Opowiadania: Pini - pies o gołębim sercu

Pini jest śnieżnobiałym ... bullterierem. Sama nazwa tej rasy budzi u wielu osób niechęć lub paniczny strach. Trudno upierać się, że odczucia te są nieuzasadnione. Niestety, przez dziesiątki lat starannie pielęgnowana natura psa przeznaczonego do walk bardzo często skłania ludzi do rekompensowania własnego braku pewności siebie oraz własnych kompleksów agresją posiadanego psa. Bullteriery z natury są bardzo przyjazne w stosunku do człowieka, to psy oddane swojemu panu, cierpliwe, niezawodne i bardzo uczuciowe. Jednak znajdując się w rękach nieodpowiedzialnych ludzi, mogą stać się uosobieniem agresji, gdy już dochodzi do jakiejś tragedii w której uczestniczył pies, to on ponosi zawsze wszelkie konsekwencje, głupoty swojego pana, to on jest potem szkalowany, znienawidzony, a najczęściej ostatecznie zostaje uśpiony. Dlatego właściciel bullteriera powinien być osobą o silnym charakterze, bardzo konsekwentną w swoim postępowaniu i pod żadnym pozorem nie wolno mu uczyć psa agresji, gdyż jego wrodzona odwaga, nieustraszoność i siła mogą doprowadzić do opłakanych skutków.

Pini wyraźnie jednak odstąpił od tradycji swojej rasy. Jest okazem łagodności i zrównoważenia. Każdego człowieka wita ochoczym merdaniem, przypominającego szpadę ogona. Domagając się w ten sposób choć odrobinki pieszczot. Pini kocha wszystkich ludzi, a innych zwierząt się boi. Wystarczyło, że warknął na niego niezadowolony z życia jamnik, a ten natychmiast skulił ogon i pokornie schował się w budzie – iście tchórzowskie zachowanie, dobrze że nie widziały tego inne bullteriery, to byłby dopiero wstyd.

Pini do niedawna miał dom i panią, która go bardzo kochała i dobrze wychowała. Ma za sobą doświadczenia zaledwie półtorejrocznego, szczęśliwego życia. Wydawało się, że całe psie życie upłynie mu w tym szczęściu i radości, dzielonej ze swoją panią. Los potoczył się jednak innym torem. Pani Piniego zachorowała ciężko na nieuleczalną chorobę, która przykuła ją na zawsze do łóżka, a pies trafił do naszego schroniska. Przyprowadziła go do nas córka tamtej kobiety, długo żegnała się pod bramą schroniska z śmiertelnie przerażonym psem. Na pytanie czy jest agresywny, odpowiedziała, że w życiu do głowy mu nie przyszło by na kogoś warknąć, a cóż dopiero ugryźć. Inne psy, jakby wyczuły jego rodowód. Kiedy prowadziliśmy go przez obejście do właściwego boksu, omal nie popękały ze złości, taką pałały do niego nienawiścią. Tymczasem Pini – bullterier o charakterze niewinnej owieczki szedł jak skazaniec na szafot, ze spuszczonym łbem i podkulonym ogonem - zupełnie zrezygnowany. Jakby było mu wszystko jedno co się stanie. Stracił swoją panią, wokoło, niczym duszący swąd unosił się strach i trwoga – po co dalej żyć, dla kogo ...

Pini leży całymi dniami w swojej budzie. Z grzeczności, jak przystało na dobrze wychowanego psa merda do wszystkich ogonem na przywitanie. Nie jest to jednak oznaka radości. Cały czas jest smutny i przybity. Był bardzo przywiązany do swojej pani, właściwie nigdy się nie rozstawali, wszystko robili zawsze razem, dzielili się każdą radością i każdym smutkiem i nagle został sam, zagubiony i zrozpaczony – bullterier o gołębim sercu.


http://www.fauna.rsl.pl/

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie