Mam psa: Fetor nie mały, a emocje jeszcze większe...

Krajobraz polskich miast i osiedli zapaskudzonych psimi fekaliami to norma. Wprawdzie coraz więcej właścicieli czworonogów zbiera „ozdobniki" pozostawiane przez ich pociechy. Jednak nadal jest wielu chyłkiem pomykających, może nikt nie zauważy zostawionej kupy... Nie wiem czy ma to związek z przemieszczaniem się ludności ze wsi do miast? Na wsiach wspomniany problem nie istnieje, zwłaszcza, że nie funkcjonuje pojęcie „wyprowadzanie psa". Tym bardziej wskazane jest przypomnienie, że w aglomeracjach miejskich niedopuszczalne jest jakiekolwiek niszczenie przestrzeni publicznej. Nie wolno skazywać otoczenia na taki dyskomfort. Kiedy następują wiosenne roztopy ukazują się „brązowe dywany" na których niejeden przechodzeń wywinie niezamierzonego pirueta, a już na pewno będzie miał na butach cuchnący psi kał.  Jak przekonać, „wyszkolić", a może zmusić niesubordynowanych właścicieli psów ażeby przyswoili sobie elementarne zasady kulturowe życia społecznego w mieście czy osiedlu? Dotychczasowe formy agitacji, nakazy, zakazy okazują się mało skuteczne. Edukacyjne akcje włodarzy miast polskich jak dotąd odnoszą mizerny rezultat. Można wyciągnąć wniosek, że działanie, które nie przynosi oczekiwanego efektu, jest bez sensu. Znam przykład miasta, w którym ustawiono kosze na psie odchody, pojemniki z odpowiednimi torbami. Kosze były dewastowane, a piękne torby rozkradane i wykorzystywane na zakupy... Psie kupy nadal pozostawiano. Realizacja porządkowych oczekiwań nie nastąpiła. Być może metoda przerastała możliwości percepcji niektórych właścicieli psów.

Przypomina mi się humorystyczny efekt osobliwej „tresury" siusiającego w mieszkaniu psiaka. Otóż właściciel doszedł do wniosku, że jak siłą wsadzi psi nos w zrobioną dopiero co kałużę, to pies zrozumie, że tego robić nie należy... Skutek był taki, że po jakimś czasie takiej "nauki" psiak nadal robił w domu kałuże i na dodatek wsadzał w nie nos...

Czy chodzi o to "by gonić króliczka"", czy też "by złapać go"? Radzę to drugie. Dyscyplinowanie społeczeństwa mandatami najczęściej jest źle postrzegane. Odnoszę jednak wrażenie, że czasami to konieczność. Zwłaszcza w okolicznościach masowo występującej maniery pozostawiania, leżących na ulicach i skwerach psich ekskrementów. Czy presja poprzez duże mandaty może być skutecznym rozwiązaniem? Być może tak. Na zasadzie analogii. Kiedyś powszechnym zjawiskiem było nieuprawnione zajmowanie miejsc parkingowych dla samochodów osób niepełnosprawnych. Mandaty w wysokości 500 zł skutecznie ukróciły ten proceder... Podobno w Bydgoszczy takie mandaty skutecznie oduczyły pozostawiania „psich ozdobników" w miejscu publicznym. Ale miała miejsce kontrowersyjna, bardzo przykra sytuacja kiedy starsza pani, za wspomniane przewinienie musiała oddać pół emerytury. Dura lex, sed lex...

Kiedyś działały tzw. Kolegia. Wykroczenie mogło, ale nie musiało skończyć się grzywną. Jednak sam fakt dokuczliwości, stawienia się itp. działał skutecznie.

Temat jest „gorący" i wszelkie pomysły, które mogą prowadzić do zdyscyplinowania niesubordynowanych właścicieli psów mogą być pożyteczne. Ja posługuję się następującą techniką. Mam zawsze przy sobie dwie torebki. Jeżeli widzę osobę z psem, która beztrosko odchodzi po załatwieniu się pupila, z uśmiechem wręczam torebkę z uwagą: "zapewne Pan/Pani zapomniała...". Jak dotąd, odnosi to dobry skutek.

 

Zapraszam do dyskusji.

Jan Borzymowski

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie