aledwie półtoraroczny rasowy malamut (północny pies pociągowy) trafił do pabianickiego schroniska dla zwierząt aż... spod Bełchatowa. Właściciele już go nie chcieli, ale zapomnieli o tym, że zwierzak ma wszczepiony chip, dzięki któremu pracownicy schroniska bez trudu mogli ustalić ich personalia. Sprawa mogła zakończyć się w prokuraturze, bo za porzucenie psa grozi grzywna, a w niektórych przypadkach nawet kara pozbawienia wolności.
-Psa przywiozła do nas pewna kobieta. Prowadziła go na sznurku, nie miał kagańca. Twierdziła, że znalazła go na łódzkim Widzewie. Przyjęliśmy go, chociaż nasza działalność nie obejmuje tego terenu - podkreśla Andrzej Luboński , kierownik schroniska. - Dzięki chipowi udało nam się ustalić właściciela psa. Mieszka za Szczercowem w powiecie bełchatowskim. Jakim sposobem malamut znalazł się aż tutaj, nie mam pojęcia.Pracownicy schroniska wysłali do właściciela pismo w sprawie zgłoszenia się po psa. Gdyby się nie odezwał, sprawę zgłoszono by do prokuratury, gdyż, zdaniem kierownika placówki, było to ewidentne porzucenie czworonoga.
-Pies jest w bardzo dobrym stanie, nic nie wskazuje na to, by gdzieś się błąkał. Jest łagodny i grzeczny - dodaje Roman Janicki , technik weterynarii z pabianickiej placówki. Właściciel ostatecznie skontaktował się ze schroniskiem, więc sprawa nie zostanie zgłoszona do prokuratury, ale psa zabrać nie chciał.
-Twierdził, że uciekł mu kilka tygodni temu, a teraz ma już dwa inne psy - opowiada Bożena Pluta ze schroniska. - Całe szczęście mamy już osoby chętne do adopcji malamuta. Obecnie pabianicka placówka opiekuje się 133 psami. Podobne przypadki, jak ten dotyczący malamuta, zdarzają się tu niezwykle rzadko.