Nie ma dnia, aby z każdej części kraju spływały informacje o pogryzieniach właśnie przez takiego "domowego pupila". Tymczasem większość z amstafów, pitbuli czy też rotweilerów trzymana jest w domu i nie ma możliwości wybiegania się i obniżenia tym samym wrodzonej agresji. Nierzadko właściciele nie dając sobie rady ze zwierzętami i są przez nie zdominowani, a to już krok do nieszczęścia. Gdy "silna, wytatuowana" ręka zawodzi, pies zazwyczaj ląduje na ulicy. Moda na niebezpieczne rasy przyszła wraz z hip-hopem i teledyskami, pojawiającymi się na antenie różnych stacji telewizyjnych. Niestety, nie poszła za tym odpowiedzialność. Jej brakiem wykazała się za to w tym tygodniu 20-letnia Paulina K. z Zagórzyczek. Dziewczyna , jak się póżniej okazało pijana, na początek poszczuła amstafem konkubenta swojej matki, a następnie policjantów, którzy przyjechali z interwencją. Pies był tak rozwścieczony, że policjant - nie mogąc sobie poradzić z jego obezwładnieniem - zastrzelił go. Pogryziony mężczyzna doznał poważnego uszkodzenia... penisa i przebywa w szpitalu. Szczująca psem kobieta była kompletnie pijana. W wydychanym powietrzu miała 2,5 promila alkoholu. Teraz grozi jej do 10 lat więzienia. Groźne sytuacje zdarzały się ostatnio także w Ustce. Po promenadzie, pełnej turystów, spacerowało latem codziennie przynajmniej kilku ogolonych i umięśnionych mężczyzn z "pieskami" bez kagańców. Niebezpieczne mogą być także psy wałęsające się po ulicach miast i wsi. W takim przypadku trudno ustalić ich właściciela. Być może rozwiązaniem jest chipowanie, które polega na wszczepieniu pod skórę psa miniaturowego układu elektronicznego, który zawiera dane dotyczące zwierzęcia i jego właściciela. Można je odczytać za pomocą specjalnego czytnika. Dane gromadzone są w specjalnym rejestrze. W sierpniu 100 takich układów zostało wszczepionych psom w słupskim schronisku. To początek znakowania psów w Słupsku. Każda osoba, która będzie chciała zaopiekować się psem ze schroniska, dostanie go już razem z chipem. Dane zwierząt i ich właścicieli zostaną wprowadzone do specjalnej europejskiej bazy danych. To pomoże w ustaleniu osób, które pozbyły się psów lub puszczają je samopas bez zabezpieczenia. - Teraz wystarczy przyłożyć czytnik do karku psa i już będzie wiadomo, kto jest jego właścicielem - wyjaśnia cel znakowania zwierząt Jerzy Szyszko, kierownik słupskiego schroniska dla zwierząt.
Jeden z czytników, które zostały kupione, trafi do Straży Miejskiej. Strażnikom pomoże to w ustaleniu właścicieli psów wałęsających się bez opieki. Pieniądze przeznaczył na ten cel Urząd Miejski. Na razie niewiele, bo 10 tysięcy złotych, ale z czasem akcja obejmie wszystkich właścicieli czworonogów. - Chcemy, żeby docelowo, do 2010 roku, wszystkie psy w mieście miały wszczepione takie chipy - mówi dyrektor Wydziału Gospodarki Komunalnej, Mieszkaniowej i Ochrony Środowiska słupskiego ratusza Anna Grabuszyńska. - To obowiązek nałożony na nas przez unijne przepisy.
Dzisiaj nie bardzo wiadomo, ile psów posiadają mieszkańcy Słupska, bo w styczniu zniesiono obowiązek płacenia podatku od posiadania psa. Do tej pory jednak zarejestrowanych było ich ponad 3 tysiące, a do szczepień przeciwko wściekliźnie co roku stawiało się w sumie 8 tysięcy właścicieli. Ile z tego było psów uznanych za potencjalnie niebezpieczne - nie wiadomo. Specjaliści podkreślają, że takiego psa nie może mieć każdy. Jego właściciel musi mieć odpowiednie cechy charakteru: być osobowością dominującą, zrównoważoną, bardzo odpowiedzialną. Musi mieć pojęcie o psiej psychice i poświęcać mu mnóstwo czasu, żeby był odpowiednio ułożony i nie stwarzał zagrożenia dla otoczenia. Dlatego posiadanie lub adopcja takiego psa ze schroniska jest bardzo trudną sprawą.
Kamiński Marcin - Dziennik Bałtycki