Gdy milczenie nie jest złotem

Teoria rzeczywistego konfliktu.

Strzelanie do psów przez myśliwych. Temat gorący jak płynna lawa, śmierdzący i śliski jak bagno. I trudny. Bardzo trudny. Budzi ogromne emocje, agresję i wojnę na argumenty. Od argumentów rzeczowych, niestety rzadko trafiających do przeciwników aż do bzdurnych popartych jedynie stereotypami i głupotą.

Właściciele psów kontra myśliwi. Dwie grupy ludzi, które mają swoje racje. Mają koronne dowody słuszności swojego punktu widzenia. I nie ma mądrego do rozwiązania tego konfliktu. W natłoku słów, przepisów bardzo niejednoznacznych i dyskusji bez końca ginie istota problemu. A tą istotą jest pies niestety.

Znajomość przepisów, tego co wolno posiadaczom psów a czego nie jest znikoma. Interpretacja przepisu dotyczącego możliwości odstrzału psów i kotów wśród myśliwych niewiele lepsza. Zresztą nie chodzi tylko o przepisy. Są one wprawdzie podstawą wszelakich dyskusji ale nawet prawnicy mają wątpliwości co do ich tłumaczenia. A zasłanianie się tylko przepisami nie prowadzi do niczego konstruktywnego. Nie rozwiąże problemu. Co gorsze „cichymi” stronami tego konfliktu są inne grupy. Niewątpliwie są to właściciele psów, którzy mają ten problem w głębokim poważaniu. Mieszkają w okolicach podmiejskich czy na wsi i puszczają bezkarnie psy w teren. Albo mają dziurawe ogrodzenia a nieobecność psa w obejściu nie jest problemem. Nie biorą w konflikcie czynnie udziału ale poważnie się do niego przyczyniają. No i media, które kochają krwiste historie. Jest dramat, jest sensacja, są łzy i nieszczęście – jest cudownie. Artykuł na pierwszej stronie, duże zdjęcie ze szczegółami. Reportaż i szczucie na siebie stron zajścia. A problem jest tak naprawdę nieważny.

A problemem tego konfliktu są ludzie. I tylko ludzie. To co robią lub nie, że dają się manipulować, że się boją, że nie mówią prawdy, że im nie zależy. A ofiarą zawsze jest pies. I z tym też jest problem. Są psy „biegające sobie na spacerze”, psy zagubione, psy bezdomne, psy puszczane aby „sobie same znalazły żarcie” i psy faktycznie zdziczałe. Wszystkie w terenie stanowią zagrożenie, bardziej lub mniej ale jednak. Nie chodzi tylko o ludzi ale głównie o zwierzynę. I wprawdzie przepisy pozwalają strzelać tylko do tych ostatnich to ich rozróżnienie nie jest takie proste. A wszystkie mają lub miały właścicieli. Ludzi.

Strony konfliktu:
właściciele psów: puszczają swoje psy wszędzie gdzie się da, nie szkolą swoich psów, nie mają nad nimi kontroli i uważają to za zabawne lub w ogóle nie widzą takiego problemu. Nie wiedzą że na „tej cudownej łączce gdzie mój piesek tak malowniczo wygląda i sobie harcuje” żyją bażanty, zające i inne zwierzęta. Albo mogłyby i chciałyby żyć. I mieć potomstwo. Nie wiedzą, że nie wolno absolutnie puszczać psa w lesie i nie chodzi o zawał serca kogoś gdy „mój pieseczek” wyskoczył znienacka, zza krzaków, na ścieżkę przed zamyślonym spacerowiczem. Jak już nie mają serca dla zwierząt żyjących w tym lesie to może niech pomyślą ile zagrożeń czyha w lesie na psa. Wnyki, kleszcze, dzikie zwierzęta (rozzłoszczony dzik nie będzie się pytał czy może „szturchnąć” psa tylko go po prostu rozpruje), zagubienie itp. Na uwagi o puszczaniu psa reagują urazą i obrazą „...bo co (!!!), JA nie mogę MOJEGO psa puszczać jak MI się tak podoba?” Stereotyp właściciela takiego psa: głupek z psem.

myśliwi: strzelają do psów nie zawsze w uzasadnionych okolicznościach. Znają „z widzenia” psy biegające luzem w swoich obwodach i mogliby jako członkowie poważnej jakby nie było organizacji jakim jest PZŁ, z urzędu egzekwować prawo od ich właścicieli. Jednak wchodzenie w konflikty z miejscową ludnością skutkuje często wojną i niszczeniem paśników, ambon itp. Wiedzą, że faktycznie zdziczałe psy nie są aż tak częste. A głównie nie jest to zdziczenie ale notoryczne puszczanie psów „na żarcie”. Mają w swoim gronie „czarne owce” i tolerują to może z racji hierarchii stada? I przyzwalają na niegodne myśliwych zachowania. Stereotyp myśliwego w tym konflikcie: bezduszny morderca, niebezpieczny głupek z bronią.

Walka ze stereotypami jest trudna. I o tym mówi teoria rzeczywistego konfliktu. Jej konsekwencją są właśnie stereotypy, uprzedzenia i dyskryminacja. Walcząc między sobą zapominamy często o co walczymy a dążymy do zniszczenia przeciwnika. A gdzie w tym wszystkim pies? A gdzie chodzić z psami na spacery? Jak dostarczyć mu możliwości wybiegania? Praktycznie wszędzie nie wolno. Oczywiście masz psa masz problem. To nie miej psa. Proste. A może wydzielać tereny gdzie można by je puszczać? Parki dla psów? Tereny spacerowe? Pora wiosennych lęgów i biegający po polu pies. Właściciela nie widać bo pies niesiony szczęściem wolności zostawił go daleko w tyle. Albo pies radośnie goni sobie sarnę. Zastrzelić czy nie? Jest zagrożeniem, bez dozoru, czy ma oznaki zdziczenia? Zacmokać, zagwizdać? A jak zawarczy? A jak zacznie uciekać? Albo to pies od gościa z pobliskiej wsi. Pójść i go opieprzyć? A on powie, że nie jego pies albo się właśnie zgubił, ojej.

Na pewne problemy nie ma prostych rozwiązań. Ale zamiast obrzucać się błotem i strzelać do psów może by próbować znaleźć inne wyjścia z tej fatalnej sytuacji? I może nie robić tego tylko wtedy gdy zginie pies? Natura dała nam mózgi podobno, może by ich użyć?

Właściciele psów to nie tylko ludzie ze stereotypów. Może są nieuświadomieni w kwestii biegania psa luzem. Może nie wiedzą, nie rozumieją, że to nie problem ograniczeń ich wolności osobistej ale dobra wyższego? Że ten problem dotyczy także innych zwierząt i że dla nich to dosłownie życiowy problem?

Masz psa musisz znać przepisy dotyczące tego faktu. Respektowanie przepisów nie jest ulubioną czynnością ale „skarbówce” mało kto podskoczy i będzie się tłumaczył, że nie wiedział... I to nie tylko kwestia przepisów. Lubisz naturę, lubisz zaskoczyć stado saren na polu, zobaczyć zająca, usłyszeć bażanta, zobaczyć klucz dzikich kaczek To pomyśl zanim puścisz psa na łąki, że wchodzisz do ich domu, że jesteś gościem, że obowiązuje etykieta. One są bezbronne wobec ludzkiej natarczywości. Uciekają porzucając młode, które osamotnione umierają. Umierają ze stresów bo zagoniły je psy. Umierają bo psy rozszarpują je żywcem. Krzyczą i płaczą prawdziwymi łzami. Uczmy nasze psy posłuszeństwa to nie jest aż tak trudne. Stosujmy linki, kagańce, gwizdki, nagrody. Cokolwiek ale z efektem. Bądźmy odpowiedzialni za nasze psy. Zawsze.

Myśliwi to nie są mordercy bezbronnych zwierzątek. Gospodarka łowiecka ma swoje uzasadnienie. Ale może zamiast argumentu „bo zastrzelę CI psa” zastosowaliby przyjacielską pogadankę o przyrodzie. Wiem, brzmi to dziwnie... ale może da lepszy efekt? Może więcej odwagi w tępieniu głupich właścicieli puszczających psy „na żarcie”? Więcej rozsądku w ocenie sytuacji. Ten biegający po polu pies przestraszył się i uciekł właścicielowi? Dzieci wyszły z nim na spacer i straciły nad nim kontrolę? Może zerwał się ze sznurka, którym jakiś „dobry” człowiek go uwiązał w lesie i skazał na śmierć? Może mandaty zamiast kuli? Strzał do psa to ostateczność. Wielu, którzy mają taki na sumieniu nie są z tego dumni. Celny strzał jest dla psa praktycznie nieodwracalny. To śmierć. Koniec istnienia. Ten pies może mieć swoją rodzinę, ktoś po nim będzie rozpaczał. A jeśli ten pies byłby Twoim psem?

Błądzić jest rzeczą ludzką ale uczmy się na cudzych, niestety tragicznych, błędach. I dlatego nie zawsze milczenie jest złotem. Trzeba głośno mówić o tej sprawie. O ludzkiej lekkomyślności, o ludzkiej głupocie. O nadużywaniu uprawnień i nieszczęściu jakie z tego wynika. A zamiatanie pod dywan i udawanie, że nic się nie stało prowadzi właśnie do antagonizmów i nienawiści.

 

 
Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie