Strach pomyśleć, jaki los czekałby bezdomną suczkę, gdyby nie Aneta i Jan Kuroniowie, którzy przyjęli ją do swojej rodziny i otoczyli opieką. Nie wiadomo, kto ją wyrzucił. Zagadką pozostanie też, jak długo tułała się samotnie i to, dlaczego nikt wcześniej się nią nie zajął. Dopiero wolontariusze z fundacji Anaconda zabrali ją z pola pod Różankami koło Gorzowa i nazwali ją Rosi. Czekoladowa spanielka była tak wycieńczona, że nie miała siły uciekać, chociaż bała się podejść do człowieka. Ważyła niecałe 10 kg - odwodniona, w połowie wyłysiała, z uszami pozlepianymi i skołtunionymi, ciążącymi jak dwa kamienie. Miała poważny stan zapalny ucha środkowego, wypadały jej zęby, a dodatkowo weterynarz podejrzewał nadczynność nadnercza. Fundacja utworzyła wydarzenie na Facebooku i zwróciła się z rozpaczliwą prośbą o pomoc w znalezieniu domu dla Rosi. Na zdjęcie i informację o Rosi trafiła Aneta Kuroń. Po wymianie korespondencji z fundacją Anaconda, mąż pani Anety pojechał odebrać suczkę do Gorzowa. Nowi opiekunowie najbardziej obawiali się konfliktu z rezydentką Gapą, przygarniętą przez nich wcześniej suczką po przejściach w pseudohodowli. Jak się jednak okazało, suczki nie tylko się polubiły, ale nawet Rosi udało się nieco rozruszać Gabę, która do tej pory była bardzo zestresowana i cicha - teraz razem biegają radośnie po parku podczas spacerów. Państwo Kuroniowie są bardzo szczęśliwi, że udało im się odmienić los tych nieszczęśliwych psiaków i sprawić, że ponownie mogą cieszyć się życiem.