Antybiotykoterapia, a Meningokoki, pneumokoki

Zainspirowany zamieszaniem związanym coraz częściej pojawiającymi się doniesieniami w sprawie meningokoków i pneumokoków, zdecydowałem się napisać coś z naszego punktu widzenia.

Dramatyczny wzrost zachorowań na te choroby nie byłby problemem, gdyby nie brak wrażliwości bakterii na podawane leki antybiotykowe. Nie chodzi tu o źle dobierane leki, czy zbyt późną reakcje lekarzy medycyny, jak to często jest przedstawiane w mediach. Prawdziwym powodem jest oporność bakterii na większość antybiotyków, a ilość skutecznych stale maleje i nie jest to związane tylko ze zjadliwością pneumokoków, czy meningokoków. Problem tkwi w nas, tak w nas wszystkich. Ludziach na co dzień zalecających i podających leki z grupy antybiotyków.

Powszechnym stało się stosowanie leków z tej grupy samowolnie i bez uzgodnień z lekarzami (medycyny, weterynarii). Często słyszę od właścicieli zwierząt, że pies troszkę kaszlał, a że zostały mu z poprzedniego razu (nie podał zaleconej ilości tabletek i skończył terapię samowolnie wcześniej), to dał je teraz przez dwa dni bo na tyle mu wystarczyło, ale po kolejnych dwóch dniach zaczął znowu kaszleć. Inny przypadek to powszechne zapalenia uszu u zwierząt, gdy w przypadku nawrotu właściciele koniecznie chcą podawać lek ten sam, co poprzednio tak fajnie pomógł. Kończy się to z bardzo dużym prawdopodobieństwem niepowodzeniem, z powodu nabytej oporności tych bakterii na konkretny antybiotyk. I co wreszcie najgorsze stosowanie antybiotyków, które zwalczają objawy (ropne zapalenie, łojotok, itp) na schorzenia u podłoża których, bakterie nie są jedyną przyczyną (alergie kontaktowe, pokarmowe itd), co przy zbyt krótkim podawaniu z jednoczesnym brakiem usunięcia przyczyny podstawowej kończy się nawrotem choroby. Z finałem braku reakcji na kolejne grupy antybiotyków konieczne w zwalczaniu bakteryjnych powikłań.

W tych wszystkich przypadkach winne są obie strony. My lekarze weterynarii, lekarze medycyny, ludzie, właściciele i zwierzęta (one najmniej). Wszyscy przyczyniamy się do tego, ze bakterie takie jak Streptococcus Pneumoniae (potocznie zwane pneumokokiem), czy Neisseria meningitidis (potocznie zwana meningokokiem) zbierają coraz większe żniwo.

Może dorośli ludzie na to nie zwracają uwagi, bo bakterie te wykazują mniejszą zjadliwość w stosunku do nich, a minimalną w stosunku do zwierząt. Zagrożeniem objęte są najbardziej dzieci i to te nowo narodzone. Wiele osób machnie ręką, bo mnie to już nie dotyczy, ale jeśli przypadkiem się okaże że jednak dotyczy to płacz i lament będzie spóźniony. Ja też mógłbym powiedzieć że moje dzieci to już nie dotyczy, bo są starsze i zaszczepione na te choroby. A czy nie kręci sie łza na widok małego dzieciątka podłączonego do masy sprzętu by mogło żyć, a w historii leczenia w polu rozpoznanie widnieje sepsa, czy zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych na tle Streptococcus Pneumoniae.

Autor:lek.wet. Ziemowit Kudła
www.medwet.pl

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie