Zostać HUNDERFUHREREM

Toro i Baster - to najmłodsi ratownicy Grupy Podhalańskiej GOPR. Są wybitnymi specjalistami od poszukiwań i pozyskiwania sponsorów. Poza tym nic specjalnie ich nie wyróżnia. No, może jedno-chodzą na czterech łapach. Baster - prawdziwe "żywe srebro", trudno za nim nadążyć wzrokiem. Ruchliwość to cecha charakterystyczna owczarków rasy border collie, za to Toro wcale nie zachowuje się jak dostojny owczarek niemiecki, znany z Czterech Pancernych albo opowieści o milicyjnym Cywilu. Zapewne w myśl zasady "kto z kim przestaje", przejął pewne cechy do swego czarnego kolegi.

Mimo wszystko w dyżurce stacji centralnej futrzaki zachowują się dość powściągliwie. Baster ożywia się, gdy tylko jego pan - Andrzej Górowski podchodzi z uprzężą, ozdobiona ratowniczym krzyżem. Toro nie jest zachwycony, próbuje schować się pod stołem. Ubieranie to wyraźny sygnał do pracy. Toro trenował ostatnio chodzenie po drabinie. Pokonywanie szczebli jakoś nie za bardzo przypadło mu do gustu. Wilczur ożywia się dopiero, gdy widzi swą ulubioną piłkę. Gdy staje w głębokim śniegu, zupełnie nie myśli już o obolałych łapach.
Psy - ratownicy Grupy Podhalańskiej mają teraz po kilkanaście miesięcy. Andrzej sam wybierał szczeniaki. Baster pochodzi z jego własnej hodowli. Toro urodził się w Wiśniowej, u słynnego hodowcy - Jurka Bardela. Od niego pochodzą najlepsze psy użytkowe, które dzisiaj służą w policji niemal wszystkich europejskich krajów.

Gdy malcy mieli po kilka tygodni, Andrzej rozpoczął trening. Pierwsze ćwiczenia - z aportowania. Bo aportowanie to jest to, co tygryski, znaczy - psy ratownicze lubią najbardziej. Andrzej na każdym kroku stara się ich utwierdzić w tym przekonaniu. Oczywiście, nie można robić tego na sile, bo psy mogłyby się zniechęcić. Dlatego tylko pan wie, że chowanie piłki i jej żmudne poszukiwania to trening. Psy muszą się po prostu świetnie bawić. Prawdziwa psia szkoła zaczęła się kilka miesięcy temu. Andrzej prowadzi szkolenie własnymi metodami. Ma spore doświadczenie. Jako żołnierz służby zasadniczej, trafił do pograniczników. Dowództwo skierowało go do szkoły treserów psów, do Zgorzelca. Tam uczyli, jak wytresować psa tropiącego. Andrzej był pilnym słuchaczem. Kilka lat później jako jeden z pierwszych w Polsce zajął się hodowlą i układaniem psów zaprzęgowych.. Dziś należy do ścisłej czołówki maszerów w kraju. Kilka dni temu wrócił z zawodów organizowanych w Sudetach.
 

Przywiózł tytuł mistrza na średnim dystansie.Szkolenie psa - ratownika to oczywiście coś zupełnie innego. Takich umiejętności nie można posiąść w żadnej szkole. Metody treningu Andrzej poznaje z książek sprowadzonych z Kanady. W draża "wyczytane" pomysły, ale nie wszystkie. Czasami sięga po własne. Górowski jest zawodowym ratownikiem z ponad 20-letnim stażem. Co 2 tydzień dyżuruje na Turbaczu. Toro i Baster zawsze mu towarzyszą. Obejście schroniska stało się prawdziwym psim poligonem. Przypomina o tym podziurawiona niczym szwajcarski ser powierzchnia śniegu. Dziury kopią wspólnie: Andrzej i kierownik schroniska Władek Jaworski. Przygotowanie odpowiedniej jamy trwa około piętnastu minut.
 

Trzeba jeszcze znaleźć pozoranta, a później zagrzebać go co najmniej metr pod śniegiem. Na tym rola ludzi się kończy. Do akcji przystępują psy. Spenetrowanie pozorowanego "lawiniska", lokalizowanie "zasypanego" i wykopanie go z pod grubej warstwy białego puchu zajmuje Toro i Basterowi zaledwie kilka sekund. Władek.-czasem się nawet irytuje, że jamę, nawet jeśli zostanie zlokalizowana w nowym miejscu i dobrze ukryta, psy "rozbrajają" w tak krótkim czasie - śmieje się Andrzej Górowski. Próbuje oszacować ilość dziur wykopanych tej zimy. Było ich pewnie około setki. W ciągu jednego dnia Andrzej i Władek dziurawią śnieg nawet 8 razy. Ważne jest, żeby za każdym razem kopać w innym miejscu. Psy to Cwaniaki. Są bystre, łatwo wszystko zapamiętują i najchętniej wybierają drogę "na skróty". Toro i Baster maja jeszcze jedną nie oceniona umiejętność. Potrafią skutecznie pozyskać sponsorów.

Niedawno jeden z dobroczyńców z Grupy Podhalańskiej odwiedził stacje centralna w Rabce. Człowiek bardzo znaczny - przedstawiciel producenta samochodów terenowych. Goprowcy wywieźli go na Turbacz. Wprowadzili w tajniki służby ratowniczej. Władek z Andrzejem nie mogli przepuścić takiej okazji. Dealer nie zdążył dopić herbaty, a już leżał metr pod śniegiem. Toro i Baster wielkodusznie i sprawnie go ratowały, zaskarbiając sobie dozgonna wdzięczność sponsora. Poważny dyrektor głaskał, przytulał, a na koniec zadeklarował "wszelka pomoc". Dzięki niej właśnie, przed trzema tygodniami dwaj ratownicy i dwa psy wsiedli do lśniącego, wygodnego jeepa. Pojechali doskonalić swe umiejętności w Alpach Austriackich, w schronisku Sanding Haus. Tam zresztą również zrobiły furorę. Austria przoduje w dziedzinie ratownictwa wykorzystywania psów w górach. Toro, Baster nie odstawały od czołówki, a nawet - pod niektórymi względami - ją przewyższały.- Doszło do tego, że Lorenz Geiger, absolutny Austriacki "guru" w dziedzinie szkolenia psów - ratowników - prosił Andrzeja o wskazówki na temat metod treningowych - Mariusz Zaród, naczelnik grupy Podhalańskiej, niemal lewituje, gdy opowiada o swych podwładnych - zarówno dwu - jak i cztero nożnych. Wyjaśnia, jak to Austriackim czworo noga spenetrowanie lawiniska zabierało około pięciu minut, tymczasem Baster i Toro robiły to samo w 30 sekund.

Austriacy tylko cmokali z uznaniem.- Schnelle Hund - komentowali, obserwując prace Bastera.- Do tego się wszystko właśnie sprowadza, żeby jak najszybciej spenetrować teren, zlokalizować zasypanego i podjąć próbę wydostania go - tłumaczy Kuba Radliński, specjalista od śniegu i lawin w Grupie Podhalańskiej. Szansa na przeżycie człowieka zasypanego przez lawinę już po pół godziny topnieją o polowe. Po dwóch godzinach żyje już tylko co dziesiąty z poszkodowanych. Rabczańskie czworonogi sporo się w Alpach nauczyły. Uzyskały tez pierwsze międzynarodowe certyfikaty. Andrzej Górowski pokazuje niewielka karteczkę, na której tytułuje się go "hundefuhrerem". Zaznacza, że praca na lawinisku to zaledwie część edukacji psa - ratownika. Toro i Baster muszą się także sprawdzić w lecie, jeszcze tej wiosny pojada na specjalne szkolenie przeszukiwaniu gruzowisk. Jeśli będą sobie radzić tak jak dotąd, może je czekać międzynarodowa kariera. źródło: Tygodnik Podhalański tekst i fot.: Marek Kalinowski fot.: Z archiwum GOP

Andrzej Górowski
http://psy-ratownicze.eu/

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie