Redkowice, gmina Nowa Wieś Lęborska. Cała wieś terroryzowana przez dwa psy? Stefan Konecki z Redkowic nie ma nawet pewności, czy jego psy to amstaffy. Kupił je, żeby broniły obejścia przed złodziejami. Według części mieszkańców wsi, te dwa psy terroryzują całą miejscowość.
Zagryzły co najmniej trzy inne psy, cztery inne pokaleczyły – twierdzi Joanna Hramitko, właścicielka jednego z zagryzionych psów. – Próbowały zaatakować dziewczynkę, jadącą na rowerze. Na szczęście matka właściciela zdążyła je wówczas odwołać. Ile kotów czy kur zamordowały, tego chyba nikt nie jest w stanie zliczyć. To właśnie pani Joanna zaczęła zbierać podpisy pod petycją dotyczącą usunięcia psów ze wsi. Nazbierała ich przeszło 50.
– Chciałbym zobaczyć te podpisy – ripostuje Stefan Konecki. – Mam spore wątpliwości co do ich autentyczności. Według Joanny Hramitko, jej Maks został zaatakowany pierwszy raz 17 kwietnia. Wówczas to około godziny 22 doszło do szarpaniny między zwierzętami. Maks przeżył, był jednak dość poważnie pokaleczony. Dziewięć dni później, w sobotę, 26 kwietnia nad ranem podobne starcie skończyło się dla Maksa śmiercią.
– Około piątej nad ranem dowiedziałam się, że Maks leży na podwórku – opowiada pani Joanna. – Nie miał szans, był uwiązany na grubym łańcuchu. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że zaatakowały go psy Stefana Koneckiego. Te psy były zresztą widziane podczas ucieczki.
Weterynarz, który przyjechał na miejsce, musiał uśpić Maksa. Z jego oceny jednoznacznie wynika, że pies został pogryziony. Na całym ciele miał liczne rany kąsane. Wystarczy zresztą spojrzeć na zdjęcia przedstawiające psa, żeby nie mieć najmniejszych wątpliwości.
Jolanta Hramitko wezwała policję. Przyjechali po kilku godzinach. Kobieta jest rozczarowana, że przynajmniej do czasu wyjaśnienia sprawy nie zabrali amstaffów do schroniska. Stefan Konecki, którego odwiedzili policjanci, odmówił przyjęcia mandatu. Sprawa trafiła do sądu grodzkiego.
– Szczegółowo analizowaliśmy, w jaki sposób moglibyśmy pomóc – mówi Jacek Partyka, komendant lęborskiej policji. – Jeśli jednak psy są zadbane, nikt się nad nimi nie znęca, nie możemy zabrać ich do schroniska, jak chciałaby część mieszkańców wsi. Sprawę traktuję jednak bardzo poważnie. Postaram się rozwiązać ten problem. Na pewno spotkamy się z mieszkańcami Redkowic, aby porozmawiać na temat psów. Bezradny jest również Ryszard Wittke, wójt gminy Nowa Wieś Lęborska. Był na miejscu i twierdzi, że nic nie może zrobić.
– Szkoda, że mieszkańcom wsi nie udało się tego wyjaśnić we własnym gronie – mówi Ryszard Wittke. – To byłoby najlepsze wyjście z sytuacji. A tak... Musimy poczekać aż skończy się postępowanie w tej sprawie. Kilkanaście dni temu psy pogryzły ludzi w okolicach Kębłowa. Tam właściciel nie miał jednak odpowiednich warunków do tego, żeby je trzymać. W Redkowicach warunki są. Zresztą, gdy byłem na miejscu, psy były bardzo spokojne. W takiej sytuacji niewiele możemy zrobić.
W gospodarstwie Stefana Koneckiego panuje spokój. Po podwórku spacerują kury, nieco dalej kozy. Na podwórzu dwie budy, w których siedzą dwa niebezpiecznie wyglądające psy. Mamy obawy przed wejściem na teren posesji. Po chwili pojawia się właściciel.
– Można spokojnie wchodzić, nikomu nie zrobią krzywdy – uspokaja. – Przez cały dzień są uwiązane. Spuszczam je wtedy, gdy wyjeżdżam. Puszczam najwyżej jednego. Zawsze ma kaganiec. To są spokojne psy. Jedzą nawet z jednej miski z kurami. Owszem, zdarzyło się, że zagryzły kiedyś jakiegoś psa, ale on wpadł na podwórko. W końcu od tego one są – mają pilnować gospodarstwa.
Według Stefana Koneckiego, po Redkowicach biegają również inne psy. Twierdzi, że nie wie, dlaczego zastrzeżenia budzą jedynie jego zwierzęta. Po tym, gdy wybuchła afera z psem Joanny Hramitko, pojechał z Hoganem (starszym z psów) do weterynarza. Z zaświadczenia, które dostał, wynika, że pies nie brał udziału w walce. Redkowiczanie mówią z kolei, że spokój z psami jest dopiero od kilku tygodni – gdy sprawą zainteresowali się policjanci, wójt i dziennikarze.
– Boimy się tych psów – nie ukrywa Maria Karnacewicz, jedna z mieszkanek wsi. – Psa nam kiedyś zagryzły, koty też... Jeśli sąsiad chce, niech trzyma je w zamknięciu. Trzeba zrobić też coś, żeby nie przekopywały się pod ogrodzeniem, a to się, niestety, zdarzało bardzo często.
Joanna Hramitko twierdzi, że nie pozwoli na to, żeby psy nadal siały terror we wsi.
– Jak się tylko trochę otrząsnę z tego, co się stało, skieruję sprawę do sądu cywilnego – mówi kobieta. Właściciel amstaffów nie pozostaje jej dłużny.
– Zostałem pomówiony i zamierzam udowodnić to przed sądem – mówi Stefan Konecki.