A P O R T dla psa - ćwiczenie, zabawa, ruch ale i zagrożenie.

Wszelkie formy szkolenia związane z przynoszeniem przedmiotów przez psa pozostawię fachowcom, profesjonalistom układania. Pragnę zwrócić uwagę na kilka spraw związanych z aportowaniem To jedna z podstawowych umiejętności czworonoga dyskontowana na wszelkich poziomach psiej edukacji. Wspomniana umiejętność, odpowiednio rozbudowywana, jest elementem wszystkich stopni wyszkolenia psa od podstawowego PT do wyżyn umiejętności IPO III.

Umiejętność, a najczęściej i pasja aportowania ma bardzo konkretne zastosowanie. Kiedy coś zgubimy na spacerze – włączamy do poszukiwań psa. Kiedy wiatr zerwie nam kapelusz…prędzej dogoni go pies, a nie właściciel. Drobne obślinienie wybaczymy. Zgubiona na łące rękawiczka to żaden problem. Najczęściej naukę aportowania podejmuje właściciel pieska jeszcze w wieku szczenięcym. Proste rzucenie jakiegoś przedmiotu – wyzwoli instynkt pogoni. Z przyniesieniem najczęściej bywa nieco gorzej. Ale dobre i to - już samo podjęcie aportu to połowa sukcesu. Piesek szuka aportu, biega, wykonuje zwroty, skacze itp. itd. Przewodnik też rusza się, biega. Bawi się pies, ale i Pan. Wszyscy są szczęśliwi. I o to chodzi.

Zatrzymajmy się chwilę nad przedmiotem aportowania. Musi on być dostosowany do wieku, wielkości psa, a także do wielkości pyska tzn. możliwości swobodnego chwytu. Waga aportu też jest ważna. Bardzo często tzw. „aportem” jest piłka. Najczęściej nie zdajemy sobie sprawy z ogromnego zagrożenia jeżeli pies aportuje niewielką piłeczkę. Odnalezienie takiego aportu, obślinienie, mamlanie – prowadzi niejednokrotnie do chęci połknięcia. Jeżeli wielkość piłeczki pozwoli na to, pies może zginąć w ułamkach sekund! Znam wypadek kiedy ukochana rottweilerka, na spacerze, nosiła w pysku tenisową piłkę. Kiedy piłka była nowa i twarda nic złego nie działo się. Z czasem piłka stała się miękka, bardziej śliska. Pewnego dnia, na spacerze suczka połknęła piłkę. Rozpaczliwe próby ratunku nic nie dały. Pozostał wielki smutek.

Czy można zapobiec tego typu przypadłości? Owszem, tak. Zwłaszcza jeżeli posługujemy się aportem – piłką. Dla psa wielkości 50 – 65 cm (chodzi o proporcjonalną wielkość głowy), powinna być lana piłka, średnicy nie mniejszej jak 7,5 cm. Dobrze kiedy do takiej piłki umocowana jest linka z pętlą, długości ok. 45 cm. Tu ważna uwaga – zamocowanie linki musi wykluczyć jej wysmyknięcie, urwanie się, nawet przy znacznym oporze przy ciągnięciu. Ma to kilka ważnych zastosowań. Pozwala na daleki wyrzut piłki (60-70 m). Kiedy mamy nieco mniejszą piłkę, której wielkość umożliwi połknięcie – wspomniana linka jest doskonałą asekuracją. Jeżeli zdarzy się chęć połknięcia - wystająca z pyska linka umożliwia ratunek, wyciągniecie piłki z gardła.

Podobnie, w przypadku szczeniąt, toczące się zabawki są bardzo dobre, stymulują ruch. Pamiętać jednak należy o groźbie połknięcia. Dlatego małe piłeczki, różne kulki, korale, niewielkie klocki – należy usunąć z pola zasięgu pieska.
Wracajmy do „dorosłego” aportu. Wszelkie „koziołki”, „parówki”, „oskubane kurczaki” z plastiku, to bezpieczne aporty w tym sensie, że nie występuje groźba połknięcia ich. Są jednak niezbyt wygodne do noszenia na spacerze. Dlatego preferuję wspomnianą laną piłkę z zamocowaną linką. Kiedy jest niepotrzebna, mieści się w kieszeni kurtki.



Zdjęcie prezentuje trzy bezpieczne rodzaje aportu. Pragnę zwrócić uwagę, że każdy z nich jest łatwy dla psa do uchwycenia, odpowiednio twardy, ale z miękką powierzchnią, co wyklucza ew nadłamanie zęba.„Koziołek” waży 850g i jest przeznaczony dla dużych psów. Podobnie linka z pętlą ( 320g, Ǿ 7,5 cm).




Drugie zdjęcie przedstawia trzy różne piłeczki – aporty, z których tylko ten z linką (180g) można uznać za bezpieczny i odpowiedni dla psów nieco mniejszych, do 40 cm w kłębie i pysku o znacznie mniejszej pojemności niż np. dog niemiecki, on-k, czy rottweiler.
Wspomniana linka ma jeszcze jeden atut. Bywa, że nasz milusiński niema ochoty przynieść aportu, który wpadł gdzieś w śnieg czy w trawę. Kolorowa linka ułatwia znalezienie przedmiotu…zwłaszcza kiedy sami musimy go odnaleźć, bo nasza czworonożna pociecha ma o wiele bardziej interesujące sprawy….:). Oby jak najrzadziej.

Jan Borzymowski

WORTAL PSY24.PL

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie