U kresu tęczy - fragment książki o psach

Sobotni poranek przywitał wszystkich cudowną pogodą. Świeciło słońce, mroźne powietrze było czyste i rześkie. Wszędzie leżał biały, puszysty śnieg. Po śniadaniu Norunia, Tusieńka i Bisiunia zaczęły się przygotowywać do wyjścia. Kulig miał trwać aż do wieczora, a ponieważ na dworze było mroźno i śnieżnie, koniecznie trzeba było się cieplutko ubrać. Suczki szykowały więc futerka, czapeczki, szaliki, rękawiczki i futrzane buciki. Później usiadły jeszcze w kuchni, aby napić się gorącego kakao przed wymarszem, a potem już nadszedł czas, by wychodzić. Suczki założyły ciepłe, grube golfy, wełniane skarpety i wysokie, ocieplane futrzane botki. Okutały szyjki długimi szalami, ubrały futrzane czapeczki i grube rękawiczki. Tak odziane pomaszerowały na Świetlistą Łąkę.

Po drodze spotkały Dina oraz Gucia i wspólnie dotarli na miejsce zbiórki, gdzie czekało wielu mieszkańców krainy. Foks i Milo przyciągnęli wielkie sanki, na których przywieźli ogromny gar bigosu, porządnie opakowane kiełbaski, świeże bułeczki, słodkości oraz termosy z gorącą herbatą. Wreszcie wszyscy zebrali się pod bramą. Robin wygłosił króciutką mowę i na koniec życzył pieskom wesołej zabawy. Prot otworzył furtę i machnąwszy łapką, zawołał:
–      Proszę wsiadać do sań!

Pieski ujrzały stojące na drodze w długim rzędzie drewniane sanie, malowane i misternie rzeźbione. Każdy pojazd, do którego mogło wsiąść czworo pasażerów, zaprzężony był w parę koni. Rumaki z wyczesanymi starannie grzywami i ogonami ustrojone były w błyszczące uprzęże z lśniącymi dzwoneczkami. Do pierwszych kilkorga sań wsiedli muzycy z “Sarabandy”. Za nimi w następnym pojeździe jechali Bari Dino i Nero, potem Milo i Foks wraz z wiktuałami. Norunia z Bisiunią, Tusieńką i Tinką usiadły razem. W wymoszczonych ciepłymi derkami saniach przygotowano także futrzane koce, by można się było nimi przykryć w czasie jazdy, gdyż na dworze ścisnął mróz. Na samym końcu jechał Robin z Guciem, Finałem i Patem. Kiedy wszyscy wsiedli do sań, orkiestra zagrała i kulig ruszył. Srebrzysty dźwięk delikatnie brzęczących dzwoneczków rozległ się w czystym powietrzu. Konie pokłusowały chmurkostradą do Zimowego Ogrodu Słońca, dalej Bulwarem Jasnego Poranka obok Oranżerii, gdzie za szybami widać było rosnące wysoko, oplecione lianami palmy, kwitnące storczyki i inne egzotyczne rośliny. Następnie sanie śmignęły Aleją Gwiżdżących Kosów na Łąki Puszystych Dmuchawców, a później Cirrusową Plażą wokół Wielkiego Chmurkowego Jeziora, pokrytego teraz grubym, śnieżnym dywanem.

Kulig pojechał prosto Drogą Tysiąca Lat Świetlnych do Parku Księżycowego Blasku, dalej Szlakiem Promyczka do Boru Świetlistych Gwiazd, Gościńcem Słonecznego Wiatru przez Gaj Kwitnących Jabłoni i Traktem Tańczących Śnieżynek przez Knieje Śniegowych Chmur. Wreszcie pomknął Duktem Jesiennych Mgieł do Bezkresnego Lasu,a stamtąd licznymi przesiekami aż do Ścieżki Kolorowych Liści, która wywiodła orszak prosto na Polanę Majowej Konwalii. Nazwa ta wzięła się stąd, że w maju pokrywał ją śnieżnobiały dywan wspaniale pachnących konwalii.

Gdy kulig dotarł na miejsce przeznaczenia, zapadał już powoli wczesny, zimowy zmierzch. Wspaniała podróż trwała prawie cały dzień. Teraz przyszedł czas na dalszą część zabawy. Na polanie poproszone o pomoc małe promyczki słońca rozpaliły już wcześniej jedno wielkie ognisko i kilka mniejszych, aby wszystkie pieski mogły się pomieścić i ogrzać przy ogniu. Foks i Milo z pomocą promyczków zaczęli grzać bigos i przygotowywać posiłek. Z sań wyprzęgnięto konie i małe obłoczki zajęły się ich karmieniem i pojeniem. Tymczasem pieski rozsiadły się wygodnie wokół ognisk, na drewnianych ławach. Wiga z Tinką częstowały wszystkich gorącą herbatą i drożdżowymi bułeczkami z mięskiem, które Norunia przygotowała na przekąskę. Pieski jadły z wielkim apetytem, gdyż po kilkugodzinnej przejażdżce solidnie zgłodniały, toteż bułeczki szybko zniknęły. Na szczęście jednak za niedługą chwilę Foks oznajmił, że bigos jest już gorący i można go jeść.

Małe promyczki z pomocą obłoczków nakładały do miseczek wielkie jego porcje i roznosiły uczestnikom kuligu. W dużych koszach podano osobno świeże, chrupiące bułeczki. Bigos był wyborny. Foks przyrządził go z dużej ilości różnych rodzajów mięsa i wędlin oraz sowicie przyprawił. Pieski pałaszowały go więc z takim apetytem, że aż trzęsły się im uszy. Później była herbata z kruchymi ciasteczkami, słodkimi bułeczkami i kokosankami. Wielkim zainteresowaniem cieszyły się czekoladowe kuleczki, które zrobiła Norunia. Foks od razu poprosił o większą ich partię dla gości “Słodkiego Kocurka”.

Czas płynął miło, orkiestra grała, płonęły ogniska. W mroźnym, czystym powietrzu niósł się wesoły śpiew piesków. Drzewa otulone śnieżnymi czapami przysłuchiwały się im z zaciekawieniem. Wreszcie przyszła pora na zwieńczenie zabawy pokazem sztucznych ogni. W nocne, zimowe niebo poleciały dziesiątki rakiet, świetlnych rac, rozbłyskujących płomiennych pióropuszy. Kolorowe fajerwerki rozsypywały się wysoko, tworząc przedziwne, fantastyczne kształty. Ogniste fontanny i różnobarwne kaskady spływały ku horyzontom. Z nieba spadały srebrne gwiazdy, pikowały w dół złote słońca, wirowały w powietrzu błyszczące iskry. Bajeczny pokaz zakończył deszcz różnokolorowych kwiatów. Zachwycone pieski biły głośno brawo i wznosiły okrzyki podziwu.

Tymczasem obłoczki zaprzęgły konie i zapaliły pochodnie, które zatknęły przy saniach. Robin uciszył rozbawioną gromadę i zawołał:
–      Moi drodzy! Proszę wsiadać do sań! Pora wracać!
Upłynęła dłuższa chwila, nim wszyscy usadowili się w pojazdach. Na polanie uwijały się promyczki i chmurki, porządkując wszystko. Do dużych worków zapakowano papierowe tacki, serwetki i kubeczki, aby las pozostały czysty i by znów można było z przyjemnością korzystać z jego uroków.

W końcu pieski zajęły miejsca w saniach i na dany znak kulig ruszył. Rącze konie galopowały wśród jasno świecących gwiazd Galaktycznym Labiryntem. W pewnym momencie zaczął prószyć śnieg, którego tańczące płatki lśniły w świetle płonących pochodni. Widok był iście baśniowy i prześliczny. Norunia z przyjaciółkami otuliły się futrzanymi kocami i w milczeniu podziwiały fantastyczne krajobrazy. Wydawało się, jakby czas stanął w miejscu. W pewnej chwili suczki ujrzały z daleka Ziemię. Ich myśli pobiegły wówczas ku dawnym czasom, gdy mieszkały w innych domach z ukochanymi paniami i panami. Norunia przypomniała sobie zimowe spacery w tanowskim lesie, Tusieńka harce na śniegu w Parku Grunwaldzkim, Bisiunia zabawy na krakowskich Błoniach.

Tymczasem kulig pędził dalej, pozostawiając za sobą dźwięk dzwoneczków i lśniące, świetliste pasma blasku płonących pochodni. Wkrótce z daleka widać było Krainę Psiej Radości i Prota, trwającego na posterunku. Konie zwolniły biegu i już pierwsze sanie cichutko zatrzymały się przed bramą. Pieski powoli wysiadały i żegnały się z pięknymi rumakami, które parskając przyjaźnie i dumnie rzucając grzywami, odjeżdżały do słonecznej stadniny.

Norunia z przyjaciółkami pogłaskały parę białych jak śnieg koni, zaprzężonych do sań, którymi jechały i pomachawszy im łapkami, przestąpiły bramę. Wielu mieszkańców z zapałem opowiadało Protowi o wspaniałym kuligu. Stary owczarek uśmiechał się i kiwał głową. Pamiętał doskonale ten, który odbył się zeszłej zimy. Pieski głośno, chórem podziękowały Robinowi za uroczą sannę, po czym powoli rozeszły się do domków, zmęczone po całym dniu zabawy. Norunia, Sybi i Tusia wraz z Guciem i Dinem powędrowały przez Świetlistą Łąkę ku alei Lipowej, gdzie serdecznie pożegnawszy się z sąsiadami, weszły do domku. Za chwilę Sybi już rozpalała ogień w kominku, a Norunia z Tusią przygotowywały kolację. Suczki zjadły posiłek i zasiadły w ulubionych fotelach, popijając gorące kakao. Jamniczka podwinęła łapki i umościła się na sofie. Przyjaciółki raz jeszcze przeżywały fantastyczną przygodę, wspominając miniony dzień. Wreszcie zmogło je zmęczenie i niedługo zasnęły w swoich przytulnych pokoiczkach, otulone miękkimi kocykami.

fragment książki: U kresu tęczy
autor: Winters Katarzyna

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie