15-litrowy gar gotowanego mięsa z warzywami i opakowanie suchej karmy - tyle jedzenia każdego dnia pochłaniają czworonogi Ilony Ejsmont. Miłośniczka zwierząt ma ich w domu dwanaście. A marzy się jej jeszcze więcej. Nie są to jednak kundle przygarniane z ulicy. Każdy pies ma rodowód, zdobywa nagrody na krajowych i międzynarodowych wystawach i w Polsce ma niewielu krewnych.
Chciała jednego, przywiozła hodowlę
Pani Ilona z zawodu jest fotografem, ale w życiu ma wiele pasji. Jedną z nich są zwierzęta. Pomysł, by kupić czworonoga przyszedł jej do głowy dopiero kilka lat temu. Na dodatek przyświecał jej pewien cel.
- Planowałam prowadzić dogoterapię dla dzieci z domów dziecka - opowiada. - Wymyśliłam sobie, że będę miała dwa, trzy psy, którymi mogłyby się opiekować.
Zanim kupiła pierwszego pupilka chciała być dobrze przygotowana. Przez rok czytała książki, przeglądała fachowe czasopisma, rozmawiała z weterynarzami. Marzyła jej się rasa rzadko spotykana w kraju. Wychowując jej przedstawiciela, chciała dowiedzieć się o nim rzeczy, jakich jeszcze nie napisano.
- Wybór padł na białego owczarka - wspomina pani Ilona. - Z tego, co wiem był pierwszym psem tej rasy w Łodzi i jednym z nielicznych w Polsce. Taigę wychowałam wręcz książkowo. Potrafi przynieść w zębach jajko bez naruszenia skorupki.
Pomysł z prowadzeniem dogoterapii z różnych powodów się nie powiódł, ale pani fotograf połknęła bakcyla i nie mogła już powstrzymać się od kupowania kolejnych psiaków. Planowała, że będzie miała po jednym psie z danej rasy. Tak, żeby różniły się wyglądem i charakterem.
Wyjątkiem w gromadce są west highland white teriery, których ma aż sześć. Gdy pojechała do hodowli z myślą kupienia jednego i zobaczyła, w jak fatalnych warunkach była trzymana reszta, postanowiłam wziąć wszystkie.
Aby zdobyć rzadko spotykanego psa, pojechała nawet do Londynu. - Rasa chihuahua jest obecna w kraju od kilku lat, ale w Anglii pochodzą one z innej linii. Dlatego to właśnie na Wyspach kupiłam Pedro - tłumaczy miłośniczka czworonogów.
Ruda małpa i Neli samotniczka
Wśród tuzina zwierzaków pani Ilony nie brak oryginałów. Jest między innymi basenji imieniem Neli. Te wywodzące się z Afryki psy wyróżniają się tym, że... w ogóle nie szczekają. Podobnie jak wilki, potrafią jedynie wyć.
- Neli jest dosyć dzika. Nie reaguje, gdy się ją przywołuje - dodaje właścicielka. - Przychodzi do domu jak ma ochotę, by ją pogłaskać albo gdy jest głodna. Wielką przylepą jest za to Mrufit, choć historia jego rasy nakazuje mu zupełnie inne usposobienie.
- Czarne teriery rosyjskie wyhodowano w raadzieckiej wojskowej hodowli Czerwona Gwiazda, jako agresywne, odporne psy służbowe - opowiada pani Ilona. - Tymczasem tylko Mrufit czasami sypia ze mną w łóżku. Każdy z tuzina pupili zdobył już medale na przeróżnych psich wystawach. Najbardziej utytułowany jest Gizmo, przez domowników zwany także "rudą małpą". Nie bez przyczyny, bo gryfoniki belgijskie nie należą do najbardziej urodziwych.
- Jeszcze się nie zdarzyło, by Gizmo nie przywiózł ze sobą złotego medalu - mówi dumna kolekcjonerka zwierzaków.
Jeszcze osiem
Psy Ilony Ejsmont nie tłoczą się w domu. Do dyspozycji mają ogromne wybiegi i - jak zapewnia właścicielka - na co dzień żyją w symbiozie. Oprócz Neli, każdy ma też swoje ulubionego "kolegę", za którym podąża krok w krok.
- W ogóle nie odczuwam, że mam tyle psów. Owszem, jest to kosztowne hobby, ale one są cudowne. Dlatego chciałabym mieć jeszcze kilka. Myślę, że około dwudziestu - o tyle będę mogła odpowiednio zadbać. Nie boję się, że stracę nad nimi kontrolę i stanę się drugą Violettą Villas.
Przemysław Dana, fot. Jarosław Ziarek - Express Ilustrowany
http://www.naszemiasto.pl/pies/