Miejsce psa - szeroko pojmowane miejsce w społeczeństwach różnych kultur?

Jakie jest to, szeroko pojmowane miejsce w społeczeństwach różnych kultur? Wiemy, że bardzo różne. Temat jest „śliski" i lepiej nie omawiać zbyt dokładnie. Ale poruszać go trzeba, dla dobra sprawy.

Ograniczę się do pojmowania w Polsce wymienionego w tytule tematu. Chciałbym podkreślić, że moje obserwacje nie wynikają z jakiegokolwiek stanowiska „anty". Tak jak większość Polaków jestem katolikiem. Uważam jednak, że wolno mi ustosunkować się do pewnych zjawisk. Nie trudno zaobserwować, że czułość niektórych ludzi wobec psów bywa przesadna. Jednocześnie, również nie trudno zaobserwować prawidłowość dotyczącą rezerwy i dystansu do zwierząt, a w szczególności do psów: ludzie o silnych przekonaniach religijnych (katolickich) uważają, że człowiek jest "koroną stworzenia", stworzoną "na obraz i podobieństwo itd.", a zwierzę to coś znacznie niższego, prawie jak rzecz, istniejąca po to, by człowiekowi służyć. Nie należy się nią zbytnio przejmować i z nią poufalić. Widać to nawet w podejściu do tych spraw w niektórych gazetach określonej orientacji politycznej. Polska, to kraj wybitnie katolicki i stąd stosunek do zwierząt był jaki był. Teraz to się po trochu zmienia pod wpływem prądów z zachodu, które akurat w tej sprawie uważam za korzystne. Stosunek do przyrody, zwierząt, w tym do psów miał swoje odbicie w różnych prądach filozoficznych. Tym bardzie może stanowić ciekawą lekturę następująca książka - „Teologia zwierząt - Andrew Linzey (Wyd. WAM. Kraków 2010).

Cytuję internetowy komentarz:" Teologia Linzey'a konsekwentnie budowana od ponad 30 lat, której założenia zostały zawarte w tej książce - lekturze obowiązkowej dla każdego chrześcijanina, rozbija fundamenty tradycyjnego chrześcijańskiego obrazu świata. Rewolucyjna a jednocześnie odwołująca się do źródeł chrześcijaństwa, których sens i przesłanie tak bardzo zostały zniekształcone przez instytucjonalne okowy kościoła katolickiego, że zetknięcie z tą lekturą może być szokiem. Andrew Linzey odrzucając antropocentryczno-scholastyczną doktrynę św. Tomasza z Akwinu proponuje diametralnie odmienne spojrzenie na stosunek człowieka do zwierząt. Opierając swe założenia na chrześcijańskim paradygmacie hojności i miłosierdzia stwierdza, że najwyższa pozycja człowieka w dziele boskiego stworzenia nakłada na niego obowiązek służenia istotom słabszym, którym przysługują również prawa. W konsekwencji odrzuca zasadność prowadzenia polowań, wykorzystywania zwierząt w eksperymentach a wegetarianizm podnosi do rangi biblijnego ideału. Należy tylko wyrazić nadzieję, aby myśl Linzeya nie przeszła bez echa i stała się początkiem rzeczywistej metamorfozy doktryny chrześcijańskiej."

Wiele poważnych tematów można potraktować lekko, humorystycznie. Dobrze jest jednak kiedy żartobliwe podejście nie przysłania innego, głębszego odniesienia. Tym bardziej więc uważam, że należy przeciwstawiać się wszelkim działaniom konserwującym patologię lekceważącego traktowania ludzi kochających psy.

Ponieważ zachwycano sie w internecie  kiepskimi "dowcipami" jakiegoś kabaretu, związanymi z zawołaniami psa, skomentowałem to następująco: Relacje pomiędzy właścicielem a psem są stare jak świat. Każdy układa je tak jak lubi. Kto chce mieć dobrze ułożonego psa - podejmuje szkolenie. Wortal redagują m.in. specjaliści z tego zakresu. Inny temat, dotyczący "prawidłowości" zachowań psa - to kwestia względna. Kiedyś, pewien Pan Profesor następująco skomentował powitanie przez psa, przytulającego się (i śliniącego spodnie) osoby wchodzącej do mieszkania: "przecież to uczucie, a spodnie to szmata..."Każdy jest reżyserem własnego szczęścia. Niech więc będą "Pańciorki", "Kropcie", "Amory" i "Vickusie".

Długie monologi są bardziej potrzebą człowieka i nie stanowią zrozumiałego dla psa przekazu, komendy. Ale pies słyszy dźwięk mowy i taka retoryka jest też formą kontaktu. A najlepiej - witającego psa poklepać, przytulić, a nie karcić czy odpychać. Czy miłe, ciepłe, bardzo osobiste relacje pomiędzy człowiekiem a jego psem to temat do kpin? Być może jestem starej daty, ale nie wiem kiedy trzeba się śmiać słysząc dowcip w kategoriach: "kopnął go w d....a on fiknął kozła". Kpiny ze zdrobniałych, pieszczotliwych zawołań psa to żart podobnej kategorii i nie wywołują u mnie zachwytu i radości... Czasami, u postronnego słuchacza zawołań psiaka, takie zdrobniałe imiona mogą wywołać uśmiech. Ale niech to będzie uśmiech życzliwy, miły, a nie złośliwy, prymitywny rechot...

Jan Borzymowski

Wortal PSY24.PL

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie