Według doktora Artura Dobrzyńskiego z Wydziału Medycyny Weterynaryjnej SGGW, co dziesiąty pies na terenie województwa mazowieckiego jest dotknięty dirofilariozą. Podobnie może być w całej Polsce. Przenoszona przez komary i meszki choroba może być w skrajnych przypadkach śmiertelna. Na razie do Polski dotarła tylko jedna, mniej groźna odmiana tego pasożyta o nazwie Dirofilaria repens. Zagnieżdża się najczęściej pod skórą, niekoniecznie w miejscu ukłucia przez komara. Zdarza się bowiem, że zanim pasożyt znajdzie dogodne miejsce, wędruje pod skórą. Gdy już osiądzie na stałe, na skórze powstaje zgrubienie, mały guzek, zazwyczaj o średnicy 2 centymetrów. Jednak o wiele gorzej jest, gdy w psie zagnieździ się wodmiana Dirofilaria immitis, ponieważ wybiera zwykle tętnicę płucną lub prawą komorę serca. Zainfekowany pies przewlekle kaszle, ma duszności, jest osłabiony. Bywa, że omdlewa po wysiłku lub z emocji. Jeśli pasożyty się namnożą, mogą całkowicie zablokować światło tętnicy płucnej, co prowadzi do śmierci zwierzęcia. Leczenie skórnej postaci dirofilariozy najczęściej ogranicza się do usunięcia pasożyta, ale już leczenie postaci sercowej jest długie i skomplikowane. Dlatego najlepiej jest zadbać o psa i odpowiednio chronić go przed ukłuciami komarów i meszek, które są roznosicielami tej choroby. Dobrym rozwiązaniem są preparaty nowej generacji, które nie tylko chronią przed kleszczami, ale także przed komarami i meszkami. Aby preparaty były skuteczne, pies nie może być kąpany 48 godzin przed i 48 godzin po ich zastosowaniu, a zabieg nasączenia skóry płynem powinno się powtarzać co miesiąc.