Po co hodowcy hodowca?

Po co hodowcy hodowca
czyli rodzinna fotografia i nożyczki...

Bycie hodowcą to wybór, nikt się nim nie rodzi. Powodów takiego wyboru jest wiele. Jednymi kieruje miłość i pasja, inni kontynuują rodzinne tradycje, jeszcze inni zostają hodowcami przez przypadek ale staje się to ich życiowym zamiłowaniem. Są też tacy, którzy widzą w tym tylko interes i stają się hodofcami ale to nie o nich będzie.

Zaczynając hodować psy człowiek trafia w grono innych hodowców. I jak w wielkiej rodzinie... Lubimy wujka Stefana, bo daje nam cukierki a nie przepadamy za ciocią Krysią bo każe nam jeść szpinak. I ustawiając się do wielkiej rodzinnej fotografii szukamy swojego miejsca. Szukamy ludzi przyjaznych. Dobrze by było gdyby jeszcze byli mądrzy i chcieli nam tej mądrości użyczyć. Ile czasu trzeba i jakich zdarzeń abyśmy wiedzieli czy wybraliśmy dobre miejsce ? I czy trzeba będzie za jakiś czas wziąć nożyczki i odciąć się od którejś części rodzinnego zdjęcia a wkleić gdzie indziej?

W życiu różnie bywa. Często po początkowej euforii z poznania nowych ludzi nadchodzi rozczarowanie. Nie zawsze ten co daje cukierki jest naprawdę wartościowy i wart naszego czasu. A niezbyt lubiana osoba w chwili prawdziwej potrzeby pomoże i uratuje. Ale żeby się o tym przekonać musi upłynąć trochę czasu. I potrzebna jest zdroworozsądkowa obserwacja.

Hodowcy się znają. Znają się z różnych imprez, wystaw, konkursów, zawodów czy z racji bliskiego mieszkania. Znają się bo łączy ich „bycie hodowcą". Często obcy sobie ludzie stają się znajomymi, dobrymi znajomymi, przyjaciółmi a nawet rodziną. Osoba nowa może mieć szczęście i trafić na takich. Po trzech minutach rozmowy będzie tak jakby znali się całe życie. Mają podobne spojrzenie na świat, zbliżone poglądy. Ich życia zaczynają się splatać i wszyscy są zadowoleni. I nie muszą to być wcale hodowcy tej samej rasy psów. Można jednak trafić w mniej przyjazne środowisko lub tylko przyjazne na pokaz. I tu czeka wielkie zaskoczenie. Plotki, kopanie dołków, oszczerstwa a nawet sposoby eliminacji przeciwników na które nigdy byśmy nie wpadli. Są tacy co to lubią i świetnie się odnajdą w tym towarzystwie ale są tacy co ze zdumieniem będą przecierać oczy i zniechęcą się do hodowli na całe życie.

To są oczywiście uogólnienia. Nic nie jest tylko białe albo czarne. W każdej grupie ludzi są podgrupki sympatyzujące ze sobą lub zwalczające się. Najważniejsze aby nie zapomnieć, że oprócz bycia hodowcą jest się też (a może przede wszystkim) człowiekiem. Każdy może mieć swoje plany i ambicje. Każdy ma takie prawo. Ale w imię tych ambicji nie musimy się zwalczać. Hodując jakąś rasę psów można się wspierać a nie tylko wydrapywać sobie oczy bo MÓJ jest piękniejszy, mądrzejszy, lepszy... Wspieranie nie musi od razu oznaczać miłości i zażyłości. Ale może być zwyczajną porządnością i uprzejmością. Kulturą osobistą i poszanowaniem cudzego punktu widzenia. Szanowaniem cudzej pracy hodowlanej. Tolerancją? A może po prostu nieprzeszkadzaniem.

Nie musimy się zgadzać z czyimś widzeniem jego hodowli. A innym nie muszą się podobać dobierane przez nas krycia czy sprowadzane z końca świata szczenięta. Bo każdy hodowca ma jakąś wizję swojej hodowli. Ten obraz może się zmieniać i ewoluować.

A co tego mają inni hodowcy? Hodowcy dla hodowców są często nieocenionym źródłem informacji i wiedzy. Często inni hodowcy wiedzą coś istotnego o czym nikt nie mówi. I chodzi tu o fakty a nie plotki. Można o tym rozmawiać, wymieniać się informacjami. Można się wspierać w sytuacjach trudnych dla nas a dla innych prostych i oczywistych. Jak na przykład przychodzenie na świat szczeniąt. Dla jednych jest to (oprócz doniosłości chwili) stresujące i wykańczające a dla innych normalne i nie wywołujące trzęsienia rąk i skrętu żołądka. Wspieraniem może być odsyłanie do konkurencji, która akurat ma szczenięta. Czy informowanie zainteresowanych naszą rasą i naszą hodowlą, że istnieją inne hodowle czy inne rasy bardziej może pasujące do ich oczekiwań. Hodowcy dla hodowców mogą być też jak cios nożem w plecy. Jak drzazga pod paznokciem. Jak toksyczna rodzina. Żadnej pomocy, spychanie na towarzyski margines, obrażanie i prychanie z dezaprobatą.

Osoba wstępująca do rodziny hodowców trafia często w internecie na różne psie fora i dyskusje tam podejmowane. Bardzo często pyta się sama siebie „co ja robię w tym towarzystwie"? Teoretyczna anonimowość, ukrywanie się za wymyślnymi nickami daje niektórym złudzenie wielkich możliwości zwalczania przeciwników i konkurencji. Jest to temat rzeka. Jedni sobie słodzą, wychwalają i przypisują swoim znajomym cudowne zalety. Obrzucają za to błotem, wylewają  wiadra pomyj i zalewają morzem żółci tych „co nie z nami". Sieją plotki, przypisują ciężkie i dziedziczne choroby cudzym psom i to oczywiście wszystko „z pierwszej ręki i w 100 % prawdziwe". Więc nowowstępujący - weź głęboki oddech i nie daj się wciągnąć w te gierki. Ta część rodziny zje cię bez popijania. I szybko będziesz musiał skorzystać z nożyczek...

Trzeba szukać w tej rodzinie nie skrajnie walczących, o czym niestety przekonujemy się często poniewczasie. Omijajmy takich co w pierwszych trzech minutach znajomości opowiedzą historię świata hodowców wraz z przepikantnymi szczegółami. My też staniemy się dla nich tematem opowieści. Niekoniecznie prawdziwych. Szukajmy cierpliwie takich, z którymi znajomość stanie się przyjemnością. To niełatwe ale z czasem znajdziemy. Trudno powiedzieć gdzie ich szukać ale oni istnieją. Prawdziwi hodowcy, życzliwi i pomocni. Nie muszą wyglądać jak nobliwi starcy emanujący życiową mądrością. Są często zwyczajni, śmieją się z głupich dowcipów, ubierają się w sklepie za rogiem i bywają potargani. Nie stoją na piedestale wiedzy ale często uklękną w błocie przy twoim psie i powiedzą o nim coś czego nie przeczytasz w najmądrzejszych książkach.

Z czasem, gdy nabierzemy już swojej osobistej wiedzy hodowlanej, zdobędziemy własne doświadczenia i nie będziemy nowicjuszami znajdziemy na tej rodzinnej fotografii swoje miejsce. Nie musi być ono z przodu, nie musi rzucać się w oczy. Będzie nasze i w grupie osób obok których będziemy chcieli stanąć. I na taką rodzinną fotografię popatrzymy z uśmiechem i zrobimy na niej miejsce dla kogoś nowego.

I będziemy mogli odłożyć do głębokiej szuflady nożyczki... no chyba, że będziemy chcieli naszemu psu przyciąć niesfornego loczka.

 

Sukcesów w poszukiwaniu swojego miejsca życzy w imieniu swoim i innych hodowców

 

Agnieszka Mordwa
hodowla seterów szkockich "Klan Basów"
Wortal PSY24.PL

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie