Andrzej D. podczas wycieczki rowerowej zastrzelił psa, który zaatakował jego pupila biegnącego na smyczy obok pana.
- Duży agresywny pies zagrażał przede wszystkim mojej rodzinie - żonie i 11-letniej córce, które też były na przejażdżce - tłumaczył 45-letni lekarz, obciążony zarzutem naruszającym ustawę o ochronie zwierząt.
Wczoraj, podczas drugiej rozprawy, sąd przesłuchał świadków m.in. właściciela zabitego psa, Zbigniewa P. - Był to duży 6-letni mieszaniec, wabił się Fuks - mówił świadek. - Tego popołudnia umknął z ogrodzonej posesji, gdy wjeżdżałem samochodem na jej teren. Taka ucieczka zdarzyła się drugi raz. Świadek zapewniał sąd, że ich Fuks był łagodny i nikogo wcześniej nie zaatakował. Do incydentu doszło 13 kwietnia tego roku na skrzyżowaniu ulic Uprawnej i Kujawskiej. Kiedy padły strzały, zgromadzili się okoliczni mieszkańcy. Dariusz N., były policjant, podszedł do okna, gdy usłyszał huk. Zobaczył mężczyznę, który mierzył do psa. Oddał on kilka strzałów i zwierzak padł. Świadek wezwał policję. Na pierwszej rozprawie sędzia powołał biegłych psychiatrów, którzy mieli zbadać oskarżonego (ich opinia przedstawiona będzie na następnej rozprawie - 18 listopada). Andrzej D. po raz pierwszy użył pistoletu, a broń miał od sześciu lat. Po incydencie policjanci odebrali mu glocka.
(st) - Express Ilustrowany