Co się stało z 300 psami z wieluńskiego schroniska

Lada dzień do wieluńskiej prokuratury wpłynie zawiadomienie opopełnieniu przestępstwa przez burmistrza Wielunia. Zdaniem prezesa Fundacji Argos burmistrz, który odpowiada za kontrolowanie schroniska dla psów, nie nadzorował tego, co się w nim dzieje. Tymczasem, jak wynika z danych opublikowanych przez fundację, w maleńkim schronisku, w którym jest miejsce dla zaledwie 60 psów, w ubiegłym roku czworonogów było dziesięć razy więcej. Co gorsza, nie wiadomo, co się stało z 300 psami...
- Nie ma ich w ewidencji prowadzonej przez schronisko. Musimy dowiedzieć się, co się z nimi stało - mówi Tadeusz Wypych, prezes fundacji Argos.
- Będziemy skarżyć burmistrza Wielunia i gminy, które posyłały tam zwierzęta, a nie interesowały się ich dalszym losem. Burmistrz nie zgadza się z oskarżeniami.
- Schronisko było nadzorowane zarówno przez komisję rewizyjną jak i pracowników urzędu. Poświadczają to protokoły pokontrolne - mówi Mieczysław Majcher. To właśnie podczas jednej z takich kontroli ustalono, że Fundacja Zwierzyniec podpisywała bezprawnie umowy z wójtami gmin w powiecie i pobierała pieniądze za przyjmowanie zwierząt.
- Gdy tylko się o tym dowiedzieliśmy w trybie natychmiastowym rozwiązaliśmy umowę z fundacją i wprowadziliśmy program naprawczy - dodaje burmistrz. - Szefowa fundacji cały czas wmawiała nam, że musimy zbudować nowe, duże schronisko, bo psów z gminy jest tak wiele, że nie mieszczą się w zwierzyńcu. O tym, że były w nim psy z całej Polski nie wiedzieliśmy. To Fundacja, a nie my, powinna tłumaczyć się w prokuraturze.
Schronisko zawsze wzbudzało wielkie emocje wśród wielunian. Po wypowiedzeniu umowy Fundacji Zwierzyniec wiele osób potępiało decyzję miasta na forum internetowym. Dziś ci sami internauci zmienili zdanie. Dlaczego? Bo zrozumieli, że trudne warunki w schronisku, to nie wina miasta, a osób je prowadzących.
- Z danych opublikowanych przez fundację Argos wynika, że w 2008 r. Zwierzyniec codziennie wydawał do adopcji jednego psa, a niekiedy nawet po kilka. To sukcesy niespotykane w skali świata. Problem w tym, że liczba kilkuset adoptowanych psów rocznie nie ma pokrycia w umowach adopcyjnych. Czy przepadła w czarnej dziurze? - pyta forumowiczka Anja. Przypuszczenie, że psom działa się krzywda, podzieliło forumowiczów. Jedni stanowczo zaprzeczają i powołują się na dobre serca członków Fundacji Zwierzyniec, a inni twierdzą, że danych nie wzięto z kosmosu i z psami musiało stać się coś złego. Za każde przygarnięte zwierzę fundacja otrzymywała pieniądze. Forumowicze zastanawiają się czy był to dobry biznes? Nie doczekali się wyjaśnień. Szefowa Fundacji, która oprócz nazwiska, podobno nie ma nic do ukrycia, twierdzi, że na forum nie udzieliła odpowiedzi, bo... nie ma dostępu do Internetu.
- Część psów poszła do adopcji, a większość uciekło, bo furtkę schroniska każdy mógł otworzyć - tłumaczy. Była gospodyni przytuliska przyznaje, że przyjmowała psy z całej Polski. Zaznacza jednak, że nie było ich tak wiele, jak wynika z danych zebranych przez Fundację Argos.
- Dane Argosu są fałszywe. Fundacja dowiadywała się w gminach o to, ile ogólnie posiadają bezpańskich psów, a nie ile z nich trafiło do naszego schroniska. Dlatego dane są zawyżone - uważa. Szefowa Fundacji Zwierzyniec czuje się dotknięta oskarżeniami. Twierdzi, że jeśli sprawa zostanie oddana do prokuratury, ma dowody na to, że w Zwierzyńcu psom nie działa się krzywda.
- Dlaczego fundacja Argos nie przyjedzie ze mną porozmawiać? Zamiast domniemywać, lepiej niech zajmie się obecną sytuacją w schronisku, bo dzieje się tam niedobrze. Dzwonią do nas ludzie, którzy chcą zabierać psy, a nie mogą się do nich dostać, bo obiekt jest pozamykany na cztery spusty. Potwierdzają to wielunianie. - Byłam w schronisku już kilka razy i nikogo tam nie zastałam - denerwuje się pani Urszula. Dlaczego schronisko jest wciąż zamknięte?
- Tak jest tylko wtedy, gdy nasza pracownica wychodzi na szczepienie z psem, albo gdy załatwia formalności w banku. Nie mamy pieniędzy na zatrudnienie dodatkowych osób. Przepraszam za niedogodności. Teraz jeśli pracownica opuści biuro, będziemy wywieszali na drzwiach kartkę z informacją, gdzie jest i za ile minut wróci - zapewnia Jan Urbaniak, obecny zarządca schroniska. Czy rzeczywiście ze schroniska zniknęło w niewyjaśnionych okolicznościach aż 300 czworonogów i co się z nimi stało, wykaże śledztwo prokuratury. Powinno też ustalić, kto jest winien zaistniałej sytuacji.
- My tylko wskazujemy, że w schronisku doszło do nieprawidłowości - dodaje prezes Argosu Tadeusz Wypych.

 

 

Daniel Sibiak
www.naszemiasto.pl/pies

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie