Psy, które leczą

Uzdrawianie przez dotyk i zabawę

Lady, zwana pieszczotliwie, Lejduszką, nie skończyła medycyny, nie zna się na tabletkach i pigułkach, nie wie do czego służy strzykawka, ale leczy lepiej niż niejeden specjalista. Ta rudowłosa suczka rasy golden retriever jest psem terapeutą i razem z ponad trzydziestoma innymi łódzkimi psami bierze udział w zajęciach z dogoterapii. Przy niej nawet bardzo chore dzieci zapominają o swoich dolegliwościach i śmieją się tak jak każde dziecko powinno - głośno i często.

Zapłacze, ale nie zawarczy

Kiedy pierwszy raz obserwuje się zajęcia z dogoterpii trudno uwierzyć, że biorące w nich udział psy to nie pluszaki. Kompletnie nie reagują na zaczepki rozbrykanych dzieci. Są ciągnięte za uszy, drapane, szczypane, a nawet kopane lub przyciskane do podłogi - nawet nie drgną. - Pies terapeuta jest tak wyszkolony, że nie może warknąć, pokazać zębów, nie mówiąc już o ugryzieniu - mówi Andrzej Niedzielski , prezes i instruktor łódzkiej fundacji "Ama Canem" zajmującej się dogoterapią. - Co najwyżej ma prawo, w trudnej dla siebie sytuacji, lekko trącić pacjenta pyskiem lub odejść na bok. Podczas zajęć z dogoterapii często okazuje się, że to co niemożliwe, staje się rzeczywistością. - Pewien chory chłopiec bardzo mocno ścisnął łapę Lady, a ona nawet nie pisnęła tylko zaczęła... płakać! Łzy wielkie jak groch spływały jej po pysku, pierwszy raz widziałem coś takiego - dodaje pan Andrzej. Dogoterpia z pozoru wygląda na zwykłą zabawę. Do grupy dzieci wchodzi pies, który pozwala, aby go dotykano i głaskano. Czasem przewróci się na bok, przebiegnie wokół sali. Ot, zwykłe psie harce. Tymczasem jego zachowanie to wytrenowana taktyka. Bo to nie jest zwykły podwórkowy Azor. Może pracować najwyżej osiem godzin w tygodniu, w grupie liczącej maksymalnie sześć osób. - Pies tarapeuta odbiera pacjentów wszystkimi zmysłami, wzrokiem, słuchem, a nade wszystko węchem. To ogromna liczba bodźców na raz. Dlatego każdy czworonóg działa niczym psycholog, dopasowuje się do humoru pacjenta, wyczuwa, kiedy może podejść, a kiedy powinien dać spokój - tłumaczy instruktor dogoterapii. Lejduszka to mistrzyni rozgryzania ludzkiej psychiki. Kiedy pracuje z dzieckiem, które siedzi na wózku inwalidzkim, opierając się o jego kolana, swój ciężar ciała przenosi na tylne łapy. Gdy pomaga dziecku cierpiącemu na wrodzoną łamliwość kości, delikatnie kładzie się obok, jakby wiedziała, że każdy dotyk może być dla niego groźny. Pies terapeuta musi być pewny siebie, przewidywalny, posłuszny, cierpliwy, lubić pieszczoty i dotyk oraz pozytywnie reagować na nowo poznane osoby. Są psy, które takie predyspozycje mają wrodzone, np. goldeny, labradory czy flat coated retrievery, ale rasa psa nie ma w tym wypadku decydującego znaczenia. Zdarza się, że terapeutą zostaje uznawany za superniebezpiecznego amstaff lub rottweiler.

Dotyk jak lekarstwo

Dogoterapia pomaga nie tylko w leczeniu dzieci z ADHD, zespołem Downa, porażeniem mózgowym czy autyzmem. Kontakt z psem może być doskonałym sposobem na wspomaganie leczenia dorosłych z depresji, samotności lub... braku kreatywności. - Gwarantuję, że gdyby w każdej firmie przed tzw. burzą mózgów wszyscy pracownicy odbyli krótkie zajęcia z psem terapeutą, na zebraniu tryskaliby dobrymi pomysłami i rewelacyjnym humorem - uważa Andrzej Niedzielski. - Kontakt ze zwierzakiem odpręża, odstresowuje. Pies akceptuje nas takimi, jacy jesteśmy, nie ocenia po wyglądzie i sposobie wysławiania się, nie wyznacza norm. Dlatego dzięki dotykowi miękkiej psiej sierści dzieci, które chronicznie zaciskają dłonie w piąstki, zaczynają rozluźniać palce. Maluchy, które ćwiczeniami trudno zmusić do przyjmowania prawidłowej postawy, odruchowo prostują plecy, gdy posadzi się je na psim grzbiecie. Normą staje się, że po kilku zajęciach zamknięty w sobie Piotruś biega za ogonem terapeuty niczym sprinter, a Madzia, która na widok psa krzyczała jakby obdzierano ją ze skóry, wtula się ufnie w jego futro. - Pamiętam chłopca, który na widok psa uciekał z piskiem do innej sali - wspomina pan Andrzej. - Sporo czasu zabrało mu przełamanie lęku, ale warto było, bo pewnego razu sam podszedł do psa, podniósł koszulkę i poprosił, żeby polizał go po brzuchu.

Kto wymyślił dogoterapię? Po raz pierwszy terapię z udziałem psa przeprowadzono w 1964 roku w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Boris Levison, psychiatra dzięcięcy, zaobserwował, że jego autystyczni podopieczni bardzo szybko nawiązali kontakt ze zwierzęciem. Od tej pory psy zaczęto wprowadzać do programu rehabilitacji osób niepełnosprawnych. Łódzka fundacja dogoterapeutyczna "Ama Canem" (Kochaj psa) działa od 2002 roku. Pracuje z 36 psami m.in. w przedszkolach, szkołach, szpitalach i domach dziecka.

Agnieszka Gospodarczyk - Express Ilustrowany

www.naszemiasto.pl/pies/

 

 
Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie