Wałęsające się psy to zmora niejednej polskiej miejscowości. Zdarza się to zarówno na wsi, jak i w mieście. Często winni są sami właściciele, którzy niedostatecznie zabezpieczają czworonogi przed ucieczkami. Wiele osób nawet się tym nie przejmuje, wychodząc z założenia, że pies w końcu wróci, a przecież „musi się wybiegać”. Jeśli obserwujesz ten problem na co dzień i chodzi o psa Twojego sąsiada, to spróbuj oduczyć go puszczania pupila samopas (np. przez wiecznie otwartą bramę wjazdową na teren posesji). Oto metody, które warto wypróbować.
Zrób to kulturalnie, ale też stanowczo. Na dobry początek zawsze warto po prostu porozmawiać z sąsiadem. Uświadom mu, że samotnie wałęsający się pies może wpaść pod samochód, zostać pogryziony przez inne zwierzęta czy zostać porwany – zwłaszcza, gdy jest to pies rasowy. Taka rozmowa może postawić sąsiada do pionu.
Jeśli masz z sąsiadem dobre relacje i nie chcesz konfliktu na tym tle, to możesz spróbować obrócić sprawę w żart, ale z wyraźnym podtekstem. W rozmowie rzuć np.: „Oj sąsiedzie, taki ładny ten pies, szkoda byłoby go później znaleźć na OLX-ie”. Sąsiad prawdopodobnie ma szare komórki i powinien zrozumieć aluzję.
Jeśli delikatne metody nie poskutkowały, to czas przejść do ofensywy. Ten sposób jest nieco drastyczny, ale naprawdę może zadziałać. Gdy ponownie zobaczysz psa sąsiada wałęsającego się po okolicy, to sięgnij po telefon. Zadzwoń do sąsiada i powiedz, że właśnie widziałeś bardzo podobnego psa rozjechanego na poboczu drogi.
Szok wywołany takim telefonem może podziałać na sąsiada otrzeźwiająco i wpłynąć na zmianę jego nonszalanckiego podejścia do opieki nad psem.
Nie jest to może najlepsza metoda, ale w ostateczności można ją wypróbować. Zwłaszcza, gdy nie utrzymujesz relacji z sąsiadem, a próby polubownego załatwienia sprawy na nic się zdały. Widząc wałęsającego się psa zrób mu zdjęcie i wrzuć na lokalne grupy facebookowe z pytaniem, czy ktoś nie szuka takiego czworonoga. Sąsiadowi może się zrobić bardzo głupio i zrozumie aluzję.