STAROGARD GD. Obudziła się w nim żądza zabijania psów, na szczęście dla ludzi - tylko psów, ale mieszkańcy bloku przy ul. Pomorskiej przeżyli w biały dzień chwile grozy. Atakujący niewielkiego psa z niezwykłą wściekłością amstaf wzbudził ich przerażenie. Działo się to przy samym wejściu do bloku.
- Byłam z pieskiem na spacerze - mówi właścicielka. - Spuściłam go ze smyczy przy samym wejściu do klatki schodowej. Wszystko działo się tak szybko i było tak przerażające, że więcej nie pamiętam.
W tym samym momencie do przedsionka klatki wchodziła matka z dzieckiem na ręku. Wtedy amstaf zaatakował, popchnął wręcz kobietę, która prawie się wywróciła i wskoczył do przedsionka za pieskiem. Zatrzasnęły się drzwi i rozpoczął się trwający wiele minut dramat. Mieszaniec był bez szans, cały czas wył. Stojący przed klatką mężczyzna poprosił wszystkich, by włączyli alarmy w samochodach, aby ostrzec innych mieszkańców bloku, którzy mogli akurat schodzić. Nikt nie odważył się wejść do środka. Policja zdecydowała się na użycie gazów, co dopiero umożliwiło interwencję rakarza. Amstaf został obezwładniony, a ofiara jakimś cudem wybiegła z przedsionka. Właścicielka natychmiast pojechała z nim do weterynarza. Biedak nie miał żadnej szansy, napastnik dosłownie "wygryzł" mu mózg. Został natychmiast uśpiony. Był wielkim przyjacielem ciężko chorej, sparaliżowanej dziewczynki. Przede wszystkim ona poniosła wielką stratę.
- Jak tak niebezpieczne psy mogą chodzić bez kagańca, w ogóle bez opieki? - pyta kobieta. - Przecież mógł zaatakować dziecko... Tak blisko było wielkiej tragedii.
Ten pies od rana wałęsał się po okolicy. Mieszkająca w pobliżu inna kobieta powiedziała, że wszedł do jej domu, gdzie jest kilkoro dzieci, ale udało się go odegnać. Inni mówią, że pojawiał się bez opieki w okolicy od kilku dni. Amstaf został odwieziony do schroniska dla zwierząt. Co ciekawe, bo to jest rzadkością, niespełna godzinę po zdarzeniu na policję zgłosił się właściciel psa. Powiedział, że w nocy młodzież wracająca z dyskoteki uszkodziła ogrodzenie, stąd pies się nagle oddalił. Po powrocie z pracy zaczął go intensywnie poszukiwać. Amstaf wałęsał się praktycznie po całym mieście, gdyż jego właściciel mieszka prawie dwa kilometry od miejsca dramatycznego zdarzenia. Właściciel zapłacił mandat w wysokości 200 złotych i pojechał do schroniska, gdzie mu od razu psa wydano.
- Nie mogliśmy inaczej postąpić - wyjaśnia Iwona Kuderska, kierownik schroniska. - Właściciel miał prawo go odebrać, bowiem zaatakował on tylko inne zwierzę, a amstafy nie należą do ras wyjątkowo agresywnych. Po rozmowach, także z weterynarzem, właściciel zdecydował się jednak na natychmiastowe uśpienie amstafa. Jak wyjaśnia Iwona Kuderska, w psie obudziła się po prostu żądza zabijania. Amstafy często uczestniczą bowiem w walkach psów. Następną jego ofiarą mógł być więc już rzeczywiście człowiek. Ponadto zwierzę również przeżyło swoisty szok, gdy policja użyła gazu. To także mogło mieć wpływ na jego zachowanie w przyszłości. Właścicielka zaatakowanego psa nie może się jednak pogodzić z przebiegiem zdarzeń. Uważa, że właściciel agresywnego psa powinien ponieść większe konsekwencje. Ponadto jest zdziwiona, że schronisko tak błyskawicznie wydało czworonoga. - Powinni odczekać, gdyż mógł on kogoś nieco wcześniej pogryźć - przekonuje kobieta. - Tymczasem, dodatkowo, natychmiast po uśpieniu został spalony. Iwona Kuderska przekonuje jednak, że wszystko przebiegło zgodnie z obowiązującymi przepisami. Właścicielka zwierzaka uważa natomiast, że powinno się również sprawdzać, w jakich warunkach takie psy są hodowane. Najważniejszy jest jednak rozsądek właścicieli.
Psy na liście
Polskie prawo wyróżnia tylko jedenaście ras psów jako wyjątkowo agresywne. Amstafy do nich nie należą, chociaż mogą być niebezpieczne, gdyż w Stanach Zjednoczonych są wykorzystywane do walki psów. Nie muszą być jednak rejestrowane, ich właściciele nie mają obowiązku - tak jak w przypadku ras wyjątkowo agresywnych - informowania Urzędu Miasta o nabyciu, pochodzeniu psa, nie muszą także przedstawiać dokumentacji prezentującej warunki przetrzymywania zwierzaka, która jest podstawą do wydania zgody na posiadanie psa rasy uznanej za wyjątkowo agresywną. W opisanej sytuacji nie ma też mowy o jakiejkolwiek odpowiedzialności karnej właściciela amstafa. Właścicielka pogryzionego psa może dochodzić na drodze cywilnej zadośćuczynienia za wyrządzone szkody. Nie ma znaczenia w tym przypadku wina czy brak winy właściciela napastnika.
Legawski Jacek - Dziennik Bałtycki