Ofiary psów czy ludzi?

Niespełna 2-letnia Emilka Trzcińska z Kutna została kilkanaście dni temu dotkliwie pogryziona przez amstaffa. Na twarzy dziecka goją się blizny. Właścicielce zwierzęcia grozi nawet 10 lat więzienia...

Kilkanaście dni temu amstaff dotkliwie pogryzł dwuletnią Emilkę Trzcińską z Kutna. Przeszła operację. Ma blizny na twarzy. Być może zostaną jej na całe życie. Tej samej nocy, gdy dziewczynkę przywieziono do Kliniki Chirurgii i Onkologii Dziecięcej w Łodzi, trafiła tam też 7-letnia Patrycja, mieszkająca w pobliżu Rawy Mazowieckiej. Ją też zaatakował pies. Ma blizny na ramionach. Takich przypadków jest ostatnio coraz więcej, szczególnie latem. Podczas upałów zwierzęta mogą być bardziej agresywne niż zazwyczaj. Ale czy to tylko kwestia pogody?

Do łódzkiego pogotowia trafia co miesiąc kilkanaście osób pogryzionych przez psy, w tym kilkoro dzieci. Wypadki zdarzają się w różnych okolicznościach, ale łączy je jedno – psy były bez kagańców...

Przecież to znajomy pies...
Rodzice Patrycji nie złożyli doniesienia na policję. – To był nieszczęśliwy wypadek – opowiada mama dziewczynki. – Przecież ten pies znał moją córkę. Poszła na chwilę do sąsiadów i gdy wychodziła, zwierzę wyrwało się, rzuciło na nią i pogryzło. Nie rozumiem, dlaczego do tego doszło. Chau-chau to nie jest groźna rasa.

Policja podkreśla jednak, że przypadki pogryzień nie wiążą się tylko z niebezpiecznymi rasami. Emilkę pogryzł nieczysty rasowo amstaff, który okazał się wyjątkowo agresywny.
– Pies nie miał kagańca i został przywiązany do krzesła na podwórzu – opowiada Sabina Sobierańska, prababcia Emilki. – Tuż obok bawiły się inne dzieci. Sąsiadka wiele razy wypuszczała tego psa bez smyczy.

Wcześniej pogryzł inne dziecko z tego samego domu. Wówczas właścicielka zdołała przekonać sąsiadkę, żeby nie zawiadamiała policji. – Może gdyby to zrobiła, nie doszłoby do drugiego wypadku – dodaje pani Sabina.

Renata G., właścicielka amstaffa, twierdzi, że pies nie jest agresywny – Nie wiem, dlaczego tak się zachował. Znał sąsiadów, nie byli dla niego obcy... – mówi.

To, że pies zna ludzi, nie jest gwarancją, iż nie zrobi im krzywdy. Boleśnie przekonała się o tym Izabella Wilanowska z Kutna. Jej synka pogryzł pies sąsiadów. Nie miał kagańca. – Biegał razem z dziećmi na podwórzu, bawił się z nimi – mówi. – W pewnym momencie mój czteroletni synek go przytulił. Wtedy zwierzę go pogryzło. Mateuszek będzie miał uszkodzony wzrok już do końca życia.

Maksymalna ostrożność
– Właściciel zwierzęcia powinien ograniczyć jego dostęp do dzieci – mówi Anna Sitkiewicz, ordynator oddziału chirurgii dziecięcej w KCHiOD w Łodzi. – Nawet jeśli zna swego psa, nie może przewidzieć jego zachowania i powinien zachować maksymalną ostrożność. Najczęściej dochodzi do pogryzień przez tak zwane psy wilkowate. Jednak myślę, że rasa nie ma większego znaczenia. Zależy jak zwierzę jest wychowane.

Mieszkańcy kamienicy przy ulicy Kilińskiego w Kutnie, gdzie została pogryziona Emilka, twierdzą, że zwierzę było szkolone do agresywnych zachowań. – Renata G. zamykała psa na kilka dni w pralni w budynku – opowiadają sąsiedzi. – Karmiła go surowym mięsem, rzucała lalkę i rozdrażniała. W swoim mieszkaniu wiązała psa na noc, bo się go bała.

Psy rasy akita, które niedawno zagryzły 77-letnią mieszkankę Ozorkowa, też były „znajome” i nie zaliczają się do groźnej rasy. – Zwierzęta należały do syna tej pani i wcześniej nie zachowywały się agresywnie. Któregoś dnia skoczyły na nią i przegryzły tętnicę szyjną... – mówi Karolina Sokołowska z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.

Z kolei kundle pogryzły niedawno dwójkę dzieci z Bronisławowa koło Rawy. – Czteroletni chłopiec i dziesięcioletnia dziewczynka poszli do sąsiadów po mleko i tam zostały zaatakowane – mówi Joanna Skonka z KWP.

Mandaty nic nie dają
Renacie G. grozi więzienie, jeśli okaże się, że Emilka została okaleczona na całe życie. Trwają ustalenia, czy pies był rasowy i czy należało go zarejestrować.

Do kutnowskiego rejestru groźnych psów od początku jego istnienia, nie zgłoszono ani jednego zwierzęcia. Podobnie jest wielu innych miejscowościach naszego województwa. Jednak codziennie na ulicach spotyka się osoby z czworonogami, które wywołują strach. Na pierwszy rzut oka daje się poznać, że to rottwailery, amstaffy lub owczarki niemieckie. Powinny być prowadzane na smyczy i w kagańcu. Właścicielom, którzy zaniedbują ten obowiązek, grozi mandat w wysokości 200 zł. Jednak kary nie robią większego wrażenia na bezmyślnych właścicielach psów. Gdy nie panują nad swoimi podopiecznymi, pozbywają się ich.

– Coraz więcej osób przyprowadza do nas psy na obserwację, bo zwierzę kogoś pogryzło, i nie odbiera później zwierząt – mówi Małgorzata Włodarczyk ze schroniska dla psów w Łodzi. – Twierdzą, że psy się do nich przybłąkały. Wyjątkowo groźne są amstaffy. W schronisku izolujemy je. Raczej źle tolerują obecność dzieci. Zresztą, to zależy od wychowania i od rozsądku właściciela. Niektóre, uchodzące za niebezpieczne, okazują się łagodne, bo zostały odpowiednio wychowane. Z kolei mieszańce czy rasy teoretycznie łagodne atakują, bo tego nauczył je właściciel.

Rejestracja, czyli fikcja
Burmistrz Łęczycy odrzucił niedawno wniosek o rejestrację amstaffa i owczarka kaukaskiego, twierdząc, że są zagrożeniem dla innych mieszkańców bloków w mieście. – Są trzymane w blokach, gdzie nie ma dla nich odpowiednich warunków – twierdzi burmistrz Krzysztof Lipiński.

Tymczasem właściciele groźnych czworonogów zwrócili się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego ze skargą na postanowienie burmistrza. SKO uznało, że urząd w Łęczycy źle prowadził postępowanie i nakazało ponowne rozpatrzenie sprawy.

– Burmistrz mógłby odmówić wydania zezwolenia, gdyby miał sygnały od innych mieszkańców, że obawiają się zwierzęcia oraz opinię kynologa, że takiego psa nie można trzymać w bloku – twierdzi Zygmunt Markiewicz, prezes SKO w Łodzi.

– Nie wydam pozytywnej decyzji nawet po ponownym rozpatrzeniu – dodaje Krzysztof Lipiński.

Okazuje się, że w innych miastach województwa łódzkiego pozwolenia na trzymanie groźnych psów są wydawane bez problemów. Urzędnicy podkreślają, że przepisy są tak nieprecyzyjne, że nie ma podstaw, by zgody nie wydać. – Stwierdzenie, że pies ma być trzymany w „dobrych warunkach” to jedyne obwarowanie – mówi Ewa Dobrowolska z Urzędu Miasta w Piotrkowie. – Tylko że nikt nie powiedział, co to znaczy. Wszystkie do tej pory wydane przez nas decyzje były pozytywne.

Wielu właścicieli psów agresywnych ras w ogóle ich nie rejestruje. Zdaniem urzędników, przepisy o rejestracji psów, to sztuka dla sztuki.

– Od 1999 roku wydaliśmy 52 decyzje o trzymaniu psa rasy niebezpiecznej – dodaje Henryka Rosiak, kierownik referatu spraw społecznych i rejestracji widzewskiej delegatury Urzędu Miasta w Łodzi. – W przepisach nie ma wskazań, by wnioski odrzucać. Wystarczy mieć 76 zł na zezwolenie. Kiedyś planowano wprowadzić badania psychologiczne dla właścicieli takich psów, ale przepisy nie weszły w życie.

Nie taki amstaff straszny

– Gdy idę na spacer z moimi dwiema amstaffkami, to jest większy popłoch, niż gdybym trzymała na smyczy stado dobermanów – mówi Mirosława Jeziorska z Łodzi, właścicielka 2,5-letniej Ajli i jej 11-miesięcznej córki Agi. Popłoch, niechętne spojrzenia, a czasem przykre uwagi – znają to świetnie posiadacze american staffordshire terrierów i american pitbull terierów czyli amstaffów i pitbulli.

Miłośnicy ras bojowych nie twierdzą wcale, że ich pupile nie gryzą. Każdemu psu zdarzy się ugryźć, choć zwykle i tak wina leży po stronie człowieka. Albo tego, który nawet nieświadomie sprowokował, albo tego, który źle wychował psa. Nie zgadzają się jednak z twierdzeniem, że amstaffy czy pitbulle są z gruntu złe i ich jedynym celem jest zaatakowanie człowieka.

– Te rasy nigdy nie były uczone agresji względem ludzi. Fakt, były hodowane do walk i dlatego w większości przypadków nie tolerują psów tej samej płci, ale dla człowieka są bardzo przyjazne – mówi Małgorzata Bryszewska, hodowca amstaffów od 11 lat, właścicielka 11-letniego weterana Arysa, 8-letniej Libry, 2,5 letniego Toffika i 2-letniej Niki. – Są szalenie uczuciowe, wierne, inteligentne i szybko się uczą. Takie przylepy lubiące ciepło, dosłownie i w przenośni.

Amstaffy lubią dorosłych i dzieci. – Z satysfakcją obserwowałam, jak jamnik sąsiadki, która uważa mojego psa za krwiożerczą bestię, zaczął szczekać i warczeć na dzieci na podwórku. Te ze strachem uciekły prosto do mnie i zaczęły głaskać i tarmosić Bobika, który był z tego powodu szczęśliwy, a ogon o mało mu nie odpadł od machania – opowiada Agnieszka Adamek, pani 1,5-rocznego amstaffa.

Ostatnio nosi ze sobą smycz łańcuszkową, którą broni psa przed innymi. – Idziemy na spacer do parku, pies jest na smyczy i w kagańcu. Oczywiście dookoła nas tłum puszczonych luzem i bez kagańców „porządnych” piesków – mówi. – Zawsze znajdzie się jakiś, który rzuca się na Bobika i warczy. Mam dwa wyjścia: albo zdejmę mu kaganiec, żeby mógł się bronić, albo sama odgonię natręta. Pierwsza wersja oznacza pogryzienie napastnika, więc wybieram tę drugą, bo nie mam zamiaru po każdym spacerze opatrywać psu ran albo wozić do weterynarza na zastrzyki.

Inni właściciele „bullowatych” noszą ze sobą na taką okoliczność gaz pieprzowy, a jeszcze inni w desperacji rzucają kamieniami.

To nie zależy od rasy
– Rottweilery i amstaffy zaczęły być u nas modne pod koniec lat 90. Wtedy te psy sporo kosztowały i kupowali je tylko ludzie dobrze sytuowani. Tacy, których stać było również na ułożenie psa, na profesjonalną tresurę. I nie było żadnych problemów – mówi Zbigniew Rogaczewski, który 25 lat temu zajął się tresurą psów, hodowca rottweilerów i amstaffów. – Psy tzw. ras bojowych wcale nie gryzą często. Przeciwnie, robią to rzadko, ale że są przez naturę wyposażone w mocne szczęki, to ich pogryzienia są wyjątkowo groźne. O wiele częściej gryzą małe psy, ale nikt o tym nie pisze, bo po takim ugryzieniu wystarczy użyć wody utlenionej...

Zdaniem Rogaczewskiego, nie ma psów niebezpiecznych. – Są tylko takie o skłonności do dominacji – podkreśla. – Taki pies staje się niebezpieczny tylko w rękach nieodpowiedzialnego właściciela. Dotyczy to wszystkich ras. Absurdem jest tworzenie listy tych niebezpiecznych, które w większości w Polsce są praktycznie egzotyczne. Czy ktoś na przykład wie, jak wygląda anatolian karabash? Poza tym to tak, jakby stworzyć listę aut, które zabijają najczęściej. Bardziej zasadne byłoby stworzenie listy niebezpiecznych właścicieli. Tak jak są ludzie, którzy nie nadają się na rodziców, tak są nie nadający się na właścicieli psów. Niezależnie od rasy...

Katarzyna Tuzin, Agnieszka Chartlińska - Dziennik Łódzki

http://www.naszemiasto.wp.pl/pies/

 

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie