W Ełku psie gangi zaczęły terroryzować mieszkańców kilka tygodniu temu. - W okolicy jest kilkanaście takich psów. Niektórzy je karmią, więc zwierzęta uważają, że to ich rejon. Gdy tylko wyczują, że ktoś się boi, stają się agresywne.
Psie stada są tak groźne, że sprawa stała się przedmiotem debat władz miasta. - To problem także w całej gminie. Znieczulica jest już tak duża, że wyrzucają nawet starsze psy, wiele z nich przychodzi do nas ze wsi. Tymczasem do schroniska nie można ich przewozić, bo miejsc jest 35, a zwierząt już ponad sto - mówi Andrzej Semeńczuk z urzędu miejskiego.
Problem z dzikimi psami to nie tylko zagrożenie dla mieszkańców. To też ogromne wydatki. Władze Ełku musiały wygospodarować aż 75 tys. zł na wielką akcję wyłowienia psów i przewiezienia ich do schronisk w sąsiednich miastach. Szeroki plan walki z psimi gangami powstał też w Lubuskiem, gdzie w Witnicy grupa agresywnych czworonogów zagryzła sześć jałówek! Zwierzęta umierały w potwornych męczarniach.
- Na razie udało się znaleźć dwa psy z tego stada, trafiły do schroniska. Rozwiesiliśmy plakaty i czekamy na sygnały od mieszkańców, sprawę wyjaśnia też policja - mówi Leszek Gramsa, zastępca wójta w gminie Słońsk, która walczy z psimi stadami. Niebezpieczne psie grupy nie omijają też największych miast. Tam śmietniki są pełne jedzenia.
- Od kwietnia do czerwca patrol, który zajmuje się wyłapywaniem psów, znalazł ich 600, a w czasie od lipca do września - już 700. Co jakiś czas przeprowadzamy też akcje przeciwko grupie psów biegającej po którymś z osiedli - przyznaje Marek Kulasza z biura prasowego stołecznej straży miejskiej.
Specjaliści alarmują, że winni są ludzie, którzy bez umiaru rozmnażają psy w hodowlach i poza nimi. Polska zajmuje pod względem ilości psów drugie miejsce w Europie! Dorota Szulc- Wojtasik, redaktor naczelna czasopisma "Cztery Łapy", uważa, że psy stały się tanie i łatwo dostępne, a przez to straciły dla nas na wartości.
- Darzymy je mniejszym szacunkiem, źle traktujemy, więc w akcie desperacji stają się agresywne. W USA ze 150 osób starających się o adopcję wybiera się najlepszą, najbardziej odpowiedzialną. U nas jest odwrotnie. Jeśli ktoś chce wziąć psa ze schroniska, ma do wyboru tysiąc zwierząt - mówi Szulc-Wojtasik.
Szefowa "Czterech Łap" uważa, że psy, zbierając się w groźne grupy z psim przywódcą, wracają do swoich pierwotnych zachowań, kiedy stado było im bliższe niż człowiek. - Zatracają w ten sposób właściwą relację z ludźmi. Możemy temu zaradzić, hamując rozmnażanie się psów niehodowlanych, po prostu je kastrując - apeluje!
Artykuł opracowany i umieszczony za zgodą: Witold Pełka - Lekarz weterynarii Specjalista chorób psów i kotów.
Adres umieszczenia oryginalnego materiału: www.lecznica.biz