Koniec z bezkarnym strzelaniem do psów

Skandalicznymi nazwali posłowie przypadki zabijania psów przez myśliwych, nierzadko na oczach ich właścicieli. I zapowiadają jak najszybszą zmianę przepisów prawnych, aby takie sytuacje więcej się nie zdarzały. To reakcja na nasz wczorajszy artykuł "Nie dajmy strzelać do psów", w którym opisaliśmy tragiczne historie zwierząt domowych, zastrzelonych przez myśliwych, w świetle istniejącego prawa. Zwierzęta mogłyby żyć, gdyby myśliwi dla rozrywki nie interpretowali przepisów na swoją korzyść, a w ustawie łowieckiej i o ochronie zwierząt, znalazły się precyzyjne zapisy. Wstrząśnięci artykułem parlamentarzyści zapowiadają kontrole w kołach łowieckich, by sprawdzić zasadność odstrzałów zwierząt domowych przez myśliwych. Chcą też zobowiązać ich do dokumentowania każdego przypadku odstrzelenia zwierzęcia domowego. Posłanka Joanna Mucha z PO, przewodnicząca parlamentarnego zespołu ochrony zwierząt obiecuje: - Skontaktuję się z właścicielami zastrzelonych psów, o których napisała "Polska". Chcę poznać każdy z opisanych przypadków. Skieruję też pisma do kół łowieckich, gdzie wydarzyły się te skandaliczne odstrzały. To są sytuacje niedopuszczalne. Będę domagała się szczegółowych wyjaśnień, kto strzelał i dlaczego. Spodziewam się, że to przyniesie skutek i myśliwi, mając świadomość kontroli, zanim strzelą, dobrze się wpierw zastanowią. Ale to dopiero początek zmian. Posłowie zapowiadają przyspieszenie nowelizacji niezbędnych ustaw o ochronie zwierząt i łowiectwie. Działania parlamentarzystów mają biec dwutorowo: z jednej strony nowe przepisy mają w ogóle zakazać myśliwym strzelania do psów, z drugiej zaś będzie obowiązek sterylizacji zwierząt w schroniskach. Zapowiadają też, że mimo kryzysu znajdą pieniądze na akcje edukacyjne uczące odpowiedzialności za swojego pupila. Wszystko to ma na celu likwidację nadpopulacji zwierząt domowych.

- Gdy nie będzie hord wygłodniałych dzikich psów włóczących się po lasach, nie będzie też powodu, aby do nich strzelać - mówi Mucha.
Są i inne pomysły: aby nałożyć na samorządy obowiązek zadbania o miejsca, gdzie psy spuszczone ze smyczy mogłyby się bezpiecznie wybiegać. Właściciele zaś powinni o to miejsce dbać i sprzątać po nich nieczystości.
- Projekty nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt, w którym znajdzie się zakaz strzelania do psów, będzie gotowy już po wakacjach. To priorytet. Kolejne powstaną jeszcze w tym roku - mówi "Polsce" Paweł Suski z PO, wiceprzewodniczący parlamentarnego zespołu ochrony zwierząt, prywatnie właściciel pięciu sznaucerów.
Eurodeputowana Joanna Senyszyn, która wcześniej pracowała w parlamentarnym zespole ochrony zwierząt, chce teraz zorientować się, jak z tego typu problemami poradziły sobie inne kraje europejskie: - Może nie trzeba wyważać otwartych drzwi i na wszystko szukać regulacji prawnych - mówi.
Z kolei Grzegorz Dolniak, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Spraw Wewnętrznych i Administracji (a prywatnie właściciel jamnika szorstkowłosego - psa myśliwskiego używanego do wypłaszania z nor lisów czy borsuków) uważa, że powinna odbyć się społeczna debata, na kanwie której mogłaby powstać takie przepisy, które zabezpieczałyby i chroniły interesy społeczne zarówno właścicieli psów, myśliwych, jak i zwierząt.
- Na polowania nie jeżdżę - zastrzega Dolniak. - I sumienia bym nie miał, aby do zwierząt strzelać. Wolałbym widzieć myśliwych jako tych, którzy dbają o zwierzynę, a nie tych, którzy strzelanie do bezbronnych zwierząt traktują jako element rywalizacji.
Paweł Suski mówi, że ma wśród przyjaciół wielu myśliwych, którzy są za pan brat ze śmiercią i zabijaniem. I dodaje: - To źle pojmowana ochrona zwierząt.
Tak też widzą myśliwych właściciele, którzy opowiedzieli nam dzieje psich tragedii. Założyli nawet internetową witrynę (www.zabilimipsa.pl), gdzie dokumentują bulwersujące przypadki. Zamieścili tam również mapę miejsc, w których domowe zwierzęta zginęły odstrzelone z rąk myśliwych. Najwięcej takich odstrzałów zdarzyło się w centralnej Polsce: w okolicach Poznania, Łodzi i Warszawy. Schemat jest podobny: odstrzały mają miejsce w weekendy, gdy właściciele zabierają swoje psy na spacery w miejsca, które często bywają terenami łowieckimi dla myśliwych. A gdy myśliwy napotyka biegającego radośnie bez smyczy psa, nie waha się użyć broni. Niestety, dochodzenie sprawiedliwości przez zrozpaczonych właścicieli psów do tej pory nie dawało efektów - myśliwi interpretują prawo na swoją korzyść i nic im za te odstrzały nie grozi. A nierzadko to właściciele stają się winowajcami oskarżanymi o to, że ich pies powinien być na smyczy. Jeśli więc biegał 200 metrów od najbliższych zabudowań, to nawet jeśli był pudlem, myśliwy miał wytłumaczenie: pies wykazywał oznaki zdziczenia i stanowi zagrożenie dla zwierzyny łownej - trzeba więc było go zastrzelić bez żadnych skrupułów.
Anita Czupryn
www.naszemiasto.pl/pies

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie