Kto zarabia na zwierzętach?

O tym co dzieje się w “schronisku” w Dąbrówce, dowiedzieliśmy się od wolontariuszy, którzy blisko rok w nim pracowali. Robili co mogli, żeby pomóc tym zwierzętom. Niestety to przed czym postawiła ich Pani Anna Kątna, Szefowa Europejskie Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, przerosło ich możliwości. Niestety przerosło także samą szefową, bo czy można inaczej wytłumaczyć to, że zwierzęta latem umierały z pragnienia, a później nie zostały w żaden sposób przygotowane na zimę. Całe schronisko znajduje się na odkrytym terenie i praktycznie nie mieści się w żadnych standardach...

Wizja lokalna

- 13 listopada 2007 r. w schronisku było 185 sów i 10 kotów – Mówi Wojciech Trybowski, Powiatowy Lekarz Weterynarii. Część zwierząt swobodnie porusza się po tym terenie, samice nie są oddzielone od samców, w związku z czym schronisko zamiast pracować w kwestii zmniejszenia się liczby bezpańskich psów na drogach, przypomina raczej nieograniczoną niczym “spartańską” hodowlę. Druga sprawa, że mało kto wie, gdzie to schronisko jest, dojazd tam jest w stopniu skrajnym skomplikowany, poza tym nie istnieje nawet strona internetowa, która zachęcałaby mieszkańców do zaopiekowania się bezdomnymi zwierzętami. Skoro wiec zwierzęta nie mają szans na znalezienie opiekunów i są skazane na pobyt w tym odciętym od świata miejscu, to pojawia się pytanie, dlaczego ich mimo wszystko ubywa?

Chociażby w 2006 roku, jak podaje Fundacja dla Zwierząt ARGOS na swojej stronie internetowej: www.boz.org.pl, schronisko było “domem” dla ok. 500 psów. Wolontariusze, którzy zgłosili sprawę do prokuratury, pomagali tym zwierzętom w 2007 roku.

- Nie mieliśmy po prostu sił, moja koleżanka, która odwiedziła mnie w schronisku, rozpłakała się jak to zobaczyła. Nagraliśmy wszystko na wideo, te zwłok, który tam wszędzie leżały. - Mówi Bartłomiej Martyka, były wolontariusz w schronisku.

Film pokazuje sceny makabryczne, nie chce się wierzyć, że takie rzeczy można zobaczyć w XX wieku, w środku Europy. Martwe zwierzęta w studni, razem z innymi odpadkami, gruzami, szczątki pod murem i w zwykłych workach rzuconych na podwórku. Psy albo biegają swobodnie, albo trzymane są w króliczych klatkach, albo na łańcuchach przy budach. W każdym razie zawsze w swoich własnych odchodach.

To wystarczające powody, dla których to miejsce trafiło na czarną listę schronisk Fundacji ARGOS.

Schronisko nie do ruszenia

- Schronisko działa od dwóch lat. Byliśmy tam sześciokrotnie, interweniowała, gmina, policja i towarzystwa opieki nad zwierzętami. Dlaczego nie można zamknąć schroniska? Ponieważ nakazanie takiej czynności leży w kwestii sądu. Powiatowy Lekarz Weterynarii nie może wydać polecenia o jego zamknięciu. Nie uzyskało ono zgody na prowadzenie, poza tym to w ogóle nie jest schronisko. Złożyliśmy trzy wnioski do prokuratury, w których zgłosiliśmy zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, ponieważ w tym „schronisku” znęcano się nad zwierzętami. – Mówi Wojciech Trybowski, Powiatowy Lekarz Weterynarii. Tak sytuacja wyglądała podczas kontroli przeprowadzonej 13 listopada 2007 roku. Podczas następnej wizyty w schronisku (12 grudnia), było lepiej, pojawiło się trochę nowych bud, nie stwierdzono także znęcania się nad zwierzętami. Jednak, jak się okazuje, była to tylko “kropla w morzu" tragicznego losu zwierząt, które trafiły do tego miejsca. – Anna Kątna wykorzystuje lukę w prawie i z tej racji jest nie do usunięcia, bo ona nie prowadzi schroniska, na które jest potrzebna zgoda lekarza weterynarii, ale prowadzi jakieś tam przytulisko. Nawet gdyby prokurator tam wpadł, to może zabrać tylko te psy, co do których są wątpliwości, czy się ktoś się nad nimi nie znęca, a co do reszty pani Kątna może powiedzieć, że ona je hoduje, bo lubi... – Mówi Sebastian Furtak, reporter TVP, zajmujący się tą sprawą.

Wątek niemiecki

- Fundacja z Niemiec przyjeżdża raz - dwa razy w tygodniu i zabiera po kilkanaście zwierząt. Anna Kątna załatwia paszporty, wszystkie formalności, sama też chipuje te pieski, które mają wyjechać za granicę. – Mówi Bartłomiej Martyka.

- Robiąc pierwszy materiał o tym schronisku trafiliśmy akurat na członków tej organizacji. Szefowa schroniska, chcąc uwiarygodnić się w naszych oczach, zaczęła prowadzić przez tłumacza rozmowę o formach pomocy, jaka płynie z Niemiec dla jej stowarzyszenia. Okazało się, że kolega dźwiękowiec, który był ze mną na miejscu, doskonale zna niemiecki, dlatego udało nam się porozmawiać z Niemcami niezależnie od Kątnej. – Mówi Sebastian Furtak. W rezultacie tej rozmowy wyszło na jaw, że członkowietej fundacji mają zupełnie mylne przeświadczenie o schronisku, któremu pomagają. - Płacili Kątnej 30 EURO za jednego psa, a tych psów szło nawet 30 miesięcznie. Poza tym, z samego Wejherowa, na mocy zawartej z miastem umowy, schronisko dostawało miesięcznie 2 tys. zł. Szefowa schroniska przyznaje się do umów z czterema gminami, Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Zwierząt "Animals", podaje, że tych gmin było siedemnaście.

Plany na przyszłość

“Wyłapywanie bezdomnych zwierząt oraz rozstrzyganie o dalszym postępowaniu z nimi może odbywać się wyłącznie na mocy uchwały właściwej rady gminy, podjętej po uzgodnieniu z państwowym lekarzem weterynarii działającym na podstawie odrębnych przepisów oraz po zasięgnięciu opinii upoważnionego przedstawiciela Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Polsce lub innej organizacji społecznej o podobnym statutowym celu działania.” – To fragment ustawy o ochronie zwierząt, który dość jasno wskazuje, kto powinien być zainteresowany dostosowaniem do odpowiednich norm schroniska w Dąbrówce, albo stworzeniem nowego w innym miejscu.

- To ewidentna wina samorządowców. – Mówi Wojciech Muża z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Polsce. - Absolutnie władze miasta powinny rozpocząć budowę nowego schroniska.

My, jako stowarzyszenie, zadeklarowaliśmy pomoc, że jesteśmy w stanie prowadzić takie schronisko, tylko, że tam jest nierozwiązana sytuacja prawna, dotycząca nieruchomości. Czekamy na kolejne spotkanie z wiceprezydentem miasta Wejherowa – Wojciechem Kozłowskim, które miało się odbyć pod koniec minionego roku, bądź na początku 2008. Jesteśmy gotowi podpisać umowę na prowadzenie takiego schroniska. – Mówi Ewa Gebert, prezes Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt "Animals". Jak dowiedzieliśmy się w urzędzie miasta nowa umowa na „pozbywanie się” bezpańskich zwierząt została zawarta ze schroniskiem w Małoszycach w powiecie Lęborskim.

Co z Anną Kątną?

Wieści Ratusza (numer 48, 2003 r.) podawały informację o powstaniu nowego schroniska dla zwierząt. Zamierzano uruchomić przy tym schronisku także hotel dla zwierząt, gdzie będzie można umieszczać swoje zwierzęta na czas np. wakacji, czy wyjazdów służbowych... To schronisko powstało w Bieszkowicach, ale sytuacja w nim była tylko trochę lepsza niż dziś w Dąbrówce. Tam także za wszystkim stała jedna osoba i tzw. Europejskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, które ma bardzo mylącą nazwę. Pod koniec 2007 roku sprawa została skierowana przez prokuraturę do sądu grodzkiego w Wejherowie. Nie wyznaczono jeszcze terminu pierwszej rozprawy...

Łukasz Biieszke piątek, 18 styczeń 2008
http://expresspowiatu.pl/z-regionu/luzino/kto-zarabia-na-zwierz-tach.html

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie