Bliskie spotkania - mój asystent pies

Ewa Sztandara nigdzie nie wychodzi bez swojego psa asystenta. Niestety, pies pomocnik nie ma u nas żadnych dodatkowych przywilejów, dlatego Goldiego kilka razy wyproszono ze sklepów czy pubów.

Poda telefon i pilota. Wyjmie produkty z lodówki i otworzy drzwi szafki. Zdejmie skarpetki i przyciągnie wózek inwalidzki. Nie narzeka, przeciwnie - jest szczęśliwy, kiedy może pomóc. Kocha i chce być kochany. To specjalnie szkolony pies, który wyręcza osoby niepełnosprawne ruchowo w wielu codziennych czynnościach.

Uporczywy sygnał tele­fonu odrywa długo­włosą dziewczynę na wózku od ekranu komputera. Pisze pracę magi­sterską z cywilizacji śródziemnomorskiej. Zaocznie ukończyła filologię klasyczną na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dziewczyna nerwowo rozgląda się dookoła. Do pokoju wbiega złoty golden retriever. W pysku ma telefoniczną słuchawkę. Rzuca ją swej pani na kolana. - Och, Goldi! Wiedziałeś, czego szukam. Dziękuję! - mówi, czule głaszcząc psa. Odbiera telefon i jednocześnie z małej torebki zaczepionej na poręczy wózka wyjmuje garstkę pokarmu. Podaje psu. - Z Goldim porozumiewam się bez słów. On wie, czego mi trzeba - wyznaje Ewa Sztandara. Cierpi na rdzeniowy zanik mięśni. Jest niepełnosprawna od drugiego roku życia. Dotychczas jej życie zamykało się wokół tego, co miała pod ręką. Teraz ma swojego psa pomocnika.

- Jest tak dobrze wyszkolony jak świetny asystent - śmieje się Ewa i ledwie widocznym gestem dłoni wskazuje na lo­dówkę, do której uchwytu przywiązany jest sznur. Pies natychmiast się podnosi. Pod biega do lodówki, a potem ciągnie za sznur tak długo, a otwierają się drzwiczki. Z wnętrza wyjmuje pyskiem butelkę z wodą mineralną i z zadowoleniem, machając ogonem, podaje do ręki "szefowej". Widać, że jest dumny z dobrze wykonanego zadania.

Przełamując bariery

Goldi jest pierwszym w Polsce wyszkolonym psem asystującym. Potrafi m.in. zgasić i zapalić światło, wyjąć z lodówki wodę i podać swojej pani.

To tylko niewielka próbka umiejętności psa pomocnika. Najpotrzebniejsze zadania, które Goldi wykonuje, to: otwieranie i zamykanie szafek, usuwanie przedmiotów znajdujących się na drodze wózka, otwieranie drzwi. Jeśli tylko usłyszy dźwięk padającego przedmiotu, od razu się podnosi. - Ostatnio wysypały mi się drobiazgi z kosmetyczki. Mnóstwo maleńkich przedmiotów. Pomyślałam - Goldi sobie nie poradzi. Ale on podał mi torebkę, a potem wszystkie kosmetyki, szminki, puder - opowiada Ewa.

Teraz już, jeśli coś jej upadnie czy też chce zapalić światło, nie musi za każdym razem wołać rodziców. - Proszę psa i on to robi. I to z wielkim zapałem. Lubi mi pomagać, a ja poświęcam mu dużo czasu. Pomaga mi też psychicznie. Cały czas chce być przytulany, głaskany. Siedzi przy wózku i czeka na mój gest - mówi Ewa.
Goldi jest pełnoprawnym członkiem rodziny. - Od kiedy ten pies zamieszkał z nami, a było to półtora roku temu, bardzo wiele zmienił w naszym życiu - wyznaje mama Ewy. - Przedtem w pracy przez cały czas myślałam o tym, że gdyby się córce cokolwiek stało, np. spadłaby z wózka, to nawet nie będzie mogła nas zawiadomić, bo jak dotrze do telefonu. Ona ma tak słabe ręce, że często nie ma siły przycisnąć kontaktu. Bałam się, że w wielu takich sytuacjach Ewa byłaby bezradna, bo właściwie niewiele może wokół siebie zrobić. Teraz jestem spokojna, bo wiem, że Goldi cały czas jest przy niej - mówi pani Sztandara.

- Ludzie, jeśli widzą człowieka z psem, łatwiej nawiązują z nim kontakt. Łatwiej jest zagadać. Przełamać wstyd. Gdy idę z Goldim, nie muszę prosić ludzi, żeby mi pomogli. Proszę psa, a wtedy wydaje mi się, że jestem odbierana inaczej. Nie jako człowiek, który tylko czeka, żeby mu podać to czy tamto, ale jak ktoś, kto potrafi kierować zwierzęciem. I jest samodzielny - przekonuje Ewa. - Był czas, kiedy córka zamknęła się w sobie. To pies pomógł jej przełamać tę barierę. Musiała z nim ćwiczyć np. chodzenie przy wózku. Stała się bardziej odważna - mówi mama Ewy.

Powiernik i przyjaciel
Goldi to pierwszy w Polsce wyszkolony pies asystujący (z ang. assistance dog). Zna ponad 40 komend. Został przekazany osobie niepełnosprawnej. Dotychczas znane były głównie psy przewodniki osób niewidomych. W ostatnich latach pojawiły się nieśmiałe próby wykorzystaniaa psów w terapii kontaktowej, zwanej popularnie dogoterapią. - Ale psy mogą też pomagać i wpływać na poprawę jakości życia również w przypadku wielu schorzeń, np. epilepsji. W wielu krajach europejskich od lat psy asystujące towarzyszą osobom niepełnosprawnym ruchowo - mówi Agnieszka Orłowska, przewodnicząca Stowarzyszenia Terapii Wspomagającej "Alteri" (z łac. alter to powiernik, bliski przyjaciel) z siedzibą w Krakowie.

Stowarzyszenie założyła grupa przyjaciół, którzy poznali się w internecie na forum o szkoleniu psów. Polubili się i zaczęli odwiedzać. W końcu trzy lata temu dzięki zawodowym treserkom Agnieszce Orłowskiej i Magdzie Samitowskiej z Krakowa powstało stowarzyszenie Alteri (wwv. alteri.ipon.pl). Obecnie działa w nim sześciu instruktorów, którzy szkolą cztery psy asystujące i przygotowują jednego szczeniaka. Pomagają im wolontariusze.

Zastępcze rodziny

Członkowie stowarzyszenia Alteri w odwiedzinach u "rodziny zastępczej" Silvy (od lewej: Magadalena Zazula, Elżbieta Okoń, Agata Zymon-Baran, Magdalena Samitowska, Agnieszka Orłowska, Paweł Życiński i psy: Amba, Karamba, Silva - na wózku, Luna i Altura.


Stowarzyszenie we własnym zakresie kupuje psy u renomowanych hodowców. Czasem fundusze na zakup psa i jego utrzymanie zdobywają od prywatnych osób i instytucji. Darczyńcy stają się w ten sposób rodzicami chrzestnymi szczeniaka. Otrzymują oni cały czas informacje o postępach psa w szkoleniu i są zapraszani na uroczyste przekazanie go osobie niepełnosprawnej. Rodzicami chrzestnymi szkolonej właśnie Luny, czarnej labradorki, są uczniowie i pracownicy XVI LO w Krakowie. Właśnie labradory i golden retrievery wydają się najbardziej predysponowane do roli psów asystentów. Szkolone szczeniaki muszą mieć ustabilizowaną psychikę i charakter. Bardzo dokładnie sprawdzani są rodzice wybranego pieska.



- Jednak ważny jest nie tylko charakter, ale i określone cechy fizyczne. Lepiej sprawdzają się rasy duże, ze względu na zadania, jakie mają do wykonania, np. otwieranie drzwi, przyciąganie wózka, przesuwanie ciężkich przedmiotów - mówi Agnieszka. Takie psy nie mogą ciągnąć smyczy, bać się hałasu ani innych zwierząt. Muszą być opanowane i nieagresywne.

Zanim wybierzemy szczeniaka, przechodzi on test. Hodowca przynosi go do pomieszczenia, w którym będzie umieszczony po raz pierwszy w życiu. Egzaminator czeka w części przeciwległej do wejścia, a hodowca zostawia psa na podłodze i wychodzi. Egzaminator klaszcze w ręce i woła psa do siebie. Jeśli szczeniak przybiega z entuzjazmem i uniesionym ogonem, to znaczy, że ma łatwość nawiązywania kontaktu z człowiekiem. Jeśli pozytywnie zaliczy kolejnych dziewięć zadań, m.in. podążanie za człowiekiem, aport - zostanie przeznaczony do dalszego wychowywania na psa pomocnika. Trafi więc do domu instruktora i przez miesiąc będzie bacznie obserwowany. Sprawdzimy, czy ma tendencje do kontaktu z człowiekiem, podążania za stadem, czy nie przejawia agresji, nie okazuje nadmiernego strachu ani zbytniej pewności siebie, czy z chęcią się bawi.

Złota dwunastka

Jeżeli instruktor nie zauważy niepokojących zachowań, szczeniak zostaje przekazany do "rodziny zastępczej". To dom, w którym wychowuje się przyszły pies asystujący, zanim rozpocznie specjalistyczne szkolenie pod okiem trenera. Alteri wciąż poszukuje kandydatów na rodziny zastępcze dla psów. Mogą to być zarówno rodziny z dziećmi, jak i osoby samotne. Młode psy przebywają u nich przez kilkanaście miesięcy. Ale w ciągu pierwszych 12 tygodni mają za zadanie nauczyć psa prawidłowego zachowania się wśród ludzi i zapoznać go z wszelkimi dziwami tego świata. Obowiązuje zasada "złotej 12". Pies musi poznać: 12 powierzchni (od drewna, poprzez plastik, po muł, trawę), 12 osób (staruszkowie, dzieci, ludzie na wózkach, z laską, o kulach),12 odgłosów (dzwonek, otwieranie drzwi, odgłosy pralki, zmywarki), 12 miejsc (od jeziora, rzeki, stawu po windę, samochód, piwnicę). Musi jeść w 12 różnych miejscach i z 12 różnych pojemników. Sprostać 12 wyzwaniom (przejście przez kartonowy tunel czy elektrycznie otwierane drzwi) i bawić się z 12 różnymi psami.

Jest to dla szczeniaka prawdziwa szkoła przetrwania i niezwykle ważny okres. Instruktor spotyka się z rodziną zastępczą i psem, którego tresuje, co najmniej raz w tygodniu. Przekazuje swoje spostrzeżenia i informuje, nad czym należy pracować w kolejnym tygodniu.

Rozpieszczane i niekarane
Do szkolenia zakwalifikowała się właśnie trzymiesięczna Amba, berneński pies pasterski, córka pracującej w dogoterapii suki Toy. Jej hodowczyni Magda Zazula teraz jest dla niej "mamą zastępczą". - Opiekun psa musi go otoczyć opieką i miłością. Szczeniaki potrzebują wiele uwagi. Pierwszy etap pracy to nauka dobrego wychowania. Trwa on dość długo i jest najtrudniejszy - objaśnia Agnieszka.

- Rodzina nie może dominować czy wręcz karać. Nasze psy mogą być rozpieszczane i głaskane do woli, ale nie przekarmiane - wtedy będą pracować z ochotą, a praca będzie dla nich przyjemnością, tak jak kontakt i przebywanie z człowiekiem - tłumaczy Paweł Życiński, wiceprzewodniczący Alterii, absolwent Wydziału Zarządzania Politechniki Śląskiej, który - z konieczności - prowadzi księgowość stowarzyszenia, a - z pasji - zajmuje się tresurą psów.

Bycie opiekunem psa pomocnika to z jednej strony ogromna radość i satysfakcja z możliwości wychowywania i wprowadzania w świat szczeniaka, ale z drugiej - ogromna odpowiedzialność za prawidłowe pokierowanie rozwojem psa, który ma być asystentem osoby niepełnosprawnej. - To ciężka, ale bardzo wdzięczna praca, nieprzynosząca korzyści finansowych, a trwająca 24 godziny na dobę - przekonuje Orłowska i uśmiecha się do rudowłosej młodej kobiety, Agaty Zymon-Baran, u której od prawie roku mieszka labradorka Silva.

- Opiekuję się Silvą jak własnym psem, ale cały czas mam świadomość, że ją oddam. Bycie z nią daje mi na prawdę mnóstwo frajdy, ale najprzyjemniejsze będzie dla mnie zobaczyć, jak dumnie kroczy przy wózku chorego, tak jak Goldi. To będzie znaczyło, że dobrze wykonałam zadanie - wyznaje Agata.

Pies dla Izy
Na Lunę wychowywaną ponad rok przez Magdę Samitowską czeka już Iza Odrobińska, dziennikarka chorująca na stwardnienie rozsiane. - Chciałabym, żeby to było już jutro, bo moje serce już należy do Luny. Jednak wiem, że jeszcze te kilka tygodni jest potrzebne do takiego przygotowania psa, żeby potrafił mi asystować w domu i podczas moich rozlicznych zajęć, konferencji, spotkań, wyjazdów, również zagranicznych - wyznaje Iza.

Lunę pokochała od pierwszego wejrzenia, choć jeszcze niedawno nie mogła się pozbierać po stracie dotychczasowego psiego przyjaciela Puka. Kiedy w 1997 r. Iza zachorowała, właśnie on stał się dla niej najbliższą istotą. Nauczyła Puka, by podawał przedmioty, popychał jej wózek. Kiedy Puk zginął w wypadku, jej znajomi zaczęli szukać - niczego Izie nie mówiąc - specjalnie wyszkolonego psa. Ktoś opisał jej historię na liście dyskusyjnej "Podwórko", założył stronę internetową. I tak w końcu trafili do Alteri.

- Za szkolenie nie bierzemy pieniędzy. Ale musimy mieć fundusze na zakup odpowiedniego szczeniaka, karmienie i leczenie go przez jakieś 12-18 miesięcy. W sumie potrzeba ok. 8-10 tys. zł. Osobie niepełnosprawnej pies jest przekazywany bezpłatnie, ale przez cały okres jego życia pozostaje własnością Alteri. Przy przekazaniu psa, w chwili podpisania umowy, stowarzyszenie pobiera kaucję, którą zwraca po upływie pół roku lub w przypadku niepomyślnego przejścia okresu adaptacji psa w domu osoby niepełnosprawnej - informuje Agnieszka.

Dzięki akcji "Pies dla Izy" nagłośnionej w mediach ("Metrze" i "Gazecie Stołecz­nej") została zebrana kwota wystarczająca na kaucję. - Nie chcę, żeby mi ją kiedyś zwrócono, ale by za te pieniądze wyszkolono kolejnego psa pomocnika dla osoby niepełnosprawnej - wyznaje Iza.

- Na początku nie było mi łatwo przyzwyczaić się do myśli, że jakiś pies zajmie miejsce Puka, który był kundlem, niespecjalnie ładnym, ale dla mnie najcudowniejszym. Dawał mi poczucie bezpieczeństwa, dlatego nigdy go nie zapomnę - wspomina Iza. Ale mimo to zdecydowała się wypełnić ankietę Alteri na temat warunków, w których w przyszłości miałby przebywać pies, i jej oczekiwań wobec niego. - Był pewien problem, bo mieszkam sama i trudno jest mi wyjść z domu po schodach. Od drzwi windy do drzwi wyjściowych dzieli mnie półpiętro. Ale mam wspaniałych sąsiadów, młodych ludzi, którzy chcą mi pomagać w wyprowadzaniu psiaka. Napisałam w ankiecie, że potrzebuję psa do przytrzymania drzwi, podawania przedmiotów, wkładania rzeczy do pralki. Nie może polować na ptaki, bo mam w domu dwie papugi amazonki o dziobach jak sekatory - śmieje się Iza.

To ja decyduję!

- Lunę, która prawdopodobnie do mnie trafi, poznałam przez internet. Miała pięć tygodni i wielkie czarne ślepia. Potem oglądałam kolejne zdjęcia, filmiki. Śledziłam etapy tresury. W tym czasie różne psy odpadały, bo się nie nadawały, ale moja Luna zaliczała kolejne testy. Pamiętam pierwsze spotkanie, w styczniu tego roku. Luna miała ponad rok. Uczyłam się, jak utrzymać jej zachowania, wykształcić nowe, jak wymagać. Dużo się dowiedziałam. Na przykład, że pies nie powinien mieć podstawianej miski, lecz ma ją "upolować", poczekać na ten moment, gdy ją dostanie. Powinien widzieć, jak mu przygotowuję jedzenie. Nie musi najadać się do syta. Byłam przekonana, że jeśli rozkłada się na kanapie i nie chce zejść, to znaczy, że chce nade mną dominować. A tak wcale nie jest. Pies zejdzie z kanapy w zamian np. za piłeczkę. On musi się czuć dobrze i bezpiecznie. Nie muszę mu demonstrować siły, wręcz przeciwnie.
Powinnam budować więź i zaufanie. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, czy Luna do mnie trafi, bo pies asystent musi być dopasowany do przyszłego opiekuna. Jest to związek. Człowieka i psa. Psa i człowieka. Podczas tego pierwszego spotkania z Luną już coś między nami zaiskrzyło. Obie jesteśmy żywiołowe. Dla niej największym problemem jest prawie nieruchome siedzenie podczas konferencji przy moim wózku. Mnie też bezczynne przebywanie w jednym miejscu męczy... - opowiada Iza.

Po dwóch spotkaniach trenerka Magda Samitowska zapytała Izę, czy Luna jej odpowiada. - Czy mi odpowiada? - zdziwiłam się. Ja Lunę kocham! - wykrzyczałam. Akceptuję ją w całości. Ona mnie też. Była już w moim domu. Nocowała. Trochę się bałam, co to będzie z papugami. Ale Luna najpierw obszczekała ptaki, a potem je ignorowała. Kiedy Magda po nią przyjechała, zapytała: "Gdzie spał pies?". A pies spał w łóżku... W tym samym miejscu, w którym kiedyś kładł się Puk. Zwinięta w kłębek, od ściany. Od razu zrobiło mi się przyjemnie i lekko, bo to trochę tak, jakby jeszcze jedna osoba była w domu. Czuje się jej bliskość. Teraz Luna przyjedzie na trzy dni, a potem wyjedzie ze mną na wakacje. Cały czas trwa docieranie. Formalne jej przekazanie pewnie nastąpi latem. Prosiłam stowarzyszenie o doszkolenie Luny. Dla mnie ważniejsza jest pomoc przy wstawaniu z wózka niż np. wyłączanie światła - wyznaje Iza.

Pies asystent może wykonać 75 procent zadań, które dotychczas musiał spełniać człowiek. - Jednak to nie wszystko! - wtrąca Paweł Życiński. - Ważny jest też czynnik terapeutyczny. Uczucia, którymi pies obdarza, z niczym nie da się porównać. Dla niego osoba niepełnosprawna jest kimś najwspanialszym, najpiękniejszym, najmądrzejszym na świecie - dodaje.

Iza Odrobińska twierdzi, że ważne jest to, że to ona musi podjąć decyzję. - Podaj, siad, wrzuć, waruj, trzymaj - to ja mimo mojej niepełnosprawności wydaję komendy i dzięki temu uzyskuję władzę nad otoczeniem. To bardzo ważne. Nie muszę czekać na kogoś i prosić, tylko powiem: "Luna, podaj pilota!" - a pies ochoczo i z radością mi go przyniesie. Relacja pies - człowiek jest zupełnie inna niż człowiek - człowiek.

Oby się udało

Jakże często miewamy własne wyobrażenia o tym, co dla niepełnosprawnych jest dobre. Wyręczamy ich. Tymczasem samodzielnie kupiona gazeta bywa lepszym ant­depresantem niż leki. "Mnie się udało!" - to powód do dumy. Są osoby, które przez całe miesiące siedzą zamknięte w czterech ścianach. Przestają wierzyć, że potrafią czegoś samodzielnie dokonać. A za psa trzeba być odpowiedzialnym. Myśleć o tym, czy ma jedzenie, czy został wyprowadzony, wyczesany. Trzeba pamiętać o zasadach postępowania z psem, pewne jego umiejętności ćwiczyć, inne rozwijać.

O ile szkolenie psów przewodników osób niewidomych jest zagadnieniem znanym, to problem psów asystujących dopiero się pojawia i Alteri jest w tej dziedzinie prekursorem. Członkowie stowarzyszenia chcą, by psy asystujące miały swoje prawa. Mogły wchodzić do miejsc publicznych. Były traktowane z należytym szacunkiem jako wykwalifikowani asystenci osób niepełnosprawnych.

Iza Odrobińska wierzy, że tak się stanie. - Ostatnio Luna przez całą konferencję siedziała przy mnie grzecznie. Nawet była ze mną w toalecie. Instruktorzy byli tym mile zaskoczeni. A ja widziałam, jak bardzo się cieszyła, że może mi pomóc. Widziałam w jej oczach, jak bardzo mnie kocha i potrzebuje mojej miłości. Chcę Lunie ją dać!


Poradnik domowy nr 6(178) z czerwca 2005 r.
tekst: Małgorzata Szamocka
zdjęcia: Tomasz Wiech, Łukasz Zandecki.

www.alteri.pl

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie