Opowiadania: Mości Rasputin - pies, którego wszędzie pełno

Kilka miesięcy temu, ktoś przywiązał go do przydrożnej barierki przed sklepem w Bykowinie. Pracownicy sklepu łudzili się, że to jakiś roztargniony klient zapomniał o nim robiąc zakupy. Niestety, zbliżał się wieczór i godzina zamknięcia sklepu, a nikt się nie zgłaszał. Zdezorientowany pies stał przebierając niecierpliwie łapami, zawzięcie obwąchiwał wszystkich przechodniów, co jakiś czas popiskiwał żałośnie, żaląc się na swoją bezradność. W końcu pracownicy sklepu zadzwonili do Pogotowia Interwencyjnego, psiak trafił do schroniska.

Poczuł się u nas od razu jak u siebie w domu, co bardzo rzadko się zdarza. Jest psem niewielkich gabarytów, przypomina trochę szorstkowłosego jamnika, na nieco przydługawych łapach i nietypowej jak dla tej rasy maści – biało – czarno – szarej. Niewielkie rozmiary wcale nie przeszkodziły mu w natychmiastowym podjęciu prób podporządkowania sobie nawet najsilniejszych i największych psich osobistość zamieszkujących schronisko. Sprytny „niby jamnik” błyskawicznie zorientował się na czym polega schroniskowa hierarchia i prawa rządzące tym psim folwarkiem. Już nazajutrz po swoim przyjeździe doszedł do wniosku, że siedzenie w pomieszczeniu przeznaczonym na kwarantannę to strata czasu i niewymowna nuda. Natychmiast opracował więc plan ucieczki. Nie było to zbyt trudne, wystarczyło podpatrzeć, jak człowiek przynoszący rano jedzenie zamyka bramkę. Potem tylko jedno i drugie wprawne szturchnięcie nosem zasuwki, szarpnięcie drzwiczek łapą przez wykopany uprzednio dołek i już był na wolności, a z nim cała psia ferajna nowicjuszy.

Następnie trzeba przegryźć siatkę dzielącą obejście od dużego wybiegu i wtedy już można było zabrać się za pełnienie życiowej misji. Psi rewolucjonista zadarł do góry swój wyskubany ogon i łeb, dumnie krocząc środkiem placu. Jedynie wielki Brutus i Debi – dobermanka stanęły mu na drodze, lecz lwie serce nie pozwoliło mu okazać strachu. Gdyby tylko zechciały, mogły połknąć go na zakąskę, ale widocznie stwierdziły, że z takim desperatem nie warto wszczynać kłótni, pokazały tylko ostre zęby i odeszły swoją drogą ignorując go zupełnie. Ich zachowanie dodało mu pewności siebie, był już teraz przekonany, że cały psi świat leży u jego łap.

Nie wiem jak zrobił to ten czart w psiej skórze, ale kiedy weszłam po kilku godzinach do biura ten najważniejszy z ważnych pies siedział za biurkiem na moim fotelu, a na podłodze leżało opakowanie po moim śniadaniu. Ani drgnął kiedy weszłam, bezczelnie patrzył mi w oczy, mlasnął oblizując z mordy resztki mojego śniadania i zamknął oczy dając mi do zrozumienia, że chce się zdrzemnąć i nie należy mu teraz przeszkadzać. To ci dopiero psi szczyt bezczelności. Nawet Balbina, która od lat mieszka pod moim biurkiem zmieszła się, potem warknęła z wyrzutem i obrażona wyszła.

Nazwaliśmy go Rasputin – to imię pasuje do niego jak ulał. Wszyscy mają go śmiertelnie dość. Zarówno ludzie jak i psy. Nie istnieje płot, którego by nie przeskoczył, nie istnieją drzwi, których by nie zżarł, chyba jeszcze nie wymyślono klamek i zasuwek z którymi nie dał by sobie rady rady. Nie ma na świecie psa z większym tupetem, wydaje się być największym kretynem, ale swoim sprytem i zwinnością rozbraja wszystkich. Kiedy krzyczę na niego, doprowadzona do granic wytrzymałości nerwowej, zaczyna grać niczym aktor najwyższej klasy. Dostaje dreszczy, drgawek, z śmiertelnie przerażonych oczu prawie lecą mu łzy, przy tym skamle tak żałośnie, że aż serce się kraje. Daję się nabrać za każdym razem. Gdy kończę reprymendę, Rasputin momentalnie zmienia się w demona, którym jest na co dzień.

Przez cały dzień wszędzie go pełno, jego przeraźliwy szczek słychać w każdym zakątku schroniska. Gdy pośród psów wynika sprzeczka lub bójka, wiadomo kto ją sprowokował, Rasputin który stoi gdzieś z boku i obserwuje co się dzieje, czym prędze biorąc łapy na pas, nim stanie się coś złego. Nie mogę zrobić bez niego ani kroku. Uczepił się jak rzep psiego ogona. Gdzie ja, tam i Rasputin. Gdy zostanę w zamkniętym pomiszczeniu, a Rasputin na zewnątrz tam nadejście Sodomy i Gomory jest pewne. Jego niszczycielska siła dosięgnie mnie prędzej czy później w postaci zżartych drzwi, zdrapanej ściany, nadgryzionego biurka, albo na przykład kurtki lub torby potraktowanej jako posłanie do leżenia. Za jakie grzechy los skazał mnie na takie katusze. Nie mogę napisać nic więcej, bo jeszcze dorwie „Wiadomości Rudzkie”, a wtedy „ będę miała przechlapane”...

http://www.fauna.rsl.pl

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie