W obecnych czasach, ogromnego natężenia ruchu samochodowego, na drogach wielu krajów, także Polski, giną zwierzęta. Dzieje się tak nie tylko na szosach. Również w osiedlach, które mają lite płoty, uniemożliwiające ucieczkę jeżom, małym gryzoniom, czy płazom. Kiedyś poruszałem temat w artykule dla Magazynu Weterynaryjnego on-Line, „Ranne i martwe zwierzęta na polskich drogach". Oceniałem zjawisko jako wysoce negatywne. Dystans czasu wskazuje jednak na szereg refleksji. Czy jest to wina wyłącznie kierowców? Szybkość samochodu jest zupełnie nieczytelna dla zwierzęcia.
Czasami kierowca jest bezradny kiedy nagle wpada pod koła jeż, kot, wiewiórka, czy lis. Uważałem i uważam, że pozostawianie zwłok zwierzęcych na szosie, rozjeżdżanych na miazgę przez kolejne samochody, jest fatalnym, ale zarazem trudnym do uregulowania zjawiskiem. Kłopot w tym, że osoba kierująca rozpędzonym samochodem często nawet nie wie, że zabiła małe zwierzę. Jeżeli zdaje sobie z tego sprawę, to zatrzymanie rozpędzonego auta jest możliwe w znacznej odległości od miejsca zdarzenia, np. ponad 100 m. Trudno oczekiwać ażeby, zwłaszcza nocą, po ciemku kierowca szukał zwłok. Niezależnie, takie zatrzymanie stwarza zagrożenie zarówno dla wspomnianego kierowcy, jak i innych użytkowników drogi. Nie dawno, w okolicy gdzie mieszkam, zauważyłem leżącego na szosie zabitego lisa. Był dzień. Lis leżał wiele godzin. Przed kolejnym wyjazdem zaopatrzyłem się w szpadel. Zrobiłem zdjęcia, pochowałem biedaka na pobliskim polu. Pojechałem specjalnie zaopatrzony w łopatę. Jako zasada nikt nie wozi ze sobą takowego narzędzia. Tym samym trudno oczekiwać innych niż powszechne zachowanie, czyli jedziemy dalej... Pozostają jednak służby drogowe, które, sądząc z obserwacji, niezbyt skwapliwie zajmują się zabitymi zwierzętami, leżącymi na jezdni.
Na marginesie opisanej informacji rodzą się inne refleksje. Zwłaszcza respektowanie zasad etyki w stosunku do zwierząt. Rozdzielenie Państwa i Kościoła nie powinno stać na przeszkodzie przestrzegania zasad. Rozumiem pod tym przede wszystkim pamiętanie o paradygmacie hojności i miłosierdzia w stosunku do istot słabszych, przyrody, w tym świata zwierząt. Słabość, bezbronność i bezsilność zwierząt w obliczu absolutnej władzy człowieka, zobowiązuje do przyznania im moralnego pierwszeństwa. Znane jest powiedzenie - zwierzęta to nasi bracia mniejsi. Istoty obdarzone podobnymi atrybutami. Jean Prieur pisał kiedyś: "Jeśli słowem „dusza" określa się niecielesną część istoty, siedzibę wrażliwości, rozumienia i woli, źródło myśli, gorliwości i uczuć, podstawę wszelkich modyfikacji afektywnych i umysłowych świadomości, to zwierzęta maja duszę."
Dla starożytnych oczywiste było istnienie duszy zwierząt, która podobnie jak ludzka jest emanacją z Duszy Świata. Kartezjańska filozofia czyniąca ze zwierząt niewrażliwe, bezmyślne automaty i sprowadzająca je do mechaniki umiejętności, zaciążyła na długo nad mentalnością europejską. Wszelkie religie stoją na stanowisku uznania Istoty Najwyższej, Stwórcy, Boga. Uznają istnienie duszy, ale tylko w odniesieniu do ludzi. Jednocześnie stwierdzone jest, że stany uczuciowe zwierząt wyższych są podobne do obserwowanych u ludzi. Teza głoszona przez chrześcijan, pozbawiająca duszy zwierząt, paradoksalnie stanowi zbliżenie do materializmu.
Nie musi to oznaczać braku wrażliwości, empatii do naszych braci mniejszych. Pewnym wyrazem wrażliwości, zwłaszcza w okolicznościach śmierci na drodze psa, kota czy jeża, jest zawiadomienie o zdarzeniu służb drogowych, ew. policji. Niedopuszczalne bowiem jest zjawisko pozostawianych zwierzęcych zwłok, rozjeżdżanych przez samochody. Powaga śmierci zobowiązuje do szacunku doczesnych szczątków ludzi, ale nie tylko ludzi.