Przy jednym z pierwszych i większych w tym roku opadzie śniegu, gdy otwierałem lecznicę podjechał samochód z małym wyziębionym i mokrym Yorkshire Terrier'em. Rano , uciekł z posesji i według informacji właścicieli został znaleziony przez sąsiada w zaspie śniegu.
Był w stanie szoku i przelewał się przez ręce. Wymagał nie tylko podania leków stabilizujących, ale stopniowego ogrzewania ciała. Wyziębiony i roztrzęsiony leżał kilka godzin pod nadzorem. W końcu gdy stan jego pozwalał na sprawdzenie ciągłości kości, trafił na RTG.
Wieloodłamowe złamanie miednicy z przemieszczenie, złamania przechodzące przez panewkę stawu biodrowego dawało rokowanie złe. Pies po wypadku załatwił się krwawym stolcem, co dawało dowód urazu narządów jamy miednicznej. Tak naprawdę to uratował go w tym wszystkim śnieg, na twardym podłożu pies tak potracony zginałby na miejscu.
Ze względu na wielorazowy charakter problemu, tempo życia właścicieli, wątpliwe rokowanie, decyzja zapadła o eutanazji psa. Choć na tym nie koniec, rozmowa na ten temat trwała dalej. Właściciele w końcu postawili wszystko na jedną kartę, leczymy, ale musi zostać na początku u nas na stacjonarnym leczeniu, ze względu na nieobecność nikogo w domu, w sytuacji gdy wymagał ciągłego nadzoru i opieki. Wszyscy przystali na te warunki i zaczęliśmy od najtrudniejszego-poskładania tych "puzzli".
Ze względu na wielkość pacjenta, wielourazowość, zabieg trwał 4 godziny 20 minut i można określić go jako udany.
Po 2 tygodniach przebywania na stacjonarnym leczeniu został wypisany do domu, w stanie dobrym, z zagipsowanymi nóżkami tylnimi.
C.D.N.
Autor: lek.wet.Ziemowit Kudła
http://www.medwet.pl/