod narkozą". Anestezjologia jest wielkim alibi dla eksperymentatorów, lecz rzadko opiera się na prostej logicznej obserwacji ...zwłaszcza gdy zwierzę je kiełbaski podczas eksperymentów. Wówczas możemy wnioskować, iż nie zawsze jest ono znieczulane.
"Nawet nie ma potrzeby unieruchamiania tego psa" - twierdzi dr Bucher, mówiąc o Hansi. "On wyrobił w sobie nawyk leżenia na stole. Jednak może się zdarzyć, że zwierzęta zasypiają podczas eksperymentów, lub wykonują nieprzewidziane ruchy, podczas których igły strzykawek i elektrody mogą wypaść. Hej, Hansi! Dobry pies!" Gdyby jeszcze w czasie operacji grano jakąś fajną muzykę, Hansi mógłby czuć się jeszcze bardziej szczęśliwy!
Horst Stern został zaproszony przez Ciba-Geigy, by zrobić film i napisać książkę usprawiedliwiającą eksperymenty na zwierzętach. Ironia Horsta Sterna odzwierciedla się w jego scenariuszu; przedstawia on rzeczy bardziej wiarygodnie, sugerując, że poczyniona została pewna krytyka.
W pierwszym wydaniu jego książki zostały opublikowane zdjęcia, które pospiesznie wycofano w kolejnych jej wydaniach. Na przykład zdjęcie dwóch kotów - jeden z nich unieruchomiony w aparacie stereotaktycznym, z dziurą w głowie i igłą wbitą w mózg; drugi kot - unieruchomiony specjalnym aparatem (widoczne są probówki wystające z jego gardła i kończyn). Prof. Werner Koella, eksperymentator z Ciba-Geigy, wyjaśnia znaczenie niektórych eksperymentów z zakresu neurologii:
"W przeszłości, lecz z pewnością także obecnie przeprowadzano tzw. testowanie kurarą. Zwierzęta obezwładniano używając kurary lub podobnych produktów farmaceutycznych, podłączano je do sztucznego oddychania i zaczynano wykonywać eksperyment. Zwierzę nie mogło być znieczulone, ponieważ wówczas mózg nie byłby w stanie normalnie reagować. Z tych powodów jesteśmy zobligowani - chociaż zaznaczam, że bardzo rzadko - do wykonywania eksperymentów na zwierzętach po zaaplikowaniu im kurary. Generalnie, można powiedzieć, że eksperyment pod narkozą nie jest satysfakcjonujący; reakcja zwierzęcia nie jest normalna, mózg nie reaguje jak w przypadku zwierzęcia świadomego".
(jak wyżej, str. 71-72).
Jak w istocie wyglądają eksperymenty w Bazylei praktykowane przez Ciba-Geigy, podczas których przyznaje się do używania kurary? Opis podany jest w książce Horsta Sterna. Chcielibyśmy jeszcze raz wspomnieć, że kurara nie jest środkiem znieczulającym, lecz drażniąco-paraliżującym - zwierzę nie jest w stanie się poruszać, ponieważ jest sparaliżowane; jest ono w stanie dużej nadwrażliwości, która zwiększa wrażliwość na ból.
Prof. Winklemüller opisuje technikę operacyjną przeciwko skurczom, testowaną na kotach. Jest to jedna z wielu neurologicznych procedur: z pomocą wiertarki wierci się dwa duże otwory w czaszce zwierzęcia. Błona mózgowa zostaje usunięta i przez otwory w czaszce wstawiane są dwie elektrody do prawej i lewej półkuli mózgu. W ten sposób zamierza się wytworzyć odruch warunkowy w strefie pomiędzy dwoma półkulami, co według prof. Winklemüllera może spowolnić proces powodujący skurcze. Następnie przecina się pień mózgowy. "Później" - wyjaśnia prof. Winklemüller - "kiedy występuje sztywność w mięśniach, pojawiają się nagłe ruchy rozprostowywania kończyn..." Czy pod pretekstem terapii wszystko to będzie powtarzane na dzieciach cierpiących na skurcze? Prof. Winklemüller przyznaje: "Ten typ eksperymentu zaczęto wykonywać sto lat temu; faktycznie, to już Sharington i Lowenthal przeprowadzali te testy w 1898 r., zawsze na kotach i - za pośrednictwem szoku elektrycznego niszczącego mózg - wywoływali sztywność w mięśniach". Jednak to nie pomogło zmniejszyć znaczącego wzrostu przypadków skurczy. Zapewne choroba ta nie ma nic wspólnego z żadnymi eksperymentami na zwierzętach.
Tak jak nie istnieją "spastyczne" koty w patologicznym znaczeniu tego słowa, tak też trudno by nam było spotkać koty, które można by określić mianem "epileptyków", "obłąkanych" czy "agresorów" w medycznym tego słowa znaczeniu, posługując się terminologią chorób ludzkich. Prof. Koella z Ciba-Geigy produkuje agresywne koty i porównuje ich zachowanie do społecznych zjawisk, jakimi są terroryzm, wojny i choroby psychiczne.
"Odmóżdżone", rażone prądem elektrycznym, wijące się z bólu i strachu koty służą jako modele ludzkich chorób oraz agresywnych lub kryminalnych instynktów ludzi. Kot z igłą wbitą do mózgu staje się robotem w rękach swych oprawców - zachowuje się zgodnie z impulsami, jakie otrzyma za pośrednictwem bodźców elektrycznych. Ataki desperackiej furii i wściekłości, ataki oszałamiającego bólu są interpretowane przez eksperymentatorów z tytułami doktorów (a nawet profesorów uniwersyteckich), jako przejawy "zachowania agresywnego" lub "napady epilepsji" ...i takie rzeczy wciąż wykonuje się w laboratoriach na całym świecie.
"Teraz pokażemy wam model agresora" - wyjaśnia prof. Koella - "model, który odwołuje się do naszej umysłowej agresji, atakujący instynkt, atak. Agresja spełnia obecnie ważną rolę na całym świecie. Wszyscy zdajemy sobie sprawę czym jest terroryzm, czym jest wojna. Lecz agresja odgrywa także dużą rolę przy różnych przejawach chorób umysłowych, gdzie typowym symptomem są siły agresji i atakujący instynkt. Widzimy to na przykładzie epilepsji czy chorób umysłowych". Prof. Winklemüller chciałby wynaleźć substancje, które obniżają poziom agresji - chwalebny cel, choć trochę utopijny, ponieważ agresja jest zjawiskiem ściśle psychologicznym, a psychika nie jest podatna na medykamenty. "Wydaje się, że koty zapomniały, że mają elektrodę w swym mózgu" - zaobserwował Horst Stern - "nie widziałem, aby podczas badań jakiś kot chciał się z tego uwolnić". Każda utopia ma swych pochlebców.
"Szczur" - wyjaśnia dr Stula z Ciba-Geigy - "staje się agresywny po dokonaniu manipulacji w mózgu; wówczas reaguje na obecność myszy pragnąc ją zabić, gdy tylko ją zauważy. Ten tzw. `szczur-zabójca' jest modelem do testowania leków przeciwko melancholii". Wszelkie komentarze wydają się zbyteczne.
Jak powstaje "szczur-zabójca"? Dr Stula wyjaśnia to następująco: "W mózgu znajduje się `ośrodek emocjonalny'; jeśli zostanie usunięty, to cała zdolność emocjonalna w tym zakresie ulega zmianie - jej lub jego odczucia i reakcje zmieniają się. W ten sposób szczur, generalnie przyjacielsko nastawiony do myszy, jest owładnięty pragnieniem, by ją zabić, gdy ta strefa w jego mózgu zostanie usunięta". I, co najważniejsze, powtórzmy to raz jeszcze - szczur pozbawiony tego ośrodka emocjonalnego jest modelem ludzkiej depresji! Kolejne naukowe badanie medyczne? Dr Joy David z Ciba-Geigy zajmuje się małpami cierpiącymi na "chroniczną epilepsję" wywoływaną przez wprowadzanie do mózgu zwierzęcia małych dawek wodorotlenku aluminium. Po okresie 30 do 40 dni u zwierzęcia zaczynają się rozwijać "napady epilepsji".
Pewien pawian otrzymał uspokajający zastrzyk domięśniowy. Kilka minut później zwierzę przejawiało oznaki zmęczenia. Z szyją, klatką piersiową, udami i stopami unieruchomionymi na przemyślnie skonstruowanym krześle ("aparacie unieruchamiającym") zwierzęta są unieruchamiane przez okres trwający do 3 miesięcy. Horst Stern mówi nam, że "w Ciba-Geigy zwierzęta wykorzystuje się jako żywe maszyny do farmakologicznych i kinetycznych testów substancji chemicznych" ...testy jakości?
Co godzinę do badania krwi i wzroku wykorzystuje się 30 psów; poddawane są one badaniom elektrokardiograficznym (ECG) a następnie zabijane jakimś zastrzykiem i poddawane sekcji zwłok. Przez ile godzin wykonuje się te eksperymenty? Przez ile dni, tygodni, albo miesięcy? Przez ile godzin dziennie? Liczba używanych do tego zwierząt jest ogromna, lecz międzynarodowa korporacja Ciba-Geigy poradzi sobie z nią. Jakkolwiek w tej kwestii także istnieje wyjaśnienie; opracował je dr Hans Hurni, a dotyczy ono wykorzystania kotów. Poprzednio koty były nabywane od mało wiarygodnych dostawców - były to często chore, zakażone koty i około 20-50% zwierząt ginęło. Teraz Ciba-Geigy prowadzi własną hodowlę, w której trzyma się zdrowe koty. 2 200 kotów jest liczbą wystarczającą na potrzeby korporacji. "Wierzę, że jest to nasz cenny wkład dla dobra zwierząt" - konkluduje dr Hurni .
Hoffmann-La Roche i Sandoz (Bazylea)
20 lutego 1989 r., były pracownik laboratorium Hoffmann-La Roche z Bazylei wysłał do ATRA serię zdjęć oraz list:
"Jestem pracownikiem Hoffmann-La Roche i chociaż nie jestem bezpośrednio zaangażowany w eksperymenty na zwierzętach, przez wiele lat miałem okazję, by je obserwować. Było to podczas przerw w pracy, gdy wszyscy wychodzili, lub szli na inne piętra, wówczas zaczynałem oglądać to miejsce. (...) W tym czasie psy leżały na plecach rozciągnięte na specjalnych stołach, ze swoimi czterema nogami przymocowanymi do uchwytów; ich brzuchy i klatki piersiowe były zupełnie otwarte, pełne wychodzących z nich rurek podłączonych do jakichś aparatów. W podobnej sytuacji były koty - ich głowy unieruchomione specjalnymi aparatami z wtyczkami, owinięte drutami, do mózgów wszczepione diody. Co więcej, następnego ranka zaobserwowałem, że zwierzęta znajdowały się w tych samych pozycjach; przez cały dzień trwały nad nimi prace, zanim umarły. Często widziałem koty leżące na pryczach otoczonych wodą, tak by nie mogły zasnąć. Kilka kotów zasnęło i automatycznie wpadło do wody." (...).
Ponieważ ten list nie był podpisany, nie opublikowalibyśmy jego fragmentów, gdyby nie dołączone do niego zdjęcia, które były bardziej wymowne od słów. Oprócz stołów operacyjnych można zobaczyć operowane psy - leżące na metalowych siatkach z powbijanymi w ciało strzykawkami, lub leżące w klatkach z elektrodami w głowach, ich szyje owinięte pokrwawionymi bandażami. Smutny i żałosny spektakl - typowy w takich przypadkach.
Valium-Roche był testowany na małpach, które uprzednio przejawiały agresywne zachowanie. Stosowne zdjęcia zostały opublikowane w publikacji wydanej przez samego Hoffroche w 1968 r. (From Emotion to Lesion), z której można się dowiedzieć szczegółów odnośnie badań eksperymentalnych wykonywanych przez międzynarodową firmę nad testowaniem efektów Valium. Pośród wielu opisów znaleźć można szczegóły eksperymentów na kotach "z wstawionymi na stałe elektrodami" w celu "zbadania efektów Valium-Roche"; "Reakcje hipokampu na elektryczną stymulację migdałków homolateralnych (tzn. leżących po tej samej stronie) przed i po dożylnej iniekcji 2 mg Valium-Roche na kilogram. Preparowanie "oddzielonego mózgowia" (kot z przeciętym kręgosłupem w celu oddzielenia mózgowia od reszty centralnego układu nerwowego), "rejestracja encefalografem różnych struktur poziomów mózgu kota (...) po stopniowym zwiększaniu dawek Valium-Roche". Kolejne cytaty - "Zmiany w napięciu tętniczym po elektrycznej stymulacji podwzgórza u kota", "Agresja u małpy przed podaniem Valium-Roche". Fotografia pokazuje zwierzę przytwierdzone do aparatu unieruchamiającego, z którego widoczna jest tylko głowa. Ludzkie ręce wstawiają jakiś kołek i rurki do gardła zwierzęcia przez szeroko otwarty pysk.
Rezultat tych eksperymentów był nadzwyczajny, nie tylko z finansowego punktu widzenia (przez długi czas Valium był najlepiej sprzedającym się produktem na liście firmy Hoffroche), lecz także z innych punktów widzenia. Obwiniony o powodowanie śmierci pacjentów z powodu nadmiernego nadciśnienia krwi i szoku, a także o powodowanie utraty pamięci i rozrywanie ściany łożyska, farmaceutyk ten powodował również, według wpływowego pisma medycznego The Lancet (1979), raka piersi. Jednak cztery lata później, w 1983 r., Valium był wciąż sprzedawany razem z innymi lekami, stanowiąc 50% sprzedaży sektora farmaceutycznego firmy Hoffmann-La Roche. Jest to konkretny przykład jak umiejętny marketing może przekonać klientów, by zapomnieli o szkodliwości wyrządzanej zdrowiu społeczeństwa przez zwierzęce eksperymenty i nawet przekształcając to w dobrą, komercyjną propagandę.
Na innych zdjęciach zrobionych w Bazylei można było zobaczyć uderzającą serię eksperymentów wykonywanych na kotach i królikach. Na jednym z nich widać kota rozciągniętego na stole operacyjnym, brzuchem do góry, podczas gdy jakaś kobieta wykonuje mu zastrzyk w klatkę piersiową. Zwierzę to ma dwie rurki wychodzące z dwóch otworów w jego gardle, probówkę w jamie brzusznej i dwie inne probówki w głowie. Króliki wyposażone w rurki i oklejone taśmą klejącą poddane zostały operacji chirurgicznej. Do niektórych części ich ciał zostały przytwierdzone klipsy hemostatyczne. (Zdjęcie to przypuszczalnie zostało zrobione w 1985 r.).
Klinika Urologii Szpitala Uniwersyteckiego w Zürichu
Pies jest zwierzęciem najczęściej używanym do wykonywania eksperymentów urologicznych. Mając zamiar skonstruowania otworu w jelicie krętym do odpływu uryny, prof. G. Mayor i dr Hauri z Kliniki Urologii Szpitala Uniwersyteckiego w Zürichu wycięli siedmiu psom fragmenty jelit (którym oczywiście otwarto wcześniej brzuchy) i przeszczepili je do mięśni udowych tych samych zwierząt! (raport podpisany 18 marca 1980 r. przez ww. naukowców).
Raport, który właśnie przytoczyliśmy, nie wyjaśnia oczekiwanej "użyteczności" tego okropnego eksperymentu, ani też nie wskazuje, w jaki sposób jego wyniki mogą być ekstrapolowane na ludzi. Kliniczna sytuacja, która mogłaby doprowadzić eksperymentatorów do badań nad możliwością nowego sposobu wypróżniania uryny, jest oczywista: patologia - na przykład nowotwór w przewodzie nerkowym lub pęcherzu, który blokuje przepływ uryny, utrudniając jej wydostanie się naturalnym kanałem. Pomijając fakt, że operacja chirurgiczna nie rozwiąże tego problemu, lecz, w najlepszym razie może być środkiem łagodzącym ból (powinno się leczyć źródło każdej choroby, likwidując jej przyczyny a nie efekty), powstaje pytanie - który lekarz byłby gotowy wyciąć jelita swego pacjenta i ponacinać jego uda tak, by wszczepić fragmenty jelit do mięśni nóg?! Tymczasem eksperymenty tego rodzaju są beztrosko wykonywane i finansowane z funduszy publicznych.
Ten sam typ eksploatacji jest widoczny w eksperymentach nad tworzeniem protez do oddawania moczu, które zwykle wszczepia się miejscowo u psów, lub w eksperymentach odnośnie fizjologii pęcherza. W tym przypadku, do pęcherzy zwierząt wszczepia się elektryczne stymulatory, ofiary faszeruje się lekami i czeka się na dalszy rozwój wydarzeń.
Eksperymenty dotyczące elektrycznej stymulacji pęcherza, jak również testy z protezami moczowymi, były wykonywane przez lata i wciąż są wykonywane. Do końca lat osiemdziesiątych dr Hauri wciąż zajmował się protezami pęcherza (szczegóły można przeczytać w Forsc hung, 1987, str. 706).
Cewka moczowa - jeden z dwóch kanałów tworzących część przewodu wydalniczego z nerek - została odsłonięta u 4 psów (raport podpisany przez Mayor i Hauri, 1976). W tym samym czasie elektryczne stymulatory zostały wszczepione do pęcherzy 3 psów.
Klinika Reumatologii (Uniwersytet w Zürichu)
Jeden z typowych eksperymentów przeprowadzanych przeciwko reumatyzmowi polega na wykonaniu na nieszczęsnych zwierzętach synawektomii, co oznacza usunięcie błony pokrywającej wewnętrzną powierzchnię torebek stawowych i kości, zwłaszcza w rejonie stawów. Błona ta również chroni płyn maziówkowy, który wytwarzany jest przez samą błonę i przez krew, której funkcją jest smarowanie stawów. W nadziei rozwikłania zagadki reumatyzmu, która, jak wszystkie inne problemy medyczne, pozostaje dla wiwisektorów tajemnicą, torebki stawowe niebywałej liczby zwierząt wciąż są poddawane operacjom, a ich kości okaleczane w celu usunięcia błony maziowej.
Począwszy od lat siedemdziesiątych, dr M. Velvart z Kliniki Reumatologii Uniwersytetu w Zürichu przeprowadzał tego typu eksperymenty na wielką skalę. 14 królików poddanych zostało synorektomii, a 30 szczurów ekstrakcji kolagenowej (szukanie białek w ścięgnach, chrząstkach, wiązadłach kostnych, etc.) w ramach eksperymentów na artretyzm (raport z 24 sierpnia 1978 r.). Eksperymenty te kontynuowano do lat osiemdziesiątych, kiedy dr Velvart praktykował synorektomię na 14 królikach (11 marca 1980 r.) i potem znów na 6 królikach (30 lipca 1980 r.). Badania te są wciąż praktykowane. Pod kierownictwem dr F. J. Wagenhäusera, późniejszego dyrektora Kliniki Reumatologii w Zürichu, wykonywano eksperymenty na królikach, związane z artretyzmem, które w żadnym razie nie były gorsze od poprzednich; na przykład badanie efektów substancji farmaceutycznych na sztucznie wyhodowanych formach nowotworów w stawach zwierząt. (Forschung, 1987 r., str. 677).
Oczywiście można wysunąć obiekcję, że jeśli nawet poświęcenie kilku królików jest rzeczą mało przyjemną, to jednak jest to z korzyścią dla ludzi i przynosi ulgę ludzkiemu cierpieniu. Takie zdania wypowiadają ci, którzy parają się tymi badaniami lub ci, którzy są niedoinformowani. Dlatego dobrze jest sobie uświadomić, że zarówno choroby reumatyczne jak i artretyzm, zamiast zanikać, wciąż pojawiają się na coraz większą skalę.
Dobrze znane są skandale ostatnich lat w związku z lekami wytworzonymi na bazie Fenylobutazonu i Ossifenbutazonu - preparatami regularnie testowanymi na zwierzętach. Substancje te, zamiast leczyć choroby reumatyczne, zabiły już ponad 10 000 pacjentów (Raport Nadera, Ciba-Geigy, USA). Katastrofa, która zaczęła się na początku lat osiemdziesiątych była starannie ukrywana przez przedstawicieli Ministerstwa Zdrowia, którzy mimo tego nie byli w stanie zabezpieczyć się przed przeciekiem informacji, nie tylko dzięki raportom medycznym napływającym z różnych krajów, lecz także dzięki ostrej krytyce pewnego szwedzkiego lekarza, dr Olle Hanssona (który kilka lat temu zmarł w wypadku, w niewyjaśnionych okolicznościach).
Oprócz wyżej wspomnianych dwóch substancji, reprezentujących tylko wierzchołek góry lodowej, do substancji szkodliwych dla zdrowia powinno się jeszcze zaliczyć inne środki wytworzone na bazie Pyrazolonu, ASA, Indometacyny, chloru, itd. Wszystkie te substancje były testowane na zwierzętach i miały m.in. leczyć reumatyzm, lecz faktycznie powodowały raka, astmę, choroby nerek, uszkodzenia żołądka i jelit, itd. Typowo przedstawia się sprawa kortyzonu - leku przypisywanego przeciwko reumatyzmowi, mogącego jednak wywoływać ciężkie dolegliwości reumatyczne i powodować artretyzm (Spadoni, Kriegel, The Medical Letter).
Warto ponadto odnotować, że choroby reumatyczne może powodować stosowanie także takich preparatów jak sulfonamidy, antykoagulanty, tuberkulostatyki, diuretyki (środki moczopędne), syntetyczne witaminy, barbiturany (środki nasenne), a także kortykoidy.
Dlatego też nie ma kwestii masakrowania zwierząt "w celu ocalania życia ludzi" lub "ulżenia ludzkim cierpieniom". Ludzie zabijają zwierzęta i jeśli jest tego jakiś powód, to z pewnością nie natury medycznej czy terapeutycznej, a zwłaszcza naukowej. Tymczasem obywatel, który jest podatnikiem i pacjentem, znajduje się w sytuacji przymusowego finansowania badań, które działają przeciwko jego zdrowiu. I nie ma on innego wyjścia, jako że system zdrowia jest obecnie oparty na medycynie alopatycznej, której wyniki są testowane na zwierzętach. Tylko zdelegalizowanie eksperymentów na zwierzętach i finansowanie rzetelnych, poważnych badań naukowych pozwoli na dokonanie potrzebnych zmian i podążanie we właściwym kierunku.
Wydział Medycyny Wewnętrznej, Politechnika w Zürichu - Kardiologia /Nefrologia
Choroby serca są obecnie główną przyczyną zgonów w tak zwanym "cywilizowanym świecie". Powodów tego stanu rzeczy należałoby dopatrywać się w zbyt tłustej diecie oraz długiej serii medykamentów powodujących choroby serca (antybiotyki, leki przeciwreumatyczne, przeciwtarczycowe, sulfonamidy, itd.), a zwłaszcza w terapiach powodujących choroby, których próby leczenia lekami testowanymi na zwierzętach powodują z kolei choroby wzmagające dolegliwości już występujące.
To nie przypadek, że leki przepisywane przeciwko nadciśnieniu lub chorobom serca wywołują zawał, anginę, zakrzepicę, marskość wątroby, problemy wieńcowe, itd. Tymczasem, rutynowa hekatomba zwierząt w laboratoriach kardiologicznych wydaje się nie mieć końca i trwać w nieskończoność, w imię "nauki". W celu studiowania dynamiki lewej komory serca wstawiono cewnik do serc 4 psów - operacja, po której wykonano angiokardiografię (zdjęcie rentgenowskie serca) i - w końcu - sekcję zwłok zwierząt. (Raport podpisany 15 lipca 1976 r. przez prof. W. Siegenthaler i szefa badań, prof. H. P. Krayenbühl).
Eksperymenty z cewnikowaniem serca są bardzo często wykonywane, także w tym laboratorium, gdzie były przeprowadzane od lat. Dwa lata później (13 lipca 1978 r.) sporządzono kolejny raport, podpisany także przez prof. W. Siegenthaler (projekt badawczy kierowany przez prof. Krayenbühl i prof. U. Uhlmann): 14 psów zostało cewnikowanych jak w poprzednim wypadku, podczas gdy 7 następnych psów poddanych zostało badaniom nad "jednostronnym napromieniowaniem nerek w stanie zapalnym".
Cewnik jest rurką zrobioną z kauczuku, plastiku lub innego materiału syntetycznego (teflonu, silikonu, itp.), która wstawiana jest do naturalnego otworu w ciele lub do dużych naczyń krwionośnych. Cewnikowanie serca jest generalnie wykonywane przez wstawienie takiej rurki do naczyń krwionośnych (np. do tętnicy udowej), aż rurka dojdzie do jednej z komór serca - cały ten zabieg poprzedza stosowna operacja. W tym wypadku psy przeszły sztuczne niedokrwienie lewej komory serca (tj. przepływ krwi w tętnicach uległ zablokowaniu), co szczegółowo opisuje powyższy raport. Oznacza to, że klatka piersiowa została otwarta, po czym wykonano operacje na naczyniach krwionośnych. Dr Hirzel poddał stymulacji jedną z komór serca u czterech operowanych psów, po to by usunąć z niej krew.
Eksperymenty nad "jednostronnym napromieniowaniem nerek w stanie zapalnym" składały się z wielokrotnego wstawiania cewników do żył nerkowych w celu obserwowania warunków psychopatologicznych.
16 lipca 1980 r. prof. Siegenthaler (wspomagany przez prof. Krayenbühl i przez dr W. Vetter) podpisali kolejny raport dotyczący 13 psów, z których 10 zostało poddanych torakotomii (otwarcie klatki piersiowej) i sukcesywnym testom. Jeden pies przeszedł punkcję żyły udowej; dwa inne psy poddane zostały cytoskopii (technice pozwalającej badać wnętrze pęcherza) i cewnikowaniu cewki moczowej.
Instytut Parazytologii i Wirusologii, Uniwersytet w Zürichu
Rozumiejąc, że "sytuacja" istoty indywidualnej jest odmienna od innych, oczywiste jest, iż "sytuacja" zwierząt laboratoryjnych (zdeterminowana warunkami psychofizycznymi) nie ma nic wspólnego z sytuacją istot ludzkich, lub z innymi zwierzętami żyjącymi w warunkach naturalnych. Dlatego założenie, że studiowanie chorób wirusowych i pasożytniczych u zwierząt laboratoryjnych dostarczy nam panaceum przeciwko tym chorobom, jest absurdalne. Ponadto może stanowić ryzyko dla zdrowia pacjentów, gdy wyniki eksperymentów na zwierzętach zastosuje się u ludzi.
To jednak nie powstrzymuje hekatomby zwierząt. Według raportu podpisanego przez prof. J. Eckert (Instytut Parazytologii), małpa Macaca fascicularis poddana została splenektomii (wycięciu śledziony), została zakażona plasmodium fieldi (jednokomórkowymi pasożytami krwinek czerwonych), a następnie poddana punkcji serca i ostatecznie eutanazji. W tym samym czasie 160 innych zwierząt (w tym 91 myszy) poddanych zostało wewnątrzotrzewnowym transplantacjom bąblowicy (bardzo mały typ pasożyta, powodującego większość chorób jelit).
9 września 1981 r. prof. Eckert oświadczył w swym następnym raporcie, że do eksperymentów użył kolejnych 66 zwierząt. Na 58 zwierzętach znów wykonał transplantację bąblowicy, podczas gdy 8 pozostałych zakaził chorobą poprzez iniekcję podskórną. W tym samym czasie wykonano operację wstawienia fistuły do żołądka cielęcia, by prowadzić badania nad pasożytami osterragia występującymi często u bydła. Jednak czy można wierzyć, że sytuacja immunologiczna zdrowego cielęcia pasącego się na łące jest taka sama, jak sytuacja cielęcia, któremu sztucznie wstawiono fistułę do żołądka?
Podczas gdy generalnie uważa się, iż choroby wirusowe coraz częściej atakują w wyniku nadużywania antybiotyków (które osłabiają siły obronne organizmu) oraz manipulacji genetycznych (które stwarzają nowe typy nieistniejących w naturze wirusów), w laboratoriach wirusologicznych na całym świecie kontynuuje się masakrę zwierząt.
Powinniśmy pamiętać, że to nie wirusy, jako takie, muszą być zwalczane, lecz brak higieny i czynniki powodujące osłabienie systemu immunologicznego - wszystko to, co otwiera drzwi chorobom zakaźnym i rozwojowi czynników patogennych. Postępuje się, jakby sekretem było to, iż czysta, nieskażona żywność, czyste powietrze i woda oraz zdrowy tryb życia zdolne były pokonać choroby zakaźne skuteczniej niż jakakolwiek terapia.
Zwierzęta, na przykład naczelne, zakaża się wszczepiając do ich organizmów ludzkie choroby, które nie mają nic wspólnego z naczelnymi. Zwierzęta poddawane są długim, bolesnym eksperymentom, jak gdyby przez ich agonię można było uzyskać odpowiedź na rozwiązanie ludzkich problemów. Jednak, by zademonstrować swą rzeczywistą wirulencję (zjadliwość) czynniki patogenne muszą być konfrontowane z naturalnymi, a nie sztucznymi sytuacjami. Zmuszone do życia w organizmie należącym do innego, nowego dla nich gatunku, sztucznie przeszczepiane na inny grunt, nie mogą wytwarzać realnych chorób, lecz tylko abstrakcyjne formy patogenne, które istnieją tylko w laboratoriach.
W Instytucie Parazytologii i Wirusologii przy Uniwersytecie w Zürichu przeprowadza się eksperymenty z wykorzystaniem kurcząt, królików, kóz karłowatych, gęsi i myszy. Myszy używa się głównie do produkowania wirusów (według raportu podpisanego przez prof. R. Wyler).
Instytut Patologii, Uniwersytet w Zürichu
Jedna z wielu czynności laboratoryjnych polega na wywoływaniu chorób u zwierząt, a następnie podejmowaniu prób ich wyleczenia przez faszerowanie chorych zwierząt lekami. Do wywoływania symptomów choroby stosuje się rozmaitych metod, po których następują niekończące się eksperymenty, aż do śmierci nieszczęsnych zwierząt. W istocie jednak choroby mają inną genezę, w której czynniki psychofizyczne i indywidualne grają nadzwyczaj ważną rolę.
Żaden proces naturalny nie może zostać zrekonstruowany eksperymentalnie i, z pewnością, nie przez torturowanie zwierząt. W laboratorium, można uzyskać symptomy cukrzycy, zapalenia opon mózgowych, wrzody żołądka lub jakiejś innej choroby, ale to nie oznacza, że choroba ta powstała sama z siebie. Niektórzy mówią o medycynie symptomatycznej, a doświadczeniom na zwierzętach przypisuje się odpowiedzialność za wielkie błędy i fatalne pomyłki. To jest usprawiedliwiony krytycyzm. Struktura eksperymentów jest budowana na abstrakcyjnej, utopijnej, nie istniejącej chorobie, która nie ma nic wspólnego z chorobami ludzkimi. Rozwiązanie trapiących nas chorób poszukuje się przez bezowocne tortury na zwierzętach.
Prof. Zinkernagel i prof. Rüttner wykonali doświadczenie na Wydziale Patologii Uniwersytetu w Zürichu polegające na wszczepieniu 500 myszom szpiku kostnego komórek wątroby pobranych z płodów myszy. Ci sami naukowcy przeprowadzili transplantację gruczołu grasicy wszczepiając 50 myszom gruczoł grasicy pobrany z podobnej liczby płodów myszy (raport podpisany 14 lipca 1981 r. przez prof. Zinkernagel i prof. Rüttner). Chcąc wywołać u myszy raka, prof. Rüttner wszczepił 400 myszom komórki nowotworowe do otrzewnej, a 200 myszom zrobiono drenaż otrzewnej i usunięto komórki (raport z 19 lipca 1976 r.).
Dwa dni później, 21 lipca 1976 r. prof. Sträuli i dr Gisela Haemmerli podpisali kolejny raport dotyczący użycia 540 zwierząt (myszy, szczury i króliki), wszystkie z nich poddano transplantacjom na badanie białaczki i raka. 20 królikom wszczepiono komórki nowotworowe, po uprzedniej transplantacji uszu.
3 lutego 1978 r. prof. Rüttner wszczepił komórki rakowe 300 myszom (raport podpisany). 9 lutego 1978 r. prof. Sträuli i dr Haemmerli podpisali kolejny raport: 370 zwierząt (szczurów i królików) przeszło transplantacje, jak to zostało opisane w poprzednim raporcie z 21 lipca 1976 r. 25 królikom transplantowano uszy; zastosowano tylko jedną innowację - 50 embrionom szczura usunięto błonę żółtkową (która ogranicza komórkę) przeznaczając ją do hodowli tkanek.
Raport z dn. 24 lipca 1978 r. informuje, że te same eksperymenty zostały powtórzone na 370 zwierzętach, w tym na 15 królikach, które zostały poddane rutynowej transplantacji ucha, i 25 szczurach, którym usunięto błonę żółtkową (raport podpisany przez Sträuli i Haemmerli).
16 marca 1979 r. odnotowano przeprowadzenie kolejnych transplantacji w związku z białaczką i rakiem; ponadto 30 płodom szczura wycięto nadnercza (zarodkowa forma narządu moczowego, typowa dla embrionów) do hodowli tkanek.
Zakładanie hodowli komórek jest zapewne wspaniałą metodą badawczą, lecz jeśli obstaje się przy wykorzystaniu "surowca zwierzęcego", z pewnością nie uzyska się wyników, które będą rzetelne i wiarygodne dla istot ludzkich.
Tkanki szczura reagują w hodowli jak tkanki szczura - nie jak tkanki człowieka. Podkreślamy tu raz jeszcze, że tkanki ludzkie można uzyskać gratis z sal operacyjnych jakiegokolwiek szpitala, co oprócz bardziej ekonomicznego gospodarowania pieniędzmi podatników, przyniesie lepsze wyniki badawcze. Tak wiele ludzkich tkanek i organów wyrzuca się do kosza na śmieci po rutynowych operacjach chirurgicznych, chociaż są one naturalnie zakażonymi tkankami, a nie nienaturalnie zakażonymi tkankami, jakich używa się w laboratoriach eksperymentujących na zwierzętach. Następną kwestią jest to, że embriony i płody szczura, czy innych zwierząt (oprócz oczywiście ryb i ptaków, które rodzą się z jajek) uzyskuje się przez operację cesarskiego cięcia i zabiera ciężarnej matce. Operacje takie są prawie zawsze wykonywane bez znieczulenia, tak by nie zatruć tkanek płodu przeznaczonych do hodowli in vitro.
13 lutego 1980 r. prof. Sträuli i dr Haemmerli podpisali kolejny raport: 145 zwierząt (szczurów i królików) poddanych zostało rutynowym transplantacjom. 16 lipca 1980 r. eksperymenty te powtórzono na 125 zwierzętach (raport podpisali Sträuli i Haemmerli). W ten sposób eksperymenty te są dalej kontynuowane.
Tymczasem, choroby nowotworowe zbierają coraz obfitsze żniwo w Szwajcarii jak i na całym świecie. Przed kilkoma laty mówiło się jeszcze, że co piąta osoba zachoruje na raka. Obecnie proporcja ta musi być skorygowana - co czwarta osoba zachoruje na raka.
Podczas gdy znane osobistości ze świata nauki twierdzą, że 90% przypadków raka u ludzi ma związek z produktami chemicznymi (większość z nich jest testowana na zwierzętach) i że niezaprzeczalnym faktem jest szkodliwy efekt antyrakowej chemioterapii - lekarze i naukowcy potwierdzają, że duży odsetek chorób nawiedzających ludzi powodują leki - potwierdzenie, które powinno frapować i uruchomić w nas głos zdrowego rozsądku.
Jednak jakim sposobem moglibyśmy uniknąć testów i eksperymentów, które - zwłaszcza w sektorze farmaceutycznym - gwarantują najbardziej lukratywne dochody dla przemysłu chemicznego? Mówi się, że przemysł chemiczny jest najbogatszą dziedziną przemysłu na świecie i prawdopodobnie jest to prawda. Przemysł ten opera się na zwierzęcych eksperymentach i jasne jest, że faworyzuje on i broni doświadczeń na zwierzętach, pomimo katastrofalnych efektów, jakie powodują.
rozdziały książki dr Milly Schar-Manzoli pt. Holokaust - wiwisekcja dzisiaj.
(Wyd. Vega!POL)
Tłumaczył:
Roman Rupowski - tłumacz i wydawca książek o wegetarianizmie i prawach zwierząt.
www.szalonykowboj.com
www.vegapol-alf.prv.pl
www.vegapol.most.org.pl