Opowiadania: O pięknym dobermanie, wiernej suni i ludzkiej głupocie

Miałam dzisiaj zamiar opowiedzieć Państwu o przepięknym psie rasy doberman. Miałam opowiedzieć, jaki jest grzeczny, jak uprzejmie podaje łapę każdemu przechodzącemu człowiekowi, jakie chwytające za serce pieśni wyśpiewuje, gdy mu ciężko na duszy.

Znaleziono go w lesie, podczas jednego z mroźniejszych wieczorów tegorocznej zimy. Było ich dwoje, on i maleńka kudłata suczka, przedzierali się leśnymi ostępami do nikąd w wielkiej śnieżycy. Dobrzy ludzie przywieźli ich do nas, zmarzniętych, zziajanych, głodnych. Sunia doszła do siebie już po kilku godzinach, doberman był śmiertelnie wycieńczony. Trząsł się z zimna jak osika, prychał, kaszlał i do tego postanowił nic nie jeść.

Minęło kilka dni, sunia poczuła się w schronisku jak u siebie w domu, tymczasem pies czuł się coraz gorzej. Mimo ciągłego leczenia silne przeziębienie nie dawało za wygraną, poza tym trzeba było psiaka usilnie prosić o przełknięcie każdego kawałka jedzenia. Tęsknił za kimś, nie było wątpliwości. Często siadywał przed swoją budą i wył tak żałośnie, że aż inne psy łączyły się z nim w tej rozpaczy, tworząc przejmujący chór. Wierna sunia nie opuszczała go na krok. Mieszkali razem w jednej budzie.

Aż tu któregoś ranka, podczas rutynowego sprzątania sunia zachowała się w nieco dziwny sposób, nie pozwoliła nawet podejść pielęgniarzowi do budy w której sypiał doberman. Zaniepokoiło to obsługę, wszak każdego ranka zarówno sunia radośnie witała wchodzącego do boksu człowieka, jak i doberman przychodził się zawsze przywitać – grzecznie podając łapę. Tego dnia było inaczej, sunia gotowa była ugryźć każdego, kto chciał zbliżyć się do budy. Nie było rady, złapaliśmy suczkę na smycz i odprowadziliśmy do innego pomieszczenia. Wtedy dopiero można było spokojnie wejść do budy ... Wszystko było jasne, sunia nie chciała nikogo wpuścić , gdyż jej przyjaciel już nie żył. Biedna mała postanowiła bronić go do końca. Zabraliśmy ciało psa, którego najprawdopodobniej zabiła rozpacz i tęsknota za panem. Sunia długo jeszcze pilnowała pustej budy, a po tygodniu los okazał się tak ironicznie złośliwy, dokładnie w tydzień po śmierci psa do bramy schroniska zadzwonił dzwonek, przy wejściu stała cała rodzina, ojciec, matka, kilkunastoletni chłopak i zapłakana dziewczynka.

„ Sąsiedzi zabierali od Państwa psa, powiadomili nas, że widzieli tu naszego Aresa, trzyletni doberman - on często uciekał, lubił sobie sam pobiegać, ale zawsze wracał ...” Tym razem już nie wróci, odszedł na zawsze – odpowiedziałam, a żal przemieszany ze złością ścisnął moje gardło. Jak można było pozwalać psu na samotne bieganie po mieście, jak można było tak długo bezczynnie czekać, aż pies sam wróci do domu. Po raz kolejny przekonałam się, że ludzka głupota nie zna granic, tylko dlaczego za tą głupotę mają płacić zwierzęta.

Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami FAUNA
http://www.fauna.rsl.pl/

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie