Lębork. Jak okrutni potrafią być ludzie w stosunku do zwierząt, świadczy los Maksa. Jako szczeniak trafił do lęborskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt Animals jesienią 2006 roku. Prawdopodobnie wcześniej próbowano go utopić w rzece.
Trzytygodniowa opieka wolontariuszek zrobiła swoje. Maks został przeznaczony do adopcji i wszystko wskazywało, że los psa wreszcie na stałe się poprawi.
- Zgłosiła się mieszkanka Lęborka - opowiada Agnieszka Śpiewak, szefowa towarzystwa Animals. - Wzruszyła nas tym, że ma chore dziecko i chciałaby, aby zapomniało o swoim nieszczęściu, zajęte opiekowaniem się własnym pieskiem.
Minęło półtora roku. Wolontariuszki ani przez chwilę nie pomyślały, że Maks cierpi w domu pani Alicji. Dlatego były kompletnie zaskoczone informacją zamieszczoną na ich forum internetowym. Pisano tam, że pies trafił we wtorek po Wielkanocy do schroniska w Małoszycach. Wolontariuszki z Animals postanowiły to sprawidzić. Okazało się, że to rzeczywiście Maks. Właścicielka schroniska powiedziała, że psa przyprowadziły dzieci. Z ich opowieści wynikało, że był przywiązany w lesie do drzewa, szczekał hałaśliwie, ale nie pozwalał nikomu zbliżyć się do siebie. W końcu jednak przegryzł smycz, a chłopcom udało się uchwycić jej koniec. Dopiero wtedy dał się zaprowadzić do schroniska. Pani Alicja, która miała się opiekować czworonogiem, zaskoczona pytaniami wolontariuszek o psa, twierdziła, że oddała Maksa na wieś, bo po prostu nie dawała sobie z nim rady.
- Zamierzamy zgłosić sprawę na policję - twierdzi zdecydowanie Agnieszka Śpiewak. - Pies stał się agresywny, nieufny i drażliwy.
Przez pierwszy dzień po powrocie do nas zachowywał się tak niepokojąco, że trzeba mu było podać leki uspokajające. Wolontariuszkom towarzystwa Animals trudno uwierzyć w to, co się stało. Są zbulwersowane, bo z pełnym zaufaniem oddały zadbanego psa do adopcji, a tymczasem nie- wzbudzająca podejrzeń osoba okazała się niegodna zaufania. Nie dość na tym - wszystko wskazuje, że zwierzę traktowane było bardzo brutalnie. Maks był wyraźnie głodzony, maltertowany i bity, ma bowiem ślady po ranach. Teraz znów wymaga troskliwej opieki.
Ptasińska Iwona - Dziennik Bałtycki
Środa, 9 kwietnia 2008r
http://www.naszemiasto.pl/pies/